[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lewą za jego dłoń i energicznie pociągnąłem w przeciwnych kierunkach. Przyznam, że
poniosło mnie i nawet gdy tulipan wypadł na asfalt, tak wykręciłem dłoń napastnika, żeby ją
złamać w nadgarstku. Ten od kija nabrał do mnie respektu. Ruszyłem do przodu. Ciosem w
krocze sprowadziłem chłopaka do parteru i dołożyłem w splot słoneczny.
Kątem oka widziałem, że Jacek dzielnie walczył. Kij jego przeciwnika leżał na ziemi,
a obaj zajęci byli okładaniem się pięściami. Gdy Jacek przyłożył się do pięknego prostego
prosto w nos, ja podciÄ…Å‚em napastnika.
Szybko wsiedliśmy do Rosynanta i ruszyliśmy w stronę bindugi naprzeciw Wyspy
Heleny na Jeziorze Dobskim. Właśnie na tej wyspie żeglarze Jacka zatrzymali się na postój.
Usiedliśmy na brzegu. Najpierw opowiedziałem swoje nocne przygody.
- Mów, Jacek, o co poszło - powiedziałem na zakończenie.
- W poszukiwaniu wujka i czegoś do picia zaszedłem do sklepu - niechętnie zaczął
swoją opowieść. - Przeszedłem już cały półwysep i nikt nie widział Rosynanta. Postanowiłem
zrobić jeszcze zakupy. Gdy zapytałem o jajka sprzedawczyni stwierdziła, że ich nie ma.
Wtedy za moimi plecami odezwała się dziewczyna, która powiedziała, że może mi je
sprzedać. Odwróciłem się i zobaczyłem blondynkę o cudownej urodzie.
- Mógłbyś za nią pójść na koniec świata - złośliwie dodała Zosia.
- Miejscowym nie spodobały się twoje zaloty? - domyślałem się.
Jacek tylko kiwnął głową. Patrzyliśmy, jak do bindugi zbliżają się jachty z drużyny
Jacka. Zaczęła się wieczorna krzątanina. Poszedłem do Sarmaty.
- Kiedy możecie dopłynąć do Mamerek? - zapytałem. Spojrzał na mnie i podkręcił
wąsa. Potem sięgnął do skrytki po mapę.
- Zależy od wiatru, ale na jutro wieczór powinniśmy tam być - odpowiedział.
ROZDZIAA JEDENASTY
GORCY PRYSZNIC " SPACER DO MAMEREK " ZWIEDZAMY
BUNKRY " PRZEWRÓCONY JACHT " PAYNIEMY NA RATUNEK "
PIJANI %7Å‚EGLARZE " DZIEWCZYNA ZAMKNITA W KABINIE "
NIEOCZEKIWANA POMOC " KOMISARZ DREZYNA " PRZYBYWA
OLBRZYM
Następnego dnia obudziłem się pózniej niż zwykle. Byłem zmęczony nie przespaną
nocą i całym dniem. Z bindugi nad Jeziorem Dobskim wyjechaliśmy około południa i
ruszyliśmy przez Dobę i Radzieje do Mamerek.
- Gdzie zanocujemy? - zapytała Zosia.
- Może coś znajdziemy albo zrobimy mały biwak razem z żeglarzami -
odpowiedziałem.
- Spróbujemy odwiedzić kwatery Goeringa?
- Myślę, że najpierw trzeba przyjrzeć się Mamerkom. Jak ci wczoraj mówiłem, do
Szerokiego Boru się nie dostaniemy, a schrony koło Gołdapi z pewnością zostały już
spenetrowane przez turystów z pobliskiego ośrodka wypoczynkowego.
- A te w Manierkach niby nie? - powątpiewała Zosia.
- Zobaczysz na miejscu, dlaczego nie.
Właśnie mijaliśmy reklamę pensjonatu w Kietlicach. Skręciłem na drogę wskazaną
strzałką. Miałem ochotę na normalny nocleg i gorącą kąpiel.
Wjechaliśmy na podwórze odrestaurowanego gospodarstwa. Każdy budynek został
zaadaptowany na pokoje do wynajęcia. Od właścicielki dowiedzieliśmy się, że jest jeden
pokój dwuosobowy do wynajęcia na jedną noc. Cena nie była wysoka.
Po drewnianych schodach weszliśmy na górę. Nasz pokój był od razu po prawej
stronie. W środku były dwa szerokie łóżka, mały segment, szafa, stolik i drzwi prowadzące do
łazienki z prysznicem i nie limitowaną ilością gorącej wody. Nie bacząc na protesty Zosi
wszedłem do kabiny i tak rozkręciłem kurek z ciepłą wodą, że łazienka przypominała saunę.
Stałem tak blisko dziesięć minut, a resztki zmęczenia spływały ze mnie razem z wodą.
Wychodząc czułem się jak młody bóg. Poczekałem, aż Zosia dokona swoich zabiegów
pielęgnacyjnych i zeszliśmy na obiad.
Gdy zjedliśmy wziąłem szklankę z mocną herbatą i wyszliśmy na dwór na małą sjestę.
Widziałem, że Zosia stawała się niecierpliwa.
- Kiedy tam pojedziemy? - nie wytrzymała wreszcie.
- Nie pojedziemy, a pójdziemy. Zrobimy tylko mały rekonesans.
Poszliśmy po piętnastu minutach. Prawie całą drogę szliśmy po bruku.
- Czemu tej drogi nikt nie naprawi? - dopytywała się Zosia zwracając twarz w stronę
niebios.
- Bo to stary, niemiecki bruk. Konserwator zabytków uznał tę drogę za zabytek. Tak
jest lepiej. Turyści jadąc do Mamerek wczuwają się w klimat tamtych czasów. Tędy jezdziły
limuzyny generałów Trzeciej Rzeszy.
Wreszcie po półgodzinnym marszu ukazał nam się las - Maurewald skrywający
kwaterę naczelnego dowództwa niemieckich wojsk lądowych. Po prawej stronie drogi rósł las
liściasty, a po lewej mieszany. W końcu wyszliśmy na parking zrobiony przez pracowników
Lasów Państwowych. Widać było pierwsze szare betonowe budowle.
- I co, to wszystko? - zapytała Zosia.
- Nie, to zaledwie jedna trzecia kwatery - odpowiedziałem.
Stałem i patrzyłem na ogromne bunkry, które mogłyby wiele opowiedzieć.
- Zosiu, znajdujemy się osiemnaście kilometrów od kwatery Hitlera w Gierłoży -
zacząłem opowiadanie. - We wrześniu 1940 roku przybyła tu grupa oficerów Oberkommando
des Heeres, czyli dowództwa wojsk lądowych. Sprawdzili teren i stwierdzili, że nadaje się na
przyszłą kwaterę. Ich decyzję zatwierdził ówczesny szef sztabu generalnego generał Franz
Halder. Tradycyjnie już prace budowlane powierzono Organizacji Todta, która rozpoczęła
prace pod przykrywką budowy fabryki chemicznej. Do 1 maja 1941 roku miała być gotowa
cała kwatera. W sumie na terenie około dwustu pięćdziesięciu hektarów postawiono
trzydzieści cztery schrony i około stu pięćdziesięciu baraków. W dniu 15 maja 1941 roku
zaczęły się przygotowania do przeprowadzki z Zossen koło Berlina do Mamerek. Pierwsze
grupy oficerów zjawiły się tutaj 21 maja 1941 roku. Tuż po wybuchu wojny niemiecko-
radzieckiej przyjechali tutaj Franz Halder oraz feldmarszałek Walther von Brauchitsch,
dowódca wojsk lądowych.
- W tym dużym bunkrze po prawej stronie pewnie mieszkał ktoś ważny - stwierdziła
Zosia.
- I tak, i nie. Schrony służyły ważnym osobom jako miejsce pracy, ale przede
wszystkim na wypadek bombardowania. Ten ma dwadzieścia pięć metrów długości, ponad
siedemnaście szerokości i dziewięć wysokości. Tutaj pracował szef oddziału trzeciego
wywiadu wojskowego, zajmujący się badaniem sił i planów aliantów na
zachodnioeuropejskim teatrze wojennym. Podwójne żelbetowe ściany mają grubość sześciu
metrów, więc - jak widzisz - w środku nie było zbyt wiele miejsca. Tuż obok powinny być
fundamenty baraków pracowników wywiadu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]