[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jak długo zostałeś wczoraj w barze? Spojrzał na nią pustym,
zimnym wzrokiem.
- Do czwartej - przyznał z ociąganiem. -I nie w barze. - Spojrzał
na mężczyznę, który chwiejnym krokiem zmierzał w ich kierunku, i
dodał zrzędliwie: - Ja przynajmniej jestem w stanie chodzić prosto.
- Ledwo, ledwo - powiedziała zaczepnie. - Dokąd poszliście? I
coście pili?
- Bóg raczy wiedzieć. Jakiś lokalny bimber z rybakami w porcie.
Wczoraj mi się wydawało, że to niezły pomysł.
Już miała mu powiedzieć, że nie wygląda na człowieka, który
pije na umór, ale na szczęście ugryzła się w język. Z rozbawieniem
jednak wyobraziła sobie Kiela wracającego do hotelu na chwiejnych
nogach, pijanego do nieprzytomności. Odsunęła na bok opróżniony
talerz i nalała sobie kawy. Postanowiła zmienić temat.
- Jakie mamy plany na dziś?
- Co? Ach, dostałem wczoraj mapę od barmana. - Wyciągnął ją z
kieszeni, odsunął naczynia i rozłożył mapę na stole. - Tak na wszelki
54
RS
wypadek zapytałem go, czy jest tu jakaś angielska społeczność, ale
powiedział, że niewielu Anglików przyjeżdża na Maderę. Czy któraś z
nazw z czymś ci się kojarzy? - zapytał, wskazując na mapę.
Pochyliła się i popatrzyła na nieregularną linię nabrzeża i
wypisane małymi literkami nazwy wiosek.
- To nie było kompletne odludzie - mruknęła, próbując ukryć
fakt, że, nic się jej nie przypomina. - Co wyklucza spore obszary.
Pamiętam, że ta willa sąsiadowała z kilkoma innymi. Chyba na
wzgórzu... O co ci chodzi? - zapytała ostro, kiedy parsknął śmiechem.
- To jest wyspa wulkaniczna - powiedział z irytacją.
- No i co?
- A to, że nie ma tu nic innego poza pagórkami i cholernymi
górami!
- Skąd wiesz? - drążyła z wojowniczym błyskiem w oku.
Jeśli mu się wydaje, że może ją rozstawiać po kątach, to zaraz
mu pokaże!
- Bo zapytałem barmana!
- Co ty powiesz? Przynajmniej twój alkoholowy maraton
zaowocował czymś pożytecznym - rzuciła kpiąco.
- Może byśmy się zajęli mapą? - zapytał wyraznie znużony.
Zrobiła minę grzecznej dziewczynki i pochyliła się nad
stolikiem.
- Jak długo się tam jechało autobusem?
- Nie wiem. Zdaje mi się, że nie bardzo długo, ale w końcu to
było dziesięć lat temu.
55
RS
- Wiem, wciąż mi to powtarzasz. Na Boga, przecież nie proszę o
dokładny rozkład jazdy! Długo? Krótko? Ile czasu?
Justine wypuściła z sykiem powietrze z płuc, podniosła oczy do
góry i próbowała się skupić.
- Wydaje mi się, że niezbyt długo... ale też i nie bardzo krótko!
Kiel, ja po prostu tego nie pamiętam. I nic ci nie da piorunowanie
mnie wzrokiem. Mówiłam ci, zanim tu przyjechaliśmy, że szukamy
igły w stogu siana!
- Doskonale pamiętam, co powiedziałaś. Nie musisz mi
przypominać. Jesteś przynajmniej pewna, że willa leżała nad morzem?
- Nie, niczego nie jestem pewna - odparła buntowniczo. Cała
radość z tego, że czuje się lepiej, uchodziła z niej jak powietrze z
przekłutego balonika. Ten facet był prawdziwym doktorem Jekyllem
przeistaczającym się w pana Hyde'a.
- Dobrze - powiedział, zmuszając się do zachowania spokoju i
zdrowego rozsądku, choć w oczach Justine kompletnie mu się to nie
powiodło. - Pojedziemy autobusem do Funchal i zobaczymy, czy coś
z tego wyniknie.
- Nie możemy wynająć samochodu?
- Nie. Musimy w miarę możliwości powtórzyć twoją podróż.
Samochód nie wchodzi więc w grę. Jesteś gotowa?
- Chyba tak. - Wstała od stołu, zarzuciła torbę na ramię i
poczekała, aż Kiel złoży z powrotem mapę. - Wiesz, skąd odjeżdża
autobus?
56
RS
- Nie, Justine, nie wiem. Zapytam w recepcji. Wykrzywiła się do
jego szybko oddalających się pleców.
Ruszyła za nim, zupełnie nieświadoma, że ich zachowanie
wzbudziło wśród gości hotelowych niekłamane zainteresowanie i
rozbawienie.
Autobus był tak kiepski, jak zapamiętała. Podejrzewała nawet,
że to może być dokładnie ten sam; a już na pewno kierowca
zachowywał się zadziwiająco podobnie do tamtego sprzed lat
dziesięciu. Chyba że wszyscy uczyli się jezdzić u tego samego
instruktora-maniaka... Na myśl o takiej szkole nauki jazdy zrobiło się
jej wesoło.
- Co cię tak śmieszy?
- Nic - odpowiedziała z długim westchnieniem. - Po prostu się
zamyśliłam.
Kiel był w takim stanie, że nie doceniłby żadnego dowcipu.
Siedzieli bardzo blisko siebie. Jego umięśnione przedramię
spoczywało dosłownie kilka centymetrów od jej ręki. Złoty rolex
opasywał nadgarstek pokryty blond włosami, rozjaśnionymi przez
słońce i sól. To z powodu żeglowania, pomyślała odruchowo.
Ciemnozielona koszula z podwiniętymi rękawami podkreślała kolor
jego oczu. Nie podejrzewała, żeby włożył ją właśnie dlatego. Nie był
zarozumiały. Prawdopodobnie nie dbał w ogóle o to, co myślą o nim
inni. Miała wrażenie, że nie czuł nawet spojrzeń, jakie na siebie
ściągał. Może to jego wzrost sprawiał, że był taki władczy. Sama
ledwie sięgała mu ramienia, a nie należała do niskich. Tak, to musi
57
RS
być to, uznała. Dziwne uczucie, jakiego przy nim doświadczała, na
pewno bierze się z jego wzrostu. Z tym wyjaśnieniem poczuła się
nieco lepiej. Wyjrzała za okno.
- Coś ciekawego? - zapytał nagle.
Z poczuciem winy przypomniała sobie, po co wybrali się na tę
wycieczkę.
- Nie, jeszcze nie - odpowiedziała szybko.
Skupiła się na krajobrazie. Nie było w nim nic znajomego.
Pokręciła w milczeniu głową, podkreślając swoje poprzednie
stwierdzenie. I wtedy coś jej zaświtało. Na dnie wąskiego wąwozu
leżał wrak żółtego volkswagena. Bez wątpienia już go kiedyś
widziała. Zmrużyła oczy, próbując się jak najbardziej skoncentrować.
Miała świadomość, że Kiel uważnie się jej przygląda. Chciała sobie
przypomnieć, ale wszystko zniknęło, kiedy autobus gwałtownie
zahamował. Pasażerowie spojrzeli do przodu. Zaczęli głośno
rozmawiać.
- Będziemy musieli się cofnąć - powiedział Kiel. - Droga jest
wąska. Nie damy rady wyminąć się z tą furgonetką, która nadjechała z
przeciwka.
Stracił zainteresowanie, usiadł z powrotem, a kiedy Justine nie
poszła od razu w jego ślady, pociągnął ją za rękaw i zmusił, by
usiadła.
- No i? - zapytał niecierpliwie. - Co ci się przypomniało?
- Co? Niewiele. Pomyślałam, że musiałam już jechać tą drogą,
bo pamiętam żółtego volkswagena na dnie wąwozu.
58
RS
Jęknęła, kiedy przechylił się, żeby wyjrzeć przez okno.
- I to wszystko? - zapytał.
- Przykro mi! Staram się jak mogę!
Zwiadoma jego rozczarowania, a także będąc pod wrażeniem
intensywnego zapachu jego wody po goleniu, odepchnęła go od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]