[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najmniej dziwnie. Jakby miała motyle w brzuchu. Nie, to nie motyle,
pomyślała. To maleńki, mikroskopijny embrion, który się rozwija w
jej łonie.
- A więc to prawda - powtórzył Thunder po raz nie wiadomo
który. - Będziemy rodzicami.
- Tak. - Carrie utkwiła wzrok w przedniej szybie, ale
przesuwający się krajobraz widziała jak przez mgłę.
- Jesteś przerażona? - spytał Thunder, zatrzymując samochód na
czerwonym świetle.
- Tak. Ale też bardzo podekscytowana - przyznała. Choć to był
zaledwie drugi tydzień ciąży, z łatwością mogła sobie wyobrazić, że
trzyma w ramionach dziecko, karmi je i kołysze do snu. Jakby jej
życie ruszyło znowu z miejsca, po dwudziestu latach uśpienia. Miała
zostać mamą.
- Ja tak samo. Też jestem przerażony i zachwycony. -Spojrzał na
nią z powagą. - Wygląda na to, że Stwórca dał nam jeszcze jedną
szansę.
- Po dwudziestu latach. Nie do wiary. Kto by przypuszczał?
- Na pewno nie ja. Nie liczyłem na to, że jeszcze kiedyś cię
zobaczę, a co dopiero, że zostaniemy kochankami i stworzymy nowe
życie.
Zwiatło się zmieniło i ruszyli.
103
RS
- Nasi rodzice będą szaleć, gdy się dowiedzą. - Przyszły ojciec
uśmiechnął się z dumą. - Oczywiście z radości.
Carrie też musiała się uśmiechnąć na myśl o tym, jak jej matka
będzie piać ze szczęścia na wieść o tym, że zostanie babcią.
- Rodzice będą chcieli, żebyśmy ze sobą zostali. %7łebyśmy się
pobrali - odezwał się Thunder.
Jego słowa były jak mały kamyczek, który poruszył lawinę.
Wspomnienia zwaliły się na nią wielotonowym ciężarem. Jej młody,
wiecznie niespokojny mąż, dręczony poczuciem niespełnionej misji.
Potworny ból, który czuła, kiedy zrozumiała, że musi pozwolić mu
odejść. Złota obrączka, która była dla niej tak bardzo cenna, ale
wrzuciła ją do rzeki w symbolicznym geście.
- Nie mogę przechodzić przez to jeszcze raz, Thunder.
- Tym razem będzie zupełnie inaczej.
- Skąd ta pewność? Wciąż jesteśmy tymi samymi ludzmi.
Jedyne, co się zmieniło, to nasz wiek - powiedziała Carrie ze
smutkiem.
Thunder zatrzymał samochód przed domem,
- Właśnie. Jesteśmy teraz starsi. Dojrzalsi.
- Mieszkamy w dwóch różnych stanach, prowadzimy zupełnie
różny tryb życia - wyrzucała z siebie słowa tak gwałtownie, że o mało
się nie zakrztusiła. - Nawet się nie kochamy.
- Jesteś tego pewna? - Wyciągnął kluczyk ze stacyjki. -A może
się kochamy? Tylko boimy się do tego przyznać?
Poczuła, że brakuje jej tchu.
104
RS
- Jeśli zaprzeczamy rzeczywistości, to dlatego, że już raz się
sparzyliśmy. Wiemy, jak to potrafi boleć. - Starała się, by jej głos
brzmiał rzeczowo. Thunder nie powinien się domyślić, że ona też się
zastanawia nad tym, co naprawdę do niego czuje.
%7łe ta myśl nie daje jej spokoju.
- Nie mówię, że to dla mnie łatwe - powiedział Thunder głucho.
- Mówię tylko, że to możliwe.
Rozumiała jego frustrację. Chciał się z nią ożenić, by ich
dziecko miało szansę wzrastać w pełnej rodzinie, ale bał się pokochać
Carrie. Nie zniósłby kolejnej porażki.
Ona też tym razem miała zamiar chronić swoje serce.
Kiedy wysiedli z samochodu, Thunder zapatrzył się na morze.
Carrie nie odezwała się ani słowem. Oparta o auto pozwoliła, by słona
bryza rozwiewała jej włosy.
- Nie puszczę cię z powrotem do Arizony - odezwał się nagle
Thunder. - Najpierw zgodzisz się sprzedać mieszkanie i
przeprowadzić tutaj.
- Nie możesz podejmować decyzji za mnie.
- Ależ mogę. - Nie odrywał wzroku od bezkresnego oceanu.
Choć mieszkał nad morzem od lat, ten widok nieodmiennie robił na
nim wrażenie. Wreszcie odwrócił się do Carrie i przeszył ją
spojrzeniem o takiej sile, że poczuła się jak motyl przyszpilony do
papieru. - Pobierzemy się tutaj. Na plaży.
- Nie uda ci się zmusić mnie do ślubu.
- Daj spokój, Aasiczko. - Złagodniał. - Pomyśl tylko, jakie to
będzie romantyczne. Kupię ci sukienkę. Jaką tylko sobie wymarzysz.
105
RS
Skupiła się na tym, by myśleć rzeczowo. Nie mogła dopuścić, by
wyobraznia podsunęła jej wizje ceremonii ślubnej na tle niebieskiego,
szumiącego morza oraz jej samej, ubranej w jedwabny sarong
zdobiony muszelkami i perłami.
- Thunder, za tydzień wracam do domu.
- Masz zamiar wychowywać sama moje dziecko? Jak możesz
robić mi coś takiego?
- Znajdziemy jakiś sposób na wspólną opiekę nad dzieckiem.
Nie chcę cię pozbawić możliwości bycia ojcem.
- Ale się nie wahasz pozbawić mnie możliwości bycia mężem?
Gnębiło ją poczucie winy. Nie chciała mu sprawić bólu. I w
dodatku tak bardzo go pragnęła. Dałaby wszystko, by móc wskrzesić
swoje dziewczęce marzenia o szczęśliwym małżeństwie i rodzinie.
Ale nie mogła tego zrobić. Jeśli się zgodzi, jeśli go poślubi, jego
nieujarzmiona natura znowu zagra w ich związku pierwsze skrzypce.
Thunder podporządkuje ją sobie tak bardzo, że będzie miała wrażenie,
że w ogóle przestaje istnieć. I w końcu zrozumie, że musi pozwolić
mu odejść, bo spokojne życie przy niej mu nie wystarcza, tak jak
dzikiemu kotu nie wystarcza przydomowy ogródek.
- Chcesz mnie sobie podporządkować. Tak jak wtedy.
- Nie jestem już nastolatkiem, który marzy o armii i chce, by
żona czekała na niego w bazie.
- Rzeczywiście, nie. Teraz jesteś znanym specjalistą od ochrony,
który nadstawia karku dla klientów, i najemnikiem podejmującym się
niebezpiecznych misji - wyliczyła.
106
RS
- Czy to stawia mnie w lepszej sytuacji, niż gdybym miała zostać
żoną wojskowego?
- Tak. Mogę ci zapewnić dostatnie życie.
W to nie wątpiła. Jednego tylko nie mógł jej zapewnić - że
przestanie być tym, kim był. Nie potrafiłby wieść zwyczajnego,
spokojnego życia.
- Znajdę sposób, by ci nie pozwolić odejść - oświadczył, kiedy
wchodzili do domu.
Chciała zaprotestować, ale zanim zdążyła otworzyć usta,
odwrócił się i położył jej dłoń na brzuchu. Wpatrywała się w niego w
milczeniu, zniewolona jego męskim, mrocznym urokiem. Thunder
starał się opanować szalejące emocje. Nie mógł przecież zmusić
Carrie do małżeństwa, chociaż najchętniej właśnie tak by zrobił.
Zastąpił jej drogę, zatrzymując na środku holu, i wsunął dłonie pod jej
bluzkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]