[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że milicja pełniąca służbę na wodzie mogłaby mieć do pana pewne zastrzeżenia.
Tak oto żartobliwie rozmawiając, przepływaliśiny Wisłę. Była to przejażdżka bardzo
przyjemna - niebo się wypogodziło i świeciło teraz gorące popołudniowe słońce. Rzeka miała
piękną barwę nieba, tu i ówdzie złociły się piaszczyste wysepki, woda bowiem gwałtownie
opadała po niedawnej powodzi.
Wreszcie znalezliśmy się na drugim brzegu.
Pozostawiłem  sama w krzakach wikliny i poprowadziłem milicjanta do wioski
leżącej tuż za wysokim nasypem przeciwpowodziowym.
Znowu powitało nas gwałtowne ujadanie psa na podwórzu. Zapukaliśmy do drzwi, a
gdy nikt nie odpowiedział, oficer nacisnął klamkę. Dom Skałbany był otwarty. Weszliśmy
najpierw do ciemnej sionki, z której jeszcze jedne drzwi wiodły do izby mieszkalnej.
Najpierw rzucił się nam w oczy straszliwy bałagan. Sprzęty walały słę poprzewracane,
jakby toczyła się tutaj jakaś walka. Z rozprutej pierzyny wydostało się pierze, w otwartych
drzwiach szafy leżały zrzucone z wieszaków ubrania i palta. Szuflady staroświeckiej komody
były wyciągnięte, a ich zawartość tworzyła na środku izby duży stos.
W tym bałaganie dopiero po chwili spostrzegliśmy Skałbanę. Siedział w ciemnym
rogu izby na krześle, a raczej był do krzesła przywiązany szsnurem. Usta i część twarzy
owinięte miał szalikiem.
Oficer rzucił się do związanego, zerwał mu szalik z twarzy.
- Napadli mnie. Związali - wycharczał Skałbana, - To się stało przed dwoma
godzinami. Jeszcze ich możemy dogonić w lesie za Wisłą, Są koło bunkrów.
- Kto to był? - spytał oficer.
- Nie wiem... Nie wiem... - odpowiedział nieprzytomnie. - Uwolnijcie mnie z tych
sznurów, a już ja ich dogonię.
I począł się szarpać w więzach, aż zatrzeszczało pod nim krzesło.
- Chwileczkę - rzekł oficer - zaraz będzie pan wolny. Proszę jednak odpowiedzieć: ilu
tych ludzi było, kto to był i czego od pana chcieli? Dlaczego tu taki bałagan?
Skałbana z wściekłością spojrzał na oficera. Nie wiedział oczywiście, że to oficer
milicji, bo był on ubrany po cywilnemu. Zapewne Skałbana myślał, że to ktoś z obozu
antropologów.
- Cholera jasna - zaklął - pytacie mnie o głupstwa, zamiast uwolnić i pobiec za
bandytami.
- Kto pana związał? - surowo ponowił pytanie oficer.
- Nie wiem. Jakichś dwóch takich, nie znam ich zupełnie.
- Czego chcieli od pana?
- Nie mam pojęcia. Do diabła, uwolnijcie mnie! - krzyknął Skałbana. - Oni nie ucłekli
daleko. Są teraz w lesie koło starych bunkrów.
- A skąd pan wie, dokąd się udali, skoro pan nie znał tych ludzi ani nie domyślał się
pan, czego od pana chcieli?
- Słyszałem ich rozinowę... No, uwolnicie mnie czy nie?! - wrzasnął i aż śliną
parskał z wściekłości. Oficer wzruszył ramionami.
- Panie Skałbana - powiedział ironicznie, - Ciągle ktoś pana napada i wiąże, ten pan
zaś - wskazał na mnie - za każdym razem uwalnia pana z więzów. I w kółko powtarza pan to
samo kłamstwo, że nie wie pan, kto go związał i dlaczego to zrobił. Czy nie pora skończyć z
tą blagą?
Skałbana w odpowiedzi rzucił mu przekleństwo. Oficer znowu wzruszył ramionami i
począł rozglądać się po izbie. A mnie zrobiło słę żal Skałbany. Powiedzłalem:
- Może by go jednak rozwiązać ze sznurów?
- Chwileczkę - oficer ostrzegawczo pcdniósł rękę do góry i dalej myszkował wśród
porozwalanych przedmiotów.
- O ile można wnioskować z tego bałaganu - zastanawiał się głośno - ci napastnłcy
czegoś tutaj szukali bardzo gwałtownie. Czego oni szukali, panie Skałbana?
- Nie wiem. Mówiłem już, że nie wiem - Skałbana uderzył w płaczliwy ton.
- Pan nie wie? Pan oczywiście tego nie wie - złośliwie powtarzał oficer.
Raptem przyklęknął i począł grzebać w stercie papierów wyrzuconych ze
staroświeckiej komody.
Spostrzegłem, że nagle wyciągnął kilka starych, jeszcze przedwojennych tygodników
ilustrowanych. Niektóre kartki w tygodnikach miały powycinane kawałki stron i tytuły.
- Czy może mi pan powiedzieć, panie Skałbana, po co wycinał pan drukowane litery z
gazet? - spytał oficer.
- O czym pan gada? - zdumiał się Skałbana. - Uwolnijcie mnie, do diabła, a nłe
gadajcie głupstw.
- Wolnego - rzekł oficer i zbliżył słę do Skałbany. - Jestem z miłicji. Aresztuję was
pod zarzutem zabójstwa Nikodema Pluty, zwolnionego z więzienia. Przewieziemy was do
aresztu w Komendzie Powiatowej MO.
Dał mi znak, abym rozwiązał sznury. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •