[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wzruszyła ramionami. - nie tylko z powodu wizyt u Richarda.
Czasami praca tak mnie pochłania, że przez cały dzień nie
wychodzę z pracowni.
- Szkoda, że moja praca nie jest taka fascynująca - westchnął
komicznie Ethan. - Kiedy się siedzi nad kolumnami cyfr i
zastanawia, jak by tu przyciągnąć jeszcze kilku turystów,
wszelkie przerwy są mile widziane.
- Nie wierzę. Nie ruszyłbyś się, nawet gdyby obok ciebie
wybuchła bomba. Obserwowałam, jak pracujesz... - urwała.
Była zła na siebie, że się wygadała, ale Ethan chyba się nie
zorientował.
- Skoro malowanie jest fascynujące, to czemu nie pracujesz? -
zapytał. - Zdaje się, że masz wyznaczony termin.
- Mam - przyznała i znów ogarnęło ją to paskuje poczucie
winy. Ethan przywiózł jej wszystko, czego potrzebowała, nawet
drogowskaz umieścił na tarasie, żeby czuła się jak u siebie w
domu, a ona ani razu jeszcze nie tknęła pędzla... - Tylko
widzisz, jakby to powiedzieć... Nie mam natchnienia.
- A co trzeba zrobić, żebyś je miała?
- Nie wiem - przyznała Mia. - Natchnienie to taki dobry
duszek, nie da się go ani kupić, ani wyprosić. Przychodzi, kiedy
chce. A teraz nawet nie wiem. od czego by tu zacząć.
- Co to znaczy nie wiem"? - zdziwił się Ethan. - Chyba
rozmawiałaś z tym swoim klientem? Na pewno ci powiedział,
czego oczekuje.
RS
66
- Mniej więcej - mruknęła. - Pan Koshomo zostawił mi dużą
swobodę. Chciał tylko, żeby prace pokazywały piękno wybrzeża
i gór Oueenslandu. Cztery obrazki już namalowałam, a z tym
ostatnim mam kłopot.
Spodziewała się. że Ethan powie: Więc na co czekasz?
Namaluj go wreszcie", albo coś równie głupiego, ale się nie
odezwał. Patrzył na nią i milczał. Milczał i patrzył.
- Cierpisz na niemoc artystyczną podsumował po chwili.
- Pewnie tak - zgodziła się potulnie. - I możesz mi wierzyć, że
cierpienie to w tym wypadku odpowiednie słowo. Pewnie
chciałbyś mi pomóc, ale nawet ty nie w tej sprawie nie możesz
zrobić. Muszę cierpliwie czekać...
- Na natchnienie - dokończył Ethan i Mia się uśmiechnęła.
Nie spodziewała się, że Ethan Carvelle będzie w stanic pojąć, na
czym polega coś tak ulotnego jak wena twórcza, coś, czego nie
da się ani dodać, ani pomnożyć, ani nawet podzielić.
Wciąż ją zadziwiał. I wprawiał w zakłopotanie. Teraz też
poczuła, jakby zrobiło się ciasno, choć znajdowali się na
otwartej przestrzeni.
- Pójdę się przejść - powiedziała, z trudem podnosząc się z
leżaka.
- W taki upal? - zapyta! Ethan. On także wstał i podszedł do
niej. Za blisko. Stanowczo za blisko. - Zresztą już pora na lunch.
- Pójdę gdzieś, gdzie jest chłodno - wykręciła się Mia. - I
wezmę ze sobą kanapki. Tu niedaleko jest piękny deszczowy las
tropikalny.
Była zadowolona z siebie. Miała nadzieję, że kilka godzin bez
Ethana pozwoli jej uspokoić rozdygotane nerwy.
- Niezły pomysł - ucieszył się Ethan. - Przygotuję kanapki.
Patrzyła, jak otwiera lodówkę i mina mu rzednie...
- Nie bardzo jest z czego - stwierdził. - Zadzwonię do sklepu,
żeby nam zrobili kosz piknikowy. Odbierzemy go po drodze.
- My? - Mia nie mogła uwierzyć własnym uszom.
RS
67
- Myślałaś, że puszczę cię samą?- Ethan patrzył na nią z
niedowierzaniem. - W tym stanie?
- Ciężarne kobiety też chodzą na spacery. Nie jestem
niedołężna.
- Nic takiego nie powiedziałem uśmiechnął się z
wyższością. - Ale kobiety w zaawansowanej ciąży nie spacerują
same po lesie tropikalnym. W każdym razie tutejsze ciężarne
kobiety tak nie postępują. Wiedzą, że w lesie telefon
komórkowy nie ma zasięgu, a spacer w tym terenie wymaga
sporego wysiłku.
Nie zwracając na nią uwagi, zadzwonił do sklepu i zamówił
duży kosz piknikowy.
Półgodzinna jazda samochodem nie poprawiła Mia nastroju.
Choć auto miało klimatyzację, wciąż było jej duszno i gorąco.
Ale nie przez upał, tylko z powodu bliskości Ethana. W tej
sprawie klimatyzacja niewiele mogła pomóc.
Jednak wystarczyło zagłębić się w cudownie chłodny las i
powdychać aromatyczne, wilgotne powietrze, a napięcie opadło.
Szum pobliskiego wodospadu koił stargane nerwy i już po
chwili poczuła się znacznie lepiej. Naprawdę się odprężyła. Po
raz pierwszy od dnia, w którym ponownie spotkała Ethana.
Gorące słońce nie docierało na sam dół lasu. Mięciutkie
wilgotne podłoże tłumiło kroki. Jedynymi rozlegającymi się
dzwiękami były śpiewy i nawoływania ptaków i brzęczenie
owadów...
- Uwielbiam ten las. - Popatrzyła w górę ku koronom
ogromnych kauri .
Ethan przekroczył splątane korzenie, podszedł do jednego z
drzew i oparł się o jego gruby pień.
To drzewo ma ponad tysiąc lat - powiedział i uśmiechnął się
na widok zdumionej miny Mia. - Byłem tu dawno temu z klasą -
wyjaśnił. - Poznawaliśmy ekosystem lasu tropikalnego. Nawet
zrobiłem jego model i pamiętam, że dostałem szóstkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]