[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kolejnych kopnięć.
- Zostaw go - łagodnie poprosiłem Luscinię. - To nic nie da...
Zpiewaczka przestała atakować filmowca.
- Jak to nic nie da? - zapytała. - Sam mówiłeś...
Teraz operator rzucił się na mnie z pięściami. Zrobiłem unik i bez trudu zablokowałem drugi cios, potem sprawnie
wykręciłem mu rękę.
- Co on ci nagadał?! - operator krzyczał do Luscinii. - Wmówił ci, że to ja was zamknąłem w tej pułapce?
- A czemu tu przyszedłeś? Skąd wiedziałeś o tej skrytce? - wypytywała go śpiewaczka.
- Niech on mnie puści - sapnął operator.
Natychmiast na gest Luscinii uwolniłem filmowca z uścisku.
- Wczoraj przed kolacją, przypadkiem, odkryłem to miejsce - tłumaczył się. - Dziś chciałem je dokładnie
sprawdzić...
- Kłamiesz! - krzyknęła Luscinia. - Jak zwykle kłamiesz!
Wściekła wymaszerowała z podziemi.
- Gdyby nie ten film, inaczej byśmy pogadali - rzucił operator i wybiegł.
Poszedłem do pałacu. Była pora kolacji i słyszałem, jak Luscinia w sali kominkowej opowiadała o naszych
przygodach, a operator zaprzeczał informacjom o tym, jakoby nas tam zamknął. Chwilę stałem pod drzwiami, a
potem wspiąłem się na piętro, do swojego pokoju. Marcin siedział przy moim stole i rysował. Na talerzu ułożył stos
kanapek i przygotował czajnik pełen herbaty.
- Dla mnie? - zapytałem wskazując na talerz.
Brodacz skinął głową.
- Dziękuję - powiedziałem siadając do stołu.
Spojrzałem mu przez ramię. Rysował kolejny portret Luscinii.
- Podoba ci siÄ™? - zagadnÄ…Å‚em Marcina.
Milczał, tylko ręka uzbrojona w ołówek zaczęła wykonywać nerwowe ruchy.
- Wiem, że tak - stwierdziłem. - Mnie też bardzo się podoba. Czuję, jak boli cię, że ona przebywa w moim
towarzystwie, ale doskonale wiesz, że obaj do niej nie pasujemy. Ona jest taka jak Carmen, będzie się nami bawiła
i gdy zechce skinie na ciebie ręką, i już będziesz pogrążony. Z jej ręki wypijesz nawet truciznę. Ale na szczęście to
chyba nie jest miłość, tylko zwykłe zauroczenie, które musi minąć.
- Tak jak wszystko - mruknÄ…Å‚ Marcin.
- Marcin... - zaczÄ…Å‚em.
- Wiesz, kiedy czułem się jak przybysz z innej planety? Mówiłem ci, że jakiś czas spędziłem w Tybecie,
wędrowałem przez Himalaje, przyłączyłem się do pasterzy owiec, mieszkałem w klasztorze, a potem wróciłem do
New Delhi, skąd miałem odlecieć do Moskwy i Warszawy.
Musiałem nocować w hotelu i włączyłem telewizor. Newsami były: schwytanie przez Mosad staruszka, byłego
nazisty, który mordował %7łydów, atak izraelskich wojsk na palestyńskie osiedla i zabicie zakładników przez arabskich
terrorystów. Na innym kanale pokazywano szczęśliwca, który w loterii wygrał 120 milionów dolarów i nie wiedział,
co z nimi zrobić, a w innej telewizji, w talk show ktoś pytał, po co mu wszystkie te maszyny, skoro musi przebrnąć
przez całe strony instrukcji obsługi? I wtedy wyjrzałem przez okno, na gwiezdziste niebo i pytałem sam siebie, czy
powinienem wracać? Wróciłem, zaszyłem się tu i pojawiła się ona...
- Czytałeś Carmen ? - zapytałem go.
- Nie.
- Przeczytaj - podałem mu książeczkę. - Będziesz wiedział więcej o przeciwniku.
Wziął lekturę z wdzięcznością i zaraz mrużąc oczy zaczął czytać. Właśnie w tym momencie wszedł elegant i Marcin
szybko odłożył książkę.
- Cóż pan najlepszego wyprawia? - zapytał mnie szeptem. - Przez pana wszyscy się pokłócili. Luscinia wzięła na
jutro wolne. Zbyszek zagroził odejściem. To prawda, że ktoś was uwięził w tych podziemiach?
- Tak.
- Zbyszek?
- Nie mam na to dowodów.
- To może lepiej, żeby go pan bezpodstawnie nie posądzał?
- Nie uczyniłem tego publicznie, a z Luscinią mamy swoje powody, żeby go podejrzewać.
- Ale jutro pan będzie grał?
- Tak.
Sebastian MIERNICKI PAN SAMOCHODZIK I KRÓLEWSKA BALETNICA
Opracował: rodHar_ 39 / 81
- Zwietnie, tylko niech się pan rano nie goli. Dokleimy panu jeszcze wąsy i będzie pan nierozpoznawalny.
Elegant wyszedł. Wstałem, żeby pójść do pani Joanny, ale Marcin powiedział, że już ją o wszystkim powiadomił.
Nie pozostało mi nic innego jak położyć się spać. To było wspaniałe uczucie ułożyć się na czymś miękkim i spać pod
ciepłym przykryciem.
Rano obudził mnie elegant osobiście przynosząc śniadanie do łóżka. Czułem się zażenowany jego zachowaniem.
- Pan zna Carmen ? - wypytywał mnie, gdy jadłem.
- Tak.
- Wie pan, co przyjdzie panu zagrać?
- Tak, to będzie proste.
- Trochę unowocześniliśmy treść, ale zależało mi, żeby zostawić to przesłanie. Dziś będzie pan grał głównie z
Waldim...
Opowiadał o tym, co mnie czeka na planie. Po godzinie stawiłem się przed pałacem ubrany zgodnie z zaleceniami
eleganta w swój strój podróżny, taki na włóczęgę, czyli dżinsy, wojskową kurtkę, koszulę flanelową, wysokie,
sznurowane buty. Waldi był ubrany podobnie, tylko jego ubranie było firmowe, prosto ze sklepu. Jego dwudniowy
zarost był starannie wymodelowany. Na plan zdjęciowy nad Odrą ekipa pojechała samochodami, a ja i Jary
prowadziliśmy motocykle niezbędne do zdjęć.
Carmen Prospera Merimeego rozpoczyna siÄ™ od sceny spotkania narratora z don Josem przy strumieniu. Nim
rozpoczęły się zdjęcia, charakteryzatorka przygotowała moją twarz do zdjęć: upudrowała skórę, poprawiła fryzurę,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]