[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- O nocy, podczas której zginął twój brat - powiedziała.
Raleigh popatrzył na nią ze zdumieniem.
Rebeka wzięła do ręki album i podsunęła mu go przed
oczy.
- Co... gdzie ty...? - wyjąkał.
-
Sądzisz, że go zabiłeś, prawda?
- Nie rób tego. - Próbował wyjąć jej z rąk księgę, ale mu
się nie udało.
- Nie masz zamiaru niczego mi ułatwiać, prawda? - spy¬
tał, potrząsając głową.
- Nigdy nie osiągałam swoich celów łatwym sposo¬
bem, więc nie sądź, że teraz zacznę. Powiedz, co się wtedy
stało..
-
Umarł mój brat - wyrzucił z siebie szybko Raleigh.
- I?
- I co? Chcesz znać szczegóły? - spytał podniesionym
głosem. - W porządku. Pewnego wieczora po meczu futbo¬
lowym Buddy wypił sporo piwa z przyjaciółmi, a potem u¬
znał, że byłoby fajnie przespacerować się po poręczy mostu
niedaleko Daleville. - Raleigh odwrócił wzrok, lecz ciągnął
dalej: - Zdążyłem na czas, by zobaczyć, jak spadał.
- Wyczytałam, że chwycił za jeden ze wsporników i cią¬
gle jeszcze się go trzymał, kiedy chciałeś mu pomóc.
- Do czego to ma prowadzić?
136
NIESPOKOJNY
DUCH
Nie bacząc na to pytanie, Rebeka mówiła dalej:
- Piszą, że ryzykując życie, próbowałeś go wciągnąć na
górę. Kiedy pozostali trzymali cię, byś nie poszedł w ślady
Buddy'ego, on nagle spadł.
- Czemu to robisz? - spytał Raleigh, przysuwając się ku
Rebece. - Mój brat umarł dziewiętnaście lat temu.
Rebeka zamknęła album i odłożyła go na półkę.
- I ty też - odparła.
~ Był moim bratem. Mam prawo...
- Prawo? Do czego? By do śmierci dźwigać poczucie
winy jak kamień nagrobny z mogiły Buddy'ego? Raleigh,
przecież nie namawiałeś go do chodzenia po tej poręczy.
Nie wlewałeś mu piwa do gardła. Dlaczego nie przesta¬
niesz sobie wmawiać, że zawiniłeś? Czemu nie możesz tego
zrobić?
- Ponieważ to ja kupiłem wtedy piwo. - Raleigh zacisnął
wargi i odwrócił się od Rebeki.
Miał jej wyznać wszystko, co trzymał w tajemnicy od nie¬
mal dwudziestu lat? To, czego nikt nawet nie podejrzewał.
Nikt o tym nie wiedział poza Buddym. Wcale nie było mu
lepiej z tą świadomością. Roześmiał się gorzko. Nie czuł ka¬
tharsis, o której marzył od tyłu lat, ani ulgi, którą miało nieść
dzielenie z kimś bólu.
Kątem oka widział jasnoróżowy sweterek Rebeki. Zauwa¬
żył, że dziewczyna patrzy w ogień na kominku. Gdyby tylko
sobie na to pozwolił, z pewnością poruszyłaby go jej uroda
i zaangażowanie, z jakim wszystko to przeżywała. Zesztyw¬
niał na samą myśl o tym.
- No i co? Jesteś zadowolona? - spytał ostro.
- Prosił cię, żebyś kupił to piwo?
137
NIESPOKOJNY
DUCH
Znając Rebekę, wiedział, że nie ustąpi, dopóki nie usłyszy
odpowiedzi.
- Nie - odparł z westchnieniem — Byłem pełnoletni i ku­
piłem je na przyjęcie, które miało się odbyć wieczorem. Parę
dni po wypadku zorientowałem się, że Buddy zabrał mi część
puszek z bagażnika.
- Więc wiedział, że trzymasz je w samochodzie, i to był
jego wybór. Podobnie jak sam zdecydował, by się upić i wdra¬
pać na poręcz mostu - powiedziała Rebeka, świadomie akcen¬
tując słowa, podkreślające udział Buddy'ego w wypadku.
- To nie takie proste.
-
Sądzę, że jednak tak.
- Nie byłaś tam. Nie wiesz, o czym mówisz. Nie znałaś go.
- Oczywiście nie znałam go tak jak ty, lecz ostatnią go¬
dzinę spędziłam nad tym albumem. Przeczytałam wszystko,
co napisano o wypadku obejrzałam wasze zdjęcia z dzieciń¬ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •  
     
    f Ignacy Cale śźycie biedna
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwia-pl.keep.pl
  •