[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niemal przez cały czas
mam zamknięte powieki. Moje oczy znajdują się tak blisko tego,
nad czym pracuję, że jednak widzę i obraz, który odbieram, jest potężnym aktywatorem pożądania.
Rojenie polega być może
również na tym, że z tyłu oczu mózg instynktownie tworzy
natychmiastowy i doskonały obraz znajdującego się tak blisko
obiektu! Widzę najpierw me własne zabiegi, z którymi zgrywam
oddech: rozciągliwe etui utworzone z mojej dłoni, wargi
zawinięte na zęby, żeby nie kaleczyć, język, który posyła
pieszczotę żołędzi, gdy się do niej zbliża. Oceniam wzrokiem
drogę dłoni, która towarzyszy wargom, niekiedy lekkim ruchem
okrężnym, i nasila nacisk na wysokości grubego pąka na
zakończeniu. Potem nagle ręka zmienia zamiar i zaczyna żwawo
brandzlować, a penis - mocno chwycony dwoma palcami - uderza
jedwabistym zakończeniem o poduszeczki zamkniętych w
pocałunku ust. Jacques'owi wyrywa się wtedy zawsze dzwięczne
i krótkie  ha" w zachwycie okazanym z powodu zaskoczenia
(choć przecież doskonale zna ten manewr). Potęguje to moje
własne podniecenie, wzrastające wówczas, gdy ręka rozluznia
uchwyt, by pozwolić prąciu zagłębić się na tyle, by poczuło
gardło. Staram się przedłużyć ten moment, a nawet przesuwam
zaokrągloną częścią głęboko po podniebieniu, aż łzy napływają
mi do oczu, aż się dławię. Albo też - do tego trzeba mieć
piekielnie wytrzymałe ciało - unieruchamiam członek, wówczas
cała moja głowa porusza się wokół niego, i pieszczę go
policzkami, ociekającą śliną brodą, czołem i włosami, a nawet
czubkiem nosa. Liżę, nie szczędząc trudu, aż po jądra, które tak
doskonale się bierze do ust. Wykonuję ruchy przerywane, z
dłuższymi
postojami na żołędzi, wokół której koniuszek języka zatacza
kręgi, chyba że zaczyna drażnić wywinięcie napletka. A potem...
hop! Bez uprzedzenia wszystko połykam i słyszę krzyk, który
dochodzi do clitoris wkutej u wlotu mojej cipy.
Gdybym poszła na łatwiznę, mogłabym napisać na ten temat całe
strony, tym bardziej że już samo napomknięcie o tej mrówczej
pracy wyzwala pierwsze oznaki podniecenia. Być może istnieje
nawet jakiś luzny związek pomiędzy moim sposobem
doskonalenia się w obciąganiu laski i staraniami, jakich
dokładam, gdy coś opisuję. Ograniczę się jedynie do dodania, że
lubię też, gdy to mężczyzna decyduje o tym, co mam robić.
Lubię, gdy unieruchamia mi się głowę obiema silnymi dłońmi i
rżnie prosto w usta. Na ogół odczuwam potrzebę przyjmowania
w usta w pierwszych chwilach stosunku, chodzi bowiem o to, by
wprawić w ruch te kilka mililitrów krwi, i doprowadzić do
wzwodu. Czasem oboje stoimy, a ja osuwam się do stóp partnera,
czasem leżymy i wtedy daję nura pod pościel. Jak w jakiejś
zabawie: po omacku w ciemności szukam przedmiotu swego
pożądania. Zresztą w takich chwilach zachowuję się jak mały
łakomczuch. Domagam się swojego  grubego lizaka" i bardzo
mnie to bawi. A kiedy podnoszę głowę, bo przecież muszę dać
wytchnienie mięśniom wessanych do środka policzków,
poprzestaję na  hmmm... ale dobre", jak ktoś, kto zapewnia o
wyśmienitym smaku potrawy, gdy tymczasem przede wszystkim
objada się co nie miara. W podobny sposób - z próżnością
dobrego ucznia w dniu rozdania świadectw - przyjmuję
komplementy.
Nic mnie bardziej nie zachęca niż wyznanie, że jestem  najlepszą
druciarą". Albo jeszcze lepiej: kiedy mając w perspektywie
napisanie tej książki, wypytuję przyjaciela, z którym zaniechałam
jakichkolwiek stosunków seksualnych dwadzieścia pięć lat temu,
i słyszę z jego ust zapewnienie, że nigdy już potem nie spotkał
drugiej dziewczyny, która by mu  tak wspaniale obciągała
laskę", spuszczam wzrok, w pewnym sensie ze wstydu czy
skromności, lecz także, by ukryć swoją dumę. To nie dlatego,
bym była pozbawiona innych wyrazów uznania w życiu
osobistym czy zawodowym, lecz z powodu równowagi, którą -
moim zdaniem - należy zachować pomiędzy zdobywaniem
przysparzających nam szacunku zalet moralnych i
intelektualnych, a współmierną doskonałością w oddawaniu się
praktykom, które wykluczają takie zalety, odrzucają je i im
przeczą. Można dać dowód tej zdolności, dostrzegając podziw,
który wzbudza, nawet jeśli czasem zamienia się on w kpinę.
Kiedyś mało brakowało, a Erie dałby w twarz pewnemu chamowi
spotkanemu w lokalu o nazwie  Cleopatre". Chciałam się właśnie
napić, a ten idiota, niezdolny docenić mojego zapału, oświadczył,
że rozumie moje pragnienie, ponieważ wokół  czuć kopcącą się
gumę".
Ciało w kawałkach
Gdyby każdy z nas narysował swoje własne ciało pod dyktando
swego wewnętrznego spojrzenia, to otrzymalibyśmy wspaniałą
galerię potworów! Ja sama odznaczałabym się ogromną głową i
nazbyt rozwinię-
tymi pośladkami, obie te wypukłości byłyby ze sobą złączone
rachitycznymi ramionami jak u mięczaka (z trudem przychodzi
mi zwrócenie uwagi na mój biust), a całość postawiona na dwóch
słupach, które bardziej hamują moje ruchy, niż je ułatwiają
(długo miałam kompleksy z powodu swoich nóg, o których
Robert mawiał złośliwie, że przypominają nogi dziewczynki z
opakowania czekolady Meunier). Być może moja natura
mózgowca doprowadziła do przyznania pierwszeństwa organom
usytuowanym w głowie - oczom i ustom. (Mogła nawet
zachodzić między nimi relacja kompensacyjna). Gdy byłam małą
dziewczynką, komplementowano mnie za moje duże oczy; były
ciemnobrązowe i zwracały uwagę. Potem urosłam, moje oczy
stały się stosunkowo mniej ważnym elementem twarzy i jako
nastolatka spostrzegłam, że nie robiły już takiej furory, co
przyczyniło się do powstania ogromnej narcystycznej rany.
Skierowałam się więc ku ustom, które uważałam za raczej ładnie
zarysowane, przypisując im potencjalną siłę przyciągania. I
nauczyłam się otwierać je szeroko, równocześnie zamykając
oczy, przynajmniej w pewnych okolicznościach. Tymczasem w
fantazmatycznym wyobrażeniu samej siebie rozwijał się mój
tyłek, a jego krągłość zaakcentowała wyraznie zaznaczona talia.
Ten tyłek coraz bardziej wypinał się ku nieznanemu - to znaczy
temu, czego nie mogłam zobaczyć - w outback (to wyrażenie,
jakiego używają Australijczycy na określenie pustyni, którą mają
za plecami). Jacques podarował mi kiedyś pocztówkę,
przedstawiającą szkic Picassa do  Panien z Awinionu": kobieta,
widziana od tyłu, ma tułów w kształcie trójkąta
równoramiennego i pośladki sterczące nad dwoma solidnymi
baleronikami. Mój portret - jak twierdził -wypisz, wymaluj.
Mój tyłek to inna strona mnie. Claude mawiał, że twarz mam
 taką sobie, ale za to jaki tyłek!". Podoba mi się to, że Jacques niezmiennie określa terminem  dupa"
każdą nisko położoną
partię mojej osoby, a gdy we mnie wchodzi - czemu towarzyszą
wyznania miłości - wymierza mi solidne klapsy w pośladki. Nie
omieszkam o nie zabiegać.  Brandzluj mi dupę" - to jedna z
moich najczęstszych próśb. W odpowiedzi ujmuje kolejno moje
pośladki i potrząsa ich plastyczną masą równie bezpardonowo,
jak gdyby ubijał dwie góry bitej śmietany. Jeśli kończy,
wsuwając od tyłu palce złączone w kształcie kaczego łebka, by
otworzyć dzióbek korytarza, prowadzący od bruzdy między
pośladkami do wejścia do cipy, nie mogę się doczekać, żeby we
mnie wszedł.
A gdy już wejdzie, pragnę dać dowód swojej frenetycznej
działalności. Klęcząc na czworakach albo leżąc na boku,
wprawiam w ruch całe swoje pełne wigoru ciało. Pytam
Jacques'a, czy dobrze go  wysysam" swoją cipą i czy  dokładnie
wchłonę całą spermę?". Dla zachęty wystarczy prosta odpowiedz
- choćby dwa słowa - moje imię i nazwa istotnej części mego
ciała:  Och, Catherine! Twoja dupa, twoja dupa...". Zwiadomość,
że ktoś badawczo przygląda się temu, czego ja sama nie mogę
widzieć, jest równie pobudzająca. W takich sytuacjach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •