[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Fletcher, panna młoda powinna wierzyć, że jej małżeństwo przetrwa.
- A dlaczego myślisz, że nasze nie przetrwa?
- Chcesz prawnie wiążącego kontraktu i ja się na to zgodziłam. Poprzestańmy więc
na tym, a dalej zobaczymy, jak nam pójdzie.
- Nie przestajesz mnie prowokować - uśmiechnął się ironicznie.
Tammy uniosła brwi.
- Mówiłeś coś kiedyś o statystykach rozpadu małżeństw?
- A ty wtedy powiedziałaś, że jesteś wyjątkiem od wszelkich reguł.
Tammy pogładziła go po policzku.
- Czas pokaże, Fletcher. Tylko czas może to pokazać.
Na to już nie znalazł odpowiedzi.
R
L
T
ROZDZIAA DWUNASTY
Czwarty ślub
W dziewięć miesięcy pózniej Tammy doskonale bawiła się na ostatnim wspólnym
lunchu wszystkich przyjaciółek przed ślubem Jennifer. Wracając lexusem do domu, do
Blues Point, myślała z uśmiechem, jak miło było znów porozmawiać i pośmiać się bez
nieustannie absorbujących dzieci. Jennifer prosiła, by przyjechały same, bo po lunchu
wszystkie druhny umówione były na przymiarkę sukien i nie chciała ryzykować, że ich
uwaga będzie skupiona na niemowlętach zamiast na bukietach i innych ślubnych akceso-
riach. Córeczką Celine zajmowała się więc jej matka, synkiem Lucy nonna Tony'ego
Andrettiego, a Tammy bez wahania powierzyła czteromiesięcznego Johna Fletcherowi.
Od pierwszego dnia, gdy wróciła z Johnem ze szpitala, Fletcher bardzo angażował
się w opiekę nad dzieckiem. Wcześniej obsesyjnie interesował się przebiegiem jej ciąży i
chodził z nią do szkoły rodzenia. Zdecydowany był kontrolować sytuację podczas poro-
du i rzeczywiście bardzo ją wspierał podczas tych długich, bolesnych godzin. Nie mo-
głaby sobie wymarzyć lepszego partnera do rodzicielstwa.
A także do łóżka. Miała poważne wątpliwości co do tego, jak długo będzie atrak-
cyjna dla Fletchera, ale, o dziwo, nie zauważał chyba, jak zwyczajnie wyglądała bez wy-
rafinowanych zabiegów fryzjerskich i kosmetycznych. Nie odrzuciły go również fizycz-
ne zmiany związane z ciążą. Był zafascynowany jej brzuszkiem i ich seks w tym okresie
stał się niewiarygodnie zmysłowy. Czasami Tammy obawiała się, że to dziecko w jej
brzuchu stanowi o jej atrakcyjności, ale po porodzie Fletcher nie przestał się nią intere-
sować.
On sam pociągał ją równie mocno jak wcześniej, a miłość do Johna dodawała mu
jeszcze atrakcyjności. Z pewnością potrafił kochać, ale może tylko niewinne dziecko by-
ło w stanie wzbudzić w nim uczucie. Czasami Tammy czuła, że ta miłość przelewa się
również na nią, ale chodziło raczej o to, że jest matką Johna, nie o nią samą jako osobę.
Nie była nieszczęśliwa. Pod wieloma względami Fletcher okazał się dobrym mę-
żem, wciąż jednak zamykał się we własnym świecie, w pokoju z komputerem, odcinając
R
L
T
ją od wszystkiego, co wiązało się z jego pracą. Pracował teraz w domu i nie chciał brać
udziału w żadnych spotkaniach organizowanych przez jej przyjaciółki.
- Ja do was nie pasuję - twierdził nieodmiennie - ale będę bardzo zadowolony, jeśli
ty pójdziesz, Tamalyn. Wiem, jak lubisz ich towarzystwo.
Chodziła, ale zawsze czuła się zle z tym, że Fletchera przy niej nie było, choć
przyjaciółki przyprowadzały swoich mężów. Właściwie pogodziła się już z jego nieto-
warzyskością, ale gdy odmówił pójścia na ślub Jennifer i Adama, uznała, że tego już za
wiele. Nie powiedziała Jennifer, że Fletcher nie przyjął zaproszenia; to byłoby zbyt upo-
karzające.
Zaparkowała lexusa w podziemnym garażu i poszła do windy, zdecydowana po-
rozmawiać z nim jeszcze raz i wytłumaczyć, że jest to coś, za co byłaby mu bardzo
wdzięczna. Obawiała się, że jeśli Fletcher nie poczyni żadnego wysiłku, by znalezć
wspólny grunt z ludzmi, którzy byli jej bliscy, to ich partnerstwo może spalić na panew-
ce.
Usłyszała jego głos tuż za progiem mieszkania. Był w kuchni i właśnie opowiadał
Johnowi, z jakich składników zamierza przyrządzić kolację. Tammy przeżyła wielkie
zaskoczenie, gdy się okazało, że Fletcher lubi gotować i że doskonale sobie z tym radzi.
Uważał kucharzenie za relaksujące hobby po wymagającej wielkiego skupienia pracy.
- Już jestem! - zawołała.
- Chodz tu - odkrzyknął. - Robię kolację. Znalazłem w Internecie nowy przepis na
pieczoną rybę.
Westchnęła. Nie chciała niszczyć jego radosnego nastroju, wywołując teraz kon-
flikt, i postanowiła odłożyć konfrontację do jutra. Poszła do kuchni. Aneks kuchenny
oddzielony był od salonu niską wewnętrzną ścianką, przy której znajdował się długi blat.
Stąd również rozciągał się widok na zatokę. Nosidełko Johna stało na końcu blatu. Mały
pochłonięty był marchewką, którą Fletcher dał mu do zabawy.
Po drugiej stronie blatu, od strony salonu, stały stołki ze stali nierdzewnej z profi-
lowanymi, obrotowymi siedzeniami. Tammy wspięła się na jeden z nich i usiadła pleca-
mi do okna. Fletcher wyjął z lodówki schłodzoną butelkę białego wina i napełnił dwa
kieliszki.
R
L
T
Ciesz się, że znajdujesz w tym człowieku wiele zalet, przykazała sobie surowo.
- Jak ci minął dzień? - zapytał, stawiając przed nią kieliszek.
- Dziękuję, dobrze.
- Wszystko gotowe przed ślubem?
To było niewłaściwe pytanie. Zanim Tammy zdążyła ugryzć się w język, wypaliła:
- Wszystko oprócz ciebie.
Fletcher natychmiast zatrzymał wzrok na jej twarzy.
- Co to ma znaczyć?
Wzięła głęboki oddech.
- Chciałabym, żebyś poszedł ze mną, Fletcher. Byłeś na trzech poprzednich ślu-
bach i jeśli teraz nie pójdziesz na ślub Jennifer, ona uzna to za osobisty afront.
- Bzdura - odrzekł arogancko. - Musiałem być na ślubie Celine, bo to moja siostra,
a co do dwóch pozostałych, poszedłem tam ze względu na ciebie. Nie miało to nic
wspólnego z twoimi przyjaciółkami.
- A teraz, skoro już przywiązałeś mnie do siebie kontraktem, nie musisz się więcej
wysilać. Czy tak to wygląda?
Fletcher zmrużył oczy w dwie wąskie szparki.
- Chcesz powiedzieć, że jeśli nie pójdę na ten ślub, to mogę cię stracić?
Nie wierzył w to. Nie wierzył, by mogła odejść od niego i od tego wszystkiego, co
stworzyli razem, by mogła zaryzykować bezpieczną przyszłość ich dziecka.
Tammy czuła, jak siła jego przekonania niszczy w niej chęć do walki. Z najwyż-
szym trudem zebrała się na odwagę i powiedziała z godnością:
- Proszę cię o to jak o przysługę. Zrób ten krok w moją stronę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]