[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przełknęłam, żeby pozbyć się guli z mojego gardła.
- Kiedy podeszłyśmy bliżej do muru, mogłyśmy stwierdzić, że
coś tam się stało. Coś strasznego. I  poczułam zapach krwi. Kiedy
zdałyśmy sobie sprawę, co to było  że to była profesor Nolan 
udałyśmy się prosto do ciebie.
- Jesteś w stanie tam pójść czy wolisz zostać tutaj i poczekać na
nas?  głos Neferet był miły i współczujący i wszystko we mnie
marzyło, że wciąż jest jedną z dobrych.
- Nie chcę być sama.  powiedziałam.
- W takim razie pójdziesz ze mną.  powiedziała.  Strażnicy
będą nas ochraniać. Teraz nie masz się czego bać, Zoey.
Skinęłam głową i wysiadłam z auta. Dwaj strażnicy, Dragon i
Loren, znajdowali się po obu stronach mnie i Neferet. Wydawało się,
że to tylko kilka sekund zabrało przejście przez trawiasty teren i
wejście w obszar zapachu  i zobaczenie  odległości od
ukrzyżowanego ciała. Poczułam, jak moje kolana zaczynają się całe
trząść, jak świeży horror tego,co zostało jej zrobione dotarł do mojego
dopiero co zszokowanego umysłu.
- O, łaskawa bogini!  wykrztusiła Neferet. Ruszyła wolno do
przodu, aż dosięgła potwornej, nadzianej głowy. Patrzyłam, jak
odgarnia do tyłu włosy profesor Nolan, a wtedy jej ręka spoczęła na
czole martwej kobiety.
- Znajdz pokój, moja przyjaciółko. Odpocznij na zielonych
łąkach naszej bogini. To właśnie tam pragniemy spotkać cię kiedyś
znów.
W momencie, kiedy poczułam, że moje kolana się poddają, silna
dłoń znalazła się pod moim łokciem i utrzymała mnie na stojąco.
- Wszystko w porządku.
Spojrzałam na Lorena i musiałam zamrugać, żeby skupić na nim
wzrok. Nie rozluzniał chwytu, ale wyciągnął ze swojej kieszeni jedną
z tych starodawnych, płóciennych chusteczek do nosa. Dopiero wtedy
zorientowałam się, że płakałam.
- Loren, wez Zoey z powrotem do akademika. Nie ma już nic, co
mogłaby tu zrobić. Dopóki jesteśmy właściwie chronieni, mogę
zawiadomić ludzką policję.  powiedziała Neferet i zwróciła swoje
stanowcze spojrzenie na Dragona.  Sprowadz tu teraz innych
strażników.
Dragon szarpnięciem otworzył swój telefon komórkowy i zaczął
dzwonić. Wtedy Neferet zwróciła się do mnie.
- Wiem, że okropny był dla ciebie ten widok, ale jestem dumna,
że byłaś na tyle silna, żeby przez to przejść.
Nie mogłam wydobyć z siebie głosu, więc po prostu pokiwałam
głową.
- Pozwól się odwiezć do domu, Zoey.  szepnął Loren.
Gdy Loren pomógł mi wrócić do samochodu, zimny deszcz
zaczął delikatnie padać wokół nas. Odwróciłam się przez ramię i
zobaczyłam, że zmywa krew z ciała profesor Nolan, jak gdyby sama
bogini opłakiwała jej klęskę.
Loren nie przestawał do mnie mówić całą drogę powrotną do
szkoły. Nie bardzo pamiętam, o czym mówił. Po prostu wiedziałam,
że mówił mi tym swoim głębokim, pięknym głosem, że wszystko
będzie dobrze. Czułam, ze mnie otula i stara się utrzymać w cieple.
Zaparkował i zaprowadził mnie do szkoły, wciąż trzymając w silnym
uścisku moje ramię. Kiedy skręcił i doprowadził na nie do akademika,
ale do jadalni, spojrzałam na niego pytająco.
- Potrzebujesz czegoś do jedzenia i do picia. A następnie snu.
Zamierzam upewnić się, że dostałaś pierwsze dwie rzeczy przed tą
drugą.  przerwał i uśmiechnął się smutno.  Jeśli tylko jesteś gotowa,
żeby poruszać się o własnych siłach.
- Nie jestem zbyt głodna.  powiedziałam.
- Wiem, ale jedzenie sprawi, że poczujesz się lepiej.  Jego ręka
przesunęła się na dół, aby znów chwycić mój łokieć.  Pozwól mi
ugotować coś dla ciebie, Zoey.
Pozwoliłam mu wepchnąć mnie do kuchni. Jego ręka była ciepła i
silna i mogłam poczuć, że zaczyna przynosić chłodne odrętwienie,
które osadziło się we mnie.
- Potrafisz gotować?  spytałam go, chwytając się
jakiegokolwiek tematu nie dotyczącego śmierci i horroru.
- Tak, ale niezbyt dobrze.  uśmiechnął się szeroko, wyglądając
przy tym jak przystojny mały chłopiec.
- Nie brzmi obiecująco.  powiedziała. Czułam, że się
uśmiecham, ale wydawało się to sztywne i niewygodne, tak jakbym
zapomniała, jak się to robi.
- Nie martw się, z tobą będę łagodny.  wyciągnął stołek z rogu
pomieszczenia i położył go obok długiego bloku lady rzeznickiej,
znajdującego się w głębi tej niezwykłej kuchni.
- Usiądz.  polecił.
Zrobiłam jak kazał, z ulgą przyjmując fakt, że nie musiałam już
stać. Obrócił się do szafki i zaczął z niej wyciągać różne rzeczy oraz
jedną z chłodziarek (choć nie tą, w której trzymali krew).
- Tutaj, wypij to. Powoli.
Zamrugałam, zdziwiona, na widok pokaznego kielicha
wypełnionego czerwonym winem.
- Nie bardzo lubię&
- To wino będzie ci smakowało.  jego ciemne oczy wpatrywały
się w moje.  Zaufaj mi i wypij to.
Zrobiłam, jak powiedział. Smak eksplodował na moim języku,
przesyłając iskry ciepła przez całe ciało.
- W tym jest krew!  wykrztusiłam.
- To prawda.  robił kanapkę i nawet na mnie nie spojrzał.  Tak
właśnie wampiry piją swoje wino  zmieszane z krwią.
Spojrzał na mnie, żeby znów napotkać moje spojrzenie.
- Jeśli smak jest dla ciebie nie do przyjęcia, dam ci coś innego do
picia.
- Nie, jest dobrze. Wypiję to tak.  wzięłam kolejny łyk,
zmuszając się, żeby nie wypić wszystkiego jednym, wielkim haustem.
- Mam przeczucie, że nie miałabyś z tym problemu.
Moje oczy zwróciły się na niego.
- Dlaczego tak mówisz?
Mogłam poczuć moją siłę, jak tylko mój rozum wrócił do mnie,
gdy wspaniała krew znalazła się w moim ciele. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •