[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mu eskortować ją na górę, doszła do wniosku, że
taka bezceremonialność też ma swoje zalety.
Ależ droga ciociu... rzekł Rory. Czy to
rozsądne zostawiać ich samych? Może powinie-
nem im towarzyszyć w charakterze przyzwoitki?
Dziękuję odezwał się Frazer spokojnie
ale to zbyteczne.
Idąc na uginających się nogach do drzwi,
Rebeka zastanawiała się, czy ktoś oprócz niej
zauważył pokłady ironii i jadu kryjące się za
żartami Rory ego.
Teraz jeszcze bardziej niż przedtem żałowała,
że nie może wrócić do domu. Perspektywa spę-
dzenia jeszcze tygodnia w Aysgarth i znoszenie
116 SKRYWANA NAMITNOZ
na każdym kroku nie tylko afrontów Frazera, lecz
teraz także niedwuznacznych insynuacji Rory e-
go, była mało zachęcająca.
Nie wiedząc, że Frazer ją obserwuje, wzdryg-
nęła się.
Zimno ci? spytał, otwierając drzwi i prze-
puszczając ją przodem.
Nie, nie... mruknęła.
Wyraz jej twarzy musiał zdradzić, o czym
myśli, bo kiedy szli ku schodom, Frazer odezwał
się ostrym tonem:
To tylko i wyłącznie twoja wina. Niedobrze
stawiać ludzi na piedestale. Kiedy się okazuje, że
są zwykłymi śmiertelnikami, a nie bogami, moż-
na przeżyć bolesny wstrząs. Sądziłem, że już
dawno zorientowałaś się, że ranienie bliznich
sprawia mojemu bratu perwersyjną przyjemność.
Robi to oczywiście z zazdrości.
Z zazdrości? Rebeka przystanęła i spoj-
rzała mu w twarz. Nie bądz śmieszny! Jak to
możliwe?
I już kończąc te słowa, wiedziała, że Frazer ma
rację. Rory był zazdrosny o starszego brata.
Zastanawiała się, czy tak było zawsze, a tylko ona
była aż tak naiwna i niedoświadczona, że dawniej
tego nie spostrzegła. Z drugiej strony... Gdyby był
zazdrosny, to nie błagałby jej, żeby udawała, że
mają romans. Z rozkoszą wyjawiłby Frazerowi,
Penny Jordan 117
że Michelle wolała jego. A może nie miał odwagi
wyznać mu prawdy?
Tego popołudnia zrozumiała coś jeszcze. Rory
może i był zazdrosny o starszego brata, ale
jednocześnie czuł przed nim respekt.
Podniosła głowę i zobaczyła, że Frazer patrzy
na nią kpiącym, nieprzyjemnym wzrokiem. Pod
wpływem tego spojrzenia aż skuliła się w sobie.
Dlaczego? To chyba jasne. Teraz ja mam
coś, czego on pragnie, albo mu się wydaje, że
pragnie.
Minęła dłuższa chwila, zanim do Rebeki w pe-
łni doszło znaczenie tych słów.
To dlatego powiedziałeś, że jesteśmy zarę-
czeni? napadła na niego. Dlatego, że sądzisz,
że Rory mnie pragnie? Cała tłumiona dotych-
czas złość i obrzydzenie wezbrały w jej głosie.
Przez te wszystkie lata myślałam o tobie różne
rzeczy, głównie mało pochlebne, ale nigdy nie
podejrzewałam, że jesteś małostkowy i mściwy...
Poza tym jesteś w błędzie. Rory wcale mnie nie
pragnie, tak naprawdę to on... urwała. Uświado-
miła sobie nagle, że omal nie zdradziła tak długo
i tak pilnie skrywanego sekretu.
To ty jesteś w błędzie oświadczył Frazer
z zaciętą miną. Widziałem, jak na ciebie patrzył.
Czas, żebyś się wyzbyła dziecinnych złudzeń,
że moje oświadczenie, iż jesteśmy zaręczeni,
118 SKRYWANA NAMITNOZ
wypływało z małostkowych, szczeniackich pobu-
dek, z chęci rywalizacji pomiędzy braćmi. Osiem
lat temu powiedziałem ci, że Rory jest żonatym
mężczyzną. Pod tym względem nic się nie zmie-
niło. Wciąż ma te same obowiązki. Słyszałaś, co
mówił. Przyjechali z Lillian spędzić trochę czasu
z dziećmi i jeśli myślisz, że pozwolę, abyście
odnowili swój romans, żeby twoja obecność tutaj
zagroziła ich małżeństwu, to wybij to sobie z gło-
wy. I dlatego właśnie powiedziałem, że jesteśmy
zaręczeni.
Rebece głos odmówił posłuszeństwa. Czy Fra-
zer naprawdę uważa, że ona stanowi zagrożenie
dla małżeństwa brata? Znaczyłoby to, że małżeń-
stwo Rory ego i Lillian rzeczywiście jest bardzo
kruche.
Frazer, ty chyba rozum straciłeś! wybuch-
nęła, odzyskawszy mowę. %7łeby uciekać się do
czegoś takiego! Wystarczyło pozwolić mi wy-
jechać i...
I patrzyć, jak Rory pędzi w ślad za tobą, tak?
O to ci chodziło? Spotkanie po latach, namiętne
sam na sam w jakimś zacisznym hoteliku, gdzie
nikt by was nie niepokoił? zadrwił.
Jego słowa, pełne lodowatej drwiny i pogardy,
chłostały ją jak bicz. Wszystko, co mówił, było
tak absurdalne, że aż śmieszne, lecz Rebece wcale
nie było do śmiechu. Znowu wzdrygnęła się.
Penny Jordan 119
Zmarzłaś stwierdził Frazer szorstko.
Zrobił kilka kroków w jej stronę i właśnie
wtedy drzwi salonu się otworzyły. Ukazał się
w nich Rory, znudzony i poirytowany. Na ich
widok roześmiał się drwiąco.
Wciąż tutaj? Nie spieszysz się, braciszku! Ja
na twoim miejscu nie traciłbym ani chwili. Na
rękach zaniósłbym Rebekę do jej gniazdka.
Rebeka zesztywniała z wściekłości. Już raz
Rory wykorzystał ją w swoich rozgrywkach z bra-
tem, drugi raz na to nie pozwoli!
Chciała odejść, zostawić ich samych, lecz na-
gle zorientowała się, że potężny tors Frazera
zagradza jej drogę, a jego ramiona obejmują ją
niczym obręcz!
Przynajmniej w ten sposób zasłonił mnie przed
spojrzeniem Rory ego, pomyślała.
Niestety była to jedyna zaleta tej bardzo kłopo-
tliwej dla niej sytuacji. Bliskość Frazera sprawiła,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]