[ Pobierz całość w formacie PDF ]

abym tym paÅ‚Ä…kiem Å‚owiÅ‚a ryby? A gdzie koÅ‚o­
wrotek? A gdzie...
- Tu masz wszystko, czego potrzebujesz. Ha­
czyk, spławik, żyłka, ciężarek, robaki... Trzymaj.
- Haczyk, spławik? - Wzięła od Gabe'a wędzisko
oraz pudełko z robakami. - To ranczo jest warte
fortunÄ™, a ciebie nie stać na normalnÄ… wÄ™dkÄ™ z koÅ‚o­
wrotkiem?
- Stać, ale tak jest przyjemniej.
- A ja wiem, co to jest kołowrotek - pochwaliła
się Becky. - Robi się na nim nici. Uczyliśmy się
o tym w szkole.
- Mówimy o innym koÅ‚owrotku, myszko. O ta­
kiej metalowej szpuli do nawijania żyłki.
- Ale z ciebie okropny mieszczuch. Gabe po­
stanowił zawstydzić Maggie. Bez drogiego sprzętu
ani rusz? Pewnie kupujesz perfumowane przynęty
i różne elektroniczne gadżety, które przyciÄ…gajÄ… uwa­
gÄ™ biednych ryb...
- Wcale nie! - oburzyła się Maggie. Poradzę
sobie z tÄ… bambusowÄ… tyczkÄ…!
Skrzyżował ręce na piersi.
- Tak? To udowodnij!
- W porzÄ…dku! UdowodniÄ™!
Chwyciła kij i wymaszerowała z domu, kierując
się w stronę odległego o kilkaset metrów stawu. Gabe
z chichoczącą Becky, zaopatrzeni we własny sprzęt,
ruszyli za niÄ…, utrzymujÄ…c bezpieczny dystans.
172
- Zmiesznie siÄ™ mamusia zachowuje - stwier­
dziÅ‚a dziewczynka. - Jest zupeÅ‚nie inna niż daw­
niej.
- Tak uważasz? - spytał Gabe, z uśmiechem
obserwując kroczącą na przodzie postać.
- Ona umie łowić ryby?
- Nie mam pojęcia. Chyba tak. Zresztą wkrótce
siÄ™ przekonamy.
Siedzieli nad brzegiem stawu ponad dwie godzi­
ny. Kiedy wracali do domu, Becky niosła rybę,
Gabriel niósł rybę, a Maggie nie niosła nic.
Miała za to mokre dżinsy i zerwaną żyłkę.
- Biedna mamusia! - Becky westchnęła. - Szko­
da, że nic nie złapała.
- Gdyby miała drogi sprzęt, na pewno by jej się
udało - oznajmił z powagą Gabe.
Maggie zrobiła taki ruch, jakby chciała kopnąć
Gabe'a w wiadomą część ciała, lecz on, przewidując
jej reakcję, odskoczył, a ona niespodziewanie dla
samej siebie, z wyrazem najwyższego zdumienia na
twarzy, wylądowała na ziemi. Gabriel, szczerząc
zęby, podciągnął ją na nogi.
- NastÄ™pnym razem bierz trochÄ™ mniejszy za­
mach - pouczył. - Bo jak jeszcze raz tak plaśniesz, to
będziesz miała problemy z siadaniem.
Ignorując go, dogoniła córkę.
- Ale super, nie, mamusiu? - powiedziaÅ‚a dziew­
czynka. - Zupełnie jakbyśmy byli rodziną! Cieszę
się, że tu przyjechałyśmy.
173
- Ja też, myszko - odezwał się Gabe, który szedł
za nimi. - Czuję się tak, jakbym miał własną córkę.
Maggie zrobiło się ciepło na sercu. Znała jednak
wredny charakter swojego byÅ‚ego małżonka i przy­
szłość napawała ją lękiem. Może Gabe jest groznym
przeciwnikiem, lecz jak ma pokonać Dennisa, gdy
ten stosuje nieuczciwe metody walki?
Zastanawiała się, jaką powinna obrać taktykę, lecz
nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.
Chciała zwierzyć się ze swoich lęków Gabe'owi, ale
podejrzewała, że nie potraktuje ich poważnie.
ByÅ‚ tak pewien zwyciÄ™stwa, że nawet nie trak­
tował serio wniosku, który Dennis złożył w sądzie.
Ona, Maggie, nie miała jednak takiej pewności.
I potwornie się bała.
Kochała Becky z całego serca. Dennis zaś kochał
pieniądze. Dlatego gotowa była uczynić wszystko,
żeby przeszkodzić byłemu mężowi w dobraniu się do
pieniędzy ich wspólnego dziecka.
Nazajutrz Gabriel umówił ich na badanie krwi. Po
wyjściu z gabinetu lekarskiego udali się prosto do
sądu po zezwolenie na ślub. A potem zaczęło się
czekanie.
Nie byÅ‚o czasu na drukowanie oficjalnych za­
proszeÅ„, musiaÅ‚y wystarczyć zaproszenia ustne prze­
kazywane przez telefon. Tym zajmowała się Janet.
- Zobaczysz, kochanie, wszystko będzie dobrze
- pocieszała swoją przyszłą synową. Właśnie
zaprosiłam przyjaciół z Houston, Johna i Madeline
174
Durangów. Pobrali siÄ™ cztery lata temu i majÄ… bliz­
nięta. Dwóch synków, którzy jednak bardzo się od
siebie różnią.
- Może to i lepiej - stwierdziła Maggie.
- Może. - Janet przyjrzała się jej uważnie. - A wy
planujecie mieć dzieci?
- Tak, oczywiście.
- To świetnie. Bardzo się cieszę - oznajmiła Janet
i ponownie chwyciła za telefon.
- Czym siÄ™ zajmujÄ… Durangowie? - Maggie spy­
tała nazajutrz Gabe'a, zanim wyruszył z domu, aby
pomóc przy znakowaniu bydła.
- Jak to czym? John jest właścicielem spółki
naftowej.
- A skąd ja miałam o tym wiedzieć?
- A Madeline pisze książki. KryminaÅ‚y. Jest au­
torką  Niebezpiecznej wieży", na podstawie której
nakręcono dla telewizji miniserial.
- Uwielbiam tę książkę! Naprawdę znasz autorkę?
- Madeline jest zwykłą kobietą.
- Jest pisarkÄ…! AutorkÄ…!
- Jest normalnym czÅ‚owiekiem - powtórzyÅ‚ z na­
ciskiem Gabe. - UroczÄ… kobietÄ…, obdarzonÄ… wielkim
talentem i ogromną wrażliwością. Pisanie to jej
zawód. Praca, jaką wykonuje. Zresztą zobaczysz, co
mam na myśli, kiedy ją poznasz.
Zadumał się, a potem roześmiał.
- Kiedyś rzuciła w Johna ciastem, innym razem
wylała mu na kolana spaghetti z sosem. Potem zo-
175
stawiła go w rozwalonym wozie na środku wiejskiej
drogi. Niezle się biedak namęczył, zanim w końcu go
poślubiła.
- Innymi słowy, mieli burzliwe narzeczeństwo?
- O, tak. A kiedy Madeline zaszÅ‚a w ciążę, chcia­
ła uciec. Sądziła, że proponując jej małżeństwo,
John kieruje siÄ™ wyÅ‚Ä…cznie poczuciem odpowiedzial­
ności.
Maggie popatrzyła mu w oczy.
- A on?
- On ją kochał od lat odparł z uśmiechem Gabe
- Tyle że ona nie miała o tym pojęcia.
- Czyli wszystko się dobrze skończyło?
- Tak. Brat Johna, Donald, też trochę się w niej
durzył, ale kiedy zrozumiał, że nie ma szansy, życzył
nowożeńcom wszystkiego najlepszego i wyjechał do
Francji. Tam poznaÅ‚ Å›licznÄ… mÅ‚odÄ… malarkÄ™. Zako­
chali się, pobrali, niedawno urodziła im się córeczka.
- Delikatnym ruchem odgarnÄ…Å‚ Maggie z twarzy
włosy. - Nie wychodz na słońce, bo się spieczesz.
Pokazała mu język.
- I kto to mówi?
- Ja jestem już uodporniony.
Miała ochotę wspiąć się na palce, objąć go za
szyję, pocałować, ale przypomniała sobie, że on nie
chce jej miłości. Zawierają małżeństwo z innych
powodów, głównie dla dobra Becky. Powinna o tym
pamiętać i mu się nie narzucać.
Dał jej leciutkiego prztyczka w nos.
176
- Do zobaczenia pózniej.
Energicznym krokiem wyszedł na ganek, gdzie
zapalił papierosa. Odprowadziła go spojrzeniem.
Uwielbiała patrzeć, jak się porusza. W jego ruchach
było tyle wdzięku, tyle seksu!
Westchnąwszy ciężko, odwróciła się od okna.
Tak, zdecydowanie powinna uważać, nie wodzić za [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •