[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szufladka spoczęła obok pierwszej.
126
 W tej także coś jest  zauważył Albert.  Następna zapieczętowana koperta, któ-
rą ktoś kiedyś postanowił tu schować. Nie próbowałem otwierać żadnej z nich, nie po-
zwoliłbym sobie na to.  Jego głos ociekał wprost cnotą.  Zostawiłem je panu, ale
moim zdaniem to mogą być jakieś wskazówki.
Razem z Tommym wyjęli zawartość zakurzonych szufladek. Tommy najpierw wziął
kopertę, zwiniętą na całej długości i zabezpieczoną elastyczną opaską, która rozpadła
się, kiedy tylko jej dotknął.
 Wygląda na coś wartościowego  ucieszył się Albert.
Tommy zerknął na kopertę. Był na niej napis:  Poufne .
 No proszę! Widzi pan? Poufne! To wskazówka!  triumfował wierny sługa.
Jego chlebodawca wyjął tymczasem ze środka połówkę kartki z notatnika, zapisa-
ną wyblakłym i bardzo drobnym maczkiem. Obracał ją to na jedną, to na drugą stronę,
czując na karku ciężki oddech pochylonego Alberta.
  Przepis pani MacDonald na krem z łososia  przeczytał.  Otrzymany w dro-
dze szczególnej uprzejmości. Wziąć 2 funty łososia pokrojonego na kawałki śred-
niej wielkości, pół kwarty jerseyskiej śmietanki, kieliszek brandy i świeży ogórek& 
 Urwał.  Przykro mi, Albercie, ale ten ślad doprowadzi nas tylko na wyżyny sztu-
ki kulinarnej.
Albert wydawał dzwięki wskazujące na najwyższy niesmak i rozczarowanie.
 Nie przejmuj się  pocieszał go Tommy.  Mamy tu jeszcze jedną.
Druga koperta nie wyglądała już na taki relikt starożytności. Były na niej dwie pie-
częcie z szarego wosku, każda z odciśniętą dziką różą.
 Aadne!  rzekł z uznaniem Tommy.  Dość wymyślne, jak na ciotkę Adę. Pew-
nie kryje przepis na pieróg z wołowiną.
Rozerwał kopertę i uniósł brwi. Wypadło z niej dziesięć pięciofuntowych bankno-
tów.
 Całkiem przyjemne  zauważył.  Stare, pochodzą z czasów wojny. Porządny
papier& Pewnie dziś już nieważne.
 Pieniądze!  wykrzyknął Albert.  Po co jej tyle forsy?
 Ach, to taki zaskórniak starszej pani. Ciotka Ada ciągle coś chowała na czarną go-
dzinę. Wiele lat temu powiedziała mi, że każda kobieta zawsze powinna mieć przy sobie
dziesięć pięciofuntówek na wszelki wypadek.
 Ja tam uważam, że i dziś nie zawadzi je mieć.
 Nie sądzę, by te banknoty były jeszcze w obiegu. Możesz spróbować wymienić je
w banku.
 Ale jest jeszcze jedna koperta. Ta z pierwszej szufladki  przypomniał Albert.
Następna koperta była bardziej pękata. Zawartości strzegły trzy imponujące pieczę-
cie. Na wierzchu napisano tą samą ręką, co przepis na krem: W razie mojej śmierci ko-
127
pertę tę należy przesłać bez otwierania panu Rockbury emu, adwokatowi z firmy Rockbu-
ry and Tomkins, albo mojemu siostrzeńcowi Tomaszowi Beresfordowi. Osoby niepowołane
proszone są o nieotwieranie.
W środku znajdowało się kilka ciasno zapisanych arkusików. Pismo było niewyraz-
ne, miejscami wręcz nieczytelne, o bardzo ostro zakończonych literach. Tommy czytał
na głos z pewnym trudem:
Ja, Ada Maria Fanshawe, opisuję tu pewne sprawy, o których dowiedziałam się od
mieszkanek domu opieki o nazwie Słoneczne Wzgórza. Nie mogę zagwarantować prawdzi-
wości tych informacji, ale istnieją powody, by wierzyć, że w naszej placówce mają miejsce
podejrzane wydarzenia, kto wie, czy nie o charakterze kryminalnym. Elizabeth Moody, ko-
bieta głupia, ale raczej wiarygodna, twierdzi, że rozpoznała na terenie domu znaną zbrod-
niarkę. Być może działa wśród nas trucicielka. Ja osobiście wolę nie zabierać głosu, ale mam
się na baczności. Będę się starała zapisywać tutaj wszelkie fakty, o których się dowiem. Cała
sprawa może okazać się mistyfikacją. Proszę mojego adwokata albo siostrzeńca o wyświe-
tlenie tej sprawy do końca.
 Proszę! A nie mówiłem?  wykrzyknął triumfalnie Albert.  Oto nasz ślad!
Księga czwarta
Tutaj jest Kościół,
A tu Wieża tkwi.
Chcesz widzieć Ludzi?
Więc otwórz Drzwi.
Rozdział XIV
wiczenie w myśleniu
1
 Przypuszczam, że powinniśmy trochę pomyśleć  powiedziała Tuppence.
Wkrótce po radosnym spotkaniu w szpitalu została uroczyście wypisana. Wierni
małżonkowie siedzieli teraz w salonie najlepszego apartamentu w Jagnięciu i Chorą-
giewce, porównując swoje notatki.
 Z myśleniem to ty daj sobie spokój  zaprotestował Tommy.  Wiesz, co ci le-
karz przykazał: żadnego wysiłku umysłowego, a fizyczny bardzo ograniczony. I niczym
się nie przejmować.
 A co ja takiego robię? Trzymam nogi wysoko, pod głową mam dwie poduszki,
a co się tyczy myślenia& Ono nie zawsze oznacza wysiłek umysłowy. Przecież nie odra-
biam matematyki, nie studiuję ekonomii ani nawet nie podliczam domowych rachun-
ków. Myślenie to tylko wygodny wypoczynek z głową otwartą na wypadek, gdyby coś
ważnego czy ciekawego do niej wpadło. Zresztą, czy nie wolisz, żebym trochę pogimna-
stykowała umysł w tej pozycji, zamiast wyruszać na kolejną akcję?
 Z pewnością nie życzę sobie więcej żadnych akcji. Z tym koniec, masz tu leżeć bez
ruchu. W miarę możliwości nie spuszczę cię z oka. Nie ufam ci, zrozumiano?
 Dobrze, dobrze. Koniec kazania. Teraz się zastanówmy. Razem. Nie zwracaj uwa-
gi na gadaninę lekarzy. Gdybyś o nich wiedział tyle, co ja&
 Mniejsza o lekarzy. Zrobisz, co ja ci każę.
 W porządku. Na razie mogę cię zapewnić, że nie mam najmniejszej ochoty na wy-
siłek fizyczny. Ale koniecznie musimy porównać zapiski. Zebrało się tego sporo, to gor-
sze niż kiermasz dobroczynny.
 A czegóż to mamy tak dużo?
130
 Faktów, wszelkiego rodzaju faktów. O wiele za dużo faktów, ale nie tylko. Są tak-
że pogłoski, sugestie, legendy, plotki. Cała sprawa przypomina skrzynię trocin, w której
leżą zasypane gotowe paczki.
 Właśnie: trociny, czy raczej plewy.
 Nie wiem, czy chcesz mnie obrazić, czy przemawia przez ciebie skromność. Ale
chyba się ze mną zgadzasz, co? Za dużo tego dobrego, o wiele za dużo. Są rzeczy słusz-
ne i niesłuszne, ważne i nieważne, a wszystko jest z sobą pomieszane. Nie wiadomo, od
czego zacząć.
 Ja tam wiem.
 Dobrze, więc od czego?
 Ja zaczynam od chwili, kiedy dostałaś po głowie.
Tuppence zastanawiała się przez chwilę.
 Tak naprawdę nie uważam tego za punkt startowy. To się zdarzyło na końcu, nie
na początku.
 Dla mnie to początek. Nie lubię, jak ktoś wali po głowie moją żonę. Zresztą to wła-
śnie jest prawdziwy początek: pierwszy fakt, coś, co zdarzyło się naprawdę, a nie w wy-
obrazni.
 Masz całkowitą rację. Owszem, to się zdarzyło, ja na tym ucierpiałam i bynajm-
niej o tym nie zapominam. Właściwie wciąż o tym rozmyślam, to znaczy odkąd odzy-
skałam zdolność myślenia.
 Masz jakieś pojęcie, kto to zrobił?
 Niestety nie. Pochylałam się właśnie nad jakimś grobem i nagle łups!
 Kto to mógł być?
 Zapewne ktoś z Sutton Chancellor, chociaż wydaje się to całkiem nieprawdopo-
dobne. Przecież prawie z nikim tam nie rozmawiałam.
 Pastor?
 Wykluczone. Po pierwsze to miły staruszek, po drugie nie ma tyle siły. A po trze-
cie dlatego, że ma astmatyczną zadyszkę i nie mógłby się zakraść z tyłu tak, żebym nic
nie słyszała.
 Więc skoro go wykluczasz&
 A ty nie?
 Cóż& Owszem, tak. Jak wiesz, rozmawiałem z nim trochę. Jest tam od lat i wszy-
scy go znają. Zapewne jakiś szatan w ludzkim ciele mógłby przybrać postać dobrego
pastora, ale najwyżej na tydzień, a nie na dziesięć czy dwanaście lat.
 A w takim razie następną podejrzaną jest panna Bligh. Nellie Bligh. Chociaż Bóg [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •  
     
    include("s/6.php") ?>