[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opowieści m3ały się z prawdą.
Takeda musiał sprawóić pozostałe informacje. Jeżeli wierzyć wampirowi, piosenkarz
Gabriel tajniki magii poznał u odszczepieńca, a Dom Wschoóącego Słońca zgodnie z na-
zwą gościł rozpustę we wszelkich odmianach. I w dodatku uczestniczyła w tym wszystkim
zakonnica. Magowie z Mandali pod dowóótwem Arcymistrzyni Emily Spencer prowa-
óili rozmaite ciemne interesy.
Dowody, jakie przedstawił wampir na prawóiwość swoich oskarżeń, w większości
przedstawiały się dość mgliście i jeszcze kilka miesięcy temu Takeda uznałby podobne
zarzuty za absurdalne. Odkąd jednak dowieóiał się, że najlepszy uczeń sensei Ikemury
przed laty zszedł na złą drogę i nigdy nie poniósł kary za swoje zbrodnie, jego złuóenia
pryskały jedno po drugim. Porządek świata uległ nieodwracalnemu zachwianiu, a wszyst-
ko, w co Ichiro wierzył, okazywało się nic niewarte. Bohaterowie w rzeczywistości byli
kryminalistami. W podejrzanych miejscach, które Japończyk odwieóał w poszukiwaniu
informacji o Krwawym Ostrzu, zło pleniło się w pełnej krasie i obrastało w piórka. Take-
da nie mógł przejść obok tego obojętnie i spojrzeć potem w lustro bez wstydu. Pozbycie
Dom Wschoóącego Słońca 55
się mordercy jawiło mu się czymś więcej niż tylko kwestią honoru: stanowiło symbol,
początek odroóenia zapomnianych ideałów.
Farewell wymagało gruntownego oczyszczenia ze zła, jakie zapuściło w nim korze-
nie. Najpierw Krwawe Ostrze (jakie to znaczące, że zmienił nazwisko z Daring na Dark),
następnie mafia wampira Juliusa oraz cała reszta tej bandy. Jedyny kłopot stanowił Po-
dróżnik; mówiono jednak, że stary mag przez ostatnie lata stał się zaledwie cieniem same-
go siebie. Japończyk rozważał mimo wszystko sprowaóenie sojuszników z Lustrzanego
Zamku.
W oddali rozległ się głośny, równy warkot motocykla. Takeda zerknął na podświe-
tloną tarczę zegarka; dobiegała óiesiąta. A więc to już. Oby plan wypalił, inaczej może
mieć problemy.
Japończyk wychylił się zza muru. Wysoka sylwetka rysowała się w mroku. Takeda nie
spoóiewał się, że jego przeciwnik jest taki wielki. Ze dwa metry wzrostu& proporcjo-
nalnej budowy, na szczęście. Ile mógł ważyć co najmniej sto dwaóieścia kilo?
Podwójna dawka była jednak dobrym pomysłem.
Lloyd szybko zwolnił się z pracy na resztę wieczoru. Takiego wezwania nie mógł zi-
gnorować. Czyżby Lustrzany Zamek przypomniał sobie o istnieniu szermierza? A może
w grę wchoóił jakiś samotny mściciel? Jeden z adeptów Mrocznej Zcieżki czy pokrzyw-
óony przez Lloyda niewinny człowiek? Od tamtych wydarzeń minęło już blisko óie-
więćóiesiąt lat, ale przecież magowie żyli baróo długo, nie tylko oni zresztą.
Miał naóieję, że nie dojóie do walki. Nie warto dolewać krwi do tej starej historii.
Jeżeli musiał w jakiś sposób odpokutować, trudno. Zapewne do końca życia bęóie spłacał
swoje długi. Chciał jednak załatwić tę sprawę szybko i bez niczyjej pomocy. Nie mógł
przecież narażać przyjaciół, wplątywać ich w bagno, z którym nie mieli nic wspólnego.
Jesienią ruiny fabryki były doskonale widoczne z nadrzecznej trasy. Lloyd ostrożnie
zjechał z szosy óiką ścieżką pomięóy czarną gęstwiną zarośli i zatrzymał się na skraju
gruzowiska. Unieruchomił motocykl, zdjął katanę z pleców, roztarł zmarznięte dłonie.
Od jakiegoÅ› czasu mrowiÅ‚y nieprzyjemnie. òiwne, nie przypuszczaÅ‚, że jest aż tak zde-
nerwowany.
Rozejrzał się w poszukiwaniu autora listu. Nie potrafił zlokalizować go z pomocą
szóstego zmysłu, ale to akurat go nie zóiwiło. Przybysz wieóiał, z kim ma do czynienia
i z pewnością sam używał magii w celu ukrycia swojej obecności.
Wtem szermierz drgnął. Coś gwałtownie poruszyło się w mroku. Instynktownym
ruchem dobył katany, jej świst rozbrzmiał echem w wymiarze astralnym. Drobny Ja-
pończyk w skórzanej kurtce wszedł w oświetloną przestrzeń, również óierżąc w dłoni
miecz.
Witaj, Hiro-san odezwał się po japońsku. A może powinienem nazywać
ciÄ™ Krwawym Ostrzem?
Jak zechcesz odparł mag, uważnie wpatrując się w adwersarza. Przybysz znał
imię, które nadała Lloydowi matka, którego szermierz używał jedynie podczas pobytu
w Japonii. Niewątpliwie tkwiło w tym głębsze znaczenie, coś, co powinien wieóieć.
Nie jestem zbyt wybredny. Czy mógłbyś wyłuszczyć przyczynę swojego przybycia?
Ty podły, obłudny gaóie syknął przybysz wściekle. Ty morderco. Jesteś
zóiwiony, że ktoś wreszcie postanowił zrobić z tobą porządek? Czy sąóisz, że upływ
czasu cokolwiek zmieni? Zbrodnia pozostanie zbrodnią, nawet, gdybyś przeżył następne
sto lat.
Sąóiłem, że w grę wchoóą pańskie osobiste powody. Lloyd zmarszczył brwi.
Jestem w stanie to zrozumieć. Nie byłem w pełni sobą, popełniając tamte zabójstwa.
Nie pamiętam wszystkich ofiar, nie wiem nic o ich roóinach. Musi pan także wieóieć,
że masakry w Nowym Orleanie dokonał kto inny. Jeżeli pragnie pan dokładnych danych,
możemy&
Czy wiesz, jak żałośnie brzmią dla mnie twoje usprawiedliwienia? zapytał ką-
śliwie nieznajomy. Myślisz, że uwierzę w tę bajkę o niepoczytalności? W niczym się
nie zmieniłeś, nadal jesteś wilkiem w owczej skórze.
Nie próbuję się usprawiedliwiać żachnął się szermierz. Chciałbym wieóieć,
czy mogę w jakiś sposób panu pomóc. Zemsta niczego nie rozwiąże, proszę mi wierzyć.
Dom Wschoóącego Słońca 56
Tylko w jeden sposób możesz zapłacić za swoje czyny wyceóił nieznajomy.
GÅ‚owÄ…. Nazywam siÄ™ Ichiro Takeda i wyzywam ciÄ™ na pojedynek, Hiro Daring.
Jeżeli takie jest pańskie życzenie, przyjmuję wyzwanie westchnął mag.
Stali naprzeciw siebie, mierząc się spojrzeniami. Nikłe światło odb3ało się w ostrzach
ich mieczy, motocyklowy kombinezon Lloyda połyskiwał wilgocią. Okrążali się z wolna,
nie spuszczając wzroku z siebie nawzajem. Obydwaj mieli świadomość, jak filmowo wy-
gląda scena, w której brali uóiał. Sprawiali wrażenie bohaterów, którzy potrafią wbiegać
po ścianach i odb3ać strzały mieczem. Magowie często powielali wzorce, które tkwiły głę-
boko w zbiorowej luókiej podświadomości, wykorzystywali zjawiska, które w pewnym
sensie były prawóiwe. Gabrielowi pomagał jego wizerunek gwiazdy rocka, zaś Timothy
nieraz opierał się na książkach science-fiction.
Czym innym było jednak zapewnienie sobie przychylności losu, czym innym zaś
spożytkowanie uzyskanych w ten sposób możliwości. Tutaj już liczyły się umiejętności
i doświadczenie.
Duchy opiekuńcze uznały za stosowne ujawnić swoją obecność. Za plecami Ichiro
Takedy zmaterializował się smukły biały żuraw, postać Lloyda otoczył postrzępiony, wciąż
zmieniający kształty cień. Walka dobra ze złem, pomyślał Takeda. Rzeczywiście, jak to
się pięknie składa.
Lloyd Dark nie mógł się skoncentrować tak jak zazwyczaj. Przeszkaóały mu wyraznie
już sztywniejące koniuszki palców. Powoli tracił czucie w dłoniach, zwłaszcza w prawej.
Wrażenie pogłębiało się zbyt wyraznie, aby winić nerwy albo mróz. Przywołał magię, żeby
móc lepiej skupić się na walce, ale nie dał rady. Mimo woli rozluznił uchwyt na rękojeści
katany. Takeda dostrzegł ten nieznaczny ruch, spiął się w oczekiwaniu ataku. Jego oczy
zabłysły.
Silne uczucie odrętwienia biegło już od dłoni w górę ramion Lloyda. Szermierz nie
czuł zmartwiałych palców; mógł tylko obserwować, jak katana wyślizguje się z ręki i upada
na ziemię, w błoto.
Ach. òiaÅ‚a lepiej, niż sąóiÅ‚em rzekÅ‚ Takeda z ponurym uÅ›miechem. ZmiÄ…-
łeś kartkę, prawda? Wchłonąłeś truciznę całą powierzchnią dłoni. Może nawet zatarłeś
oko albo usta&
[ Pobierz całość w formacie PDF ]