[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie zna pani mężczyzny o takim wyglądzie: wysoki, szczupły brunet lat około
trzydziestu, może trzydziestu pięciu; włosy długie, związane w kucyk; na prawej kości
policzkowej widoczna z daleka blizna?
Janik popatrzyła na mnie w zamyśleniu.
- Gdyby ta blizna nie była aż tak widoczna, to owszem znam takiego człowieka. Tylko jego
blizna jest o wiele mniejsza od opisywanej przez pana.
- To nie takie ważne, pani Anno - zacząłem się gorączkować - mógł przecież zatrzeć jej
wielkość jakimś środkiem kosmetycznym. Tym bardziej jeśli znany pani człowiek jest
Józefem %7łukiem. Zciga go cała polska policja.
Kobieta zawahała się.
- Jeśli to taki kozak, to marne moje życie, gdy tylko wpadnie na pomysł mścić się na mnie.
 Ma rację, ale jeśli nie popełnię błędu, policja nigdy nie dowie się, skąd moje informacje o %7łuku!
- pomyślałem.
- Pani Anno, ręczę słowem honoru i tą moją legitymacją, którą pani lekceważy, a ja wysoce
sobie cenię, że nikt nie dowie się o tym, że wsypała pani %7łuka.
Zastanawiała się jeszcze.
- No, śmiało!... - ponagliłem ją.
- Tak więc - odkaszlnęła - tego pańskiego %7łuka poznałam na drinku  U Wierzynka . No a
potem od drinka do drinka stanęło na tym, że zamieszka u mnie. Dziwny był. Mówił, że ma
przechlapane w jakimś gangu i musi się ukrywać. Podoba mi się, bo ma gest. O, dał mi to
cacko ze złota - wyjęła z dekoltu kimona krokodylka - i powiedział:  Będziesz bogata,
%7łabko, %7łabuchno - i bardzo się śmiał z tego, jak mnie  ochrzcił . Dopiero dzisiaj z rana
wyszedł z domu. A po południu wziął mój samochód i pojechał. Nie chciał powiedzieć
dokąd, ani zabrać mnie ze sobą. Przyznam się panu, myślałam, że po raz ostatni widzę swego
forda.
Wyjąłem fajkę.
- Ja nie palę - powiedziała moja gospodyni z naciskiem.
Schowałem więc śmiercionośny przyrząd i zapytałem.
- Bała się pani o swój samochód, nie widziała więc pani żadnych dokumentów %7łuka?
Zaśmiała się swym niskim zmysłowym śmiechem.
- Taka głupia to ja już nie jestem! Tylko co w dzisiejszych czasach, kiedy tak łatwo o
podróbki, da zaglądanie w czyjeś papiery?
Znów się roześmiała.
- Najlepszym dowodem na to niech będzie fakt, że ten pański Józef %7łuk nazywał się w
paszporcie, prawie jazdy i dowodzie Zbigniew Rolicki!
Skrzywiłem się. Fałszywe dokumenty, a ja uganiam się za Józefem %7łukiem! Trzeba będzie
zawiadomić Kowalczyka o nowym wcieleniu tropionego przez nas. Znów mi się dostanie za
plątanie się policji pod nogami, ale nich tam!
- Tak więc %7łuk alias Rolicki opuścił panią na zawsze jej samochodem dziś póznym
popołudniem? - spytałem.
Janik pokręciła głową.
- %7łeby tak na zawsze opuścił, to nie. Był tu niedawno przed panem. Spakował swoje rzeczy
i powiedział, że musi na kilka dni zniknąć z Krakowa. Swego forda znajdę jutro rano na
parkingu przed dworcem. Kluczyki będą wciśnięte pod lewą przednią oponę. No a potem on,
czyli Zbyszek, wróci do mnie i wyjedziemy razem na dalekie gorące wyspy, gdzie będziemy
żyć długo i szczęśliwie. Bałam się o samochód porzucony na parkingu z kluczykami pod
oponą, ale ten pański Józef czy mój Zbyszek miał, pomimo śmiechu, coś takiego w oczach,
że pomyślałam, iż nie warto z nim za wiele dyskutować.
- Widzi pani? - powiedziałem nie bez satysfakcji.
Uśmiechnęła się niewesoło:
- Widzę. Ale co z tego.
Podniosłem się z fotelika.
- Czy to już wszystko o naszym przyjacielu?
Janik poderwała się.
- Ach, nie! Na śmierć zapomniałabym! Przecież on, jak przyjechał wieczorem, dzwonił do
kogoś!
- Czy może słyszała pani, co mówił?
Owinęła się szczelniej kimonem.
- Nie bardzo. Ale zaraz, zaraz sobie przypomnę... Aha... coś o cmentarnych duchach. I żeby
tamten nie spóznił się na pierwszą.
- Chyba chodziło mu o pierwszą w nocy - mruknąłem. I nagle poczułem, że gdzieś na dnie
mózgu zapala się iskierka.  Ostrożnie, Pawle, bo przegapisz!
Pożegnałem się z panią Anną, życząc jej, by na przyszłość lepiej dobierała sobie znajomych.
Jeszcze raz upewniłem ją, że w sprawie %7łuka nic jej nie grozi i wyszedłem z mieszkania.
Przed domem pachniały lipy. Od czasu do czasu przeleciał z ciężkim buczeniem zapózniony
chrabąszcz. Usiadłem na ławce i nabiwszy powoli fajeczkę zapaliłem ją z radością, jaką daje
oczekiwanie w zasadzce na drapieżnika, który na pewno wpadnie w nasze ręce.
Próbowałem złożyć w jako tako logiczną całość to wszystko, co usłyszałem dziś od pani Janik o
%7łuku. Podrywa dziewczynę, melinuje się w jej mieszkaniu, używa fałszywego nazwiska. Każdy na
jego miejscu tak by zrobił. Tak samo z poddaną kosmetycznemu zabiegowi blizną. Szukajmy dalej.
Dał jej krokodylka? A, to już błąd! Co jeszcze? Z uporem nazywał Annę  %7łabką i to zawsze w
kontekście czekającego ich bogactwa. Złodzieje często bywają przesądni. %7łabka, %7łabuchna,
%7łabcia, %7ła... - aż zakrztusiłem się dymem z fajki!
- %7łabno!
Cmentarz niemieckich żołnierzy poległych podczas pierwszej wojny światowej! Po drugiej stronie
cmentarz żołnierzy rosyjskich. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •