[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-Ach tak... - westchnąłem.
Ciągle się nie bałem. No może trochę, kiedy pomyślałem, że Grek przestraszy się
jakiegoś gwałtownego ruchu lub niespodziewanego hałasu i zaciśnie palec na spuście
pistoletu. Zamierzałem być grzeczny, bo przecież należy się grzecznie zachowywać w
towarzystwie człowieka, który jest zdolny w ułamku sekundy posłać cię do lepszego ze
światów.
-Dlaczego byłeś taki uparty? - Pokręcił głową, jakbym był krnąbrnym uczniem,
którego postępowanie sprawiło prawdziwą przykrość wymagającemu nauczycielowi.
Nie odpowiedziałem, bo i cóż miałem odpowiedzieć? Czekałem na to, co ma mi
do przekazania.
-Przyznaj sam, że próbowaliśmy cię przekonać. Kamila prosiła, żebyś z nią
wyjechał, prawda?
Kamila! No jasne, miała na imię Kamila! Moja urocza nieznajoma, z którą
spędziłem wiele nadzwyczaj miłych godzin. Teraz to imię wydawało mi się tak
oczywiste, że zastanawiałem się, jak mogłem o nim kiedykolwiek zapomnieć. A więc
piękna i urocza Kamila nie zadzwoniła do mnie bezinteresownie, a jej propozycja
wspólnych wakacji nie zrodziła się jedynie pod wpływem mego niewątpliwego
męskiego czaru. Zrobiło mi się trochę żal i, mimo grozy całej sytuacji, zabolała
podrażniona ambicja.
-To wasi ludzie napadli wtedy na Annę - nawet nie spytałem, tylko stwierdziłem.
Skinął głową.
-Burdel, brak synchronizacji działań i jedna wielka amatorszczyzna - rzekł takim
tonem, jakby się skarżył albo usprawiedliwiał.
-Sam chciałem odejść - wyjaśniłem - ale podobno grozi to...
-Teraz już tak - przerwał - teraz już wszystko zaszło za daleko.
Odbezpieczył pistolet.
-Przykro mi - powiedział, a ja słyszałem, że rzeczywiście jest mu przykro - to
jedyne wyjście.
-Zaraz! - W tym momencie dotarło do mnie, że Grek nie pojawił się tu, by
negocjować. - Nie zabijesz obcego faceta tylko dlatego, że coś tam mu się śni?!
Wszystkich was dokumentnie pojebało?
Człowiek nie powinien zwracać się w podobny sposób do osoby, która trzyma
broń wymierzoną w jego serce. Ale brodacz nie obraził się ani nie zdenerwował.
-Uwierz mi, że to naprawdę jedyne wyjście. - Zabawne, lecz ton jego głosu
wskazywał, że faktycznie chciał, bym mu uwierzył.
Być może tak właśnie by się stało i posępnie poddałbym się biegowi wydarzeń.
Pewnie nie usłyszałbym nawet huku ani nie poczuł bólu. Poddałbym się, gdybym nie
był Lanne Lloch l'Annah. A przynajmniej gdybym nie nauczył się, jak to jest być Lanne
Lloch l'Annah. Przecież walczyłem i zwyciężałem. Pokonałem najznakomitszego
szermierza świata. Moim przyjacielem był smok.
Kopnąłem Greka szybciej, niż sądziłem, że można kopnąć. Kopnąłem go jak
Bruce Lee albo Chuck Norris.
Dokładnie w nadgarstek. Pistolet wyleciał z jego dłoni, a wtedy ja, lokując w tym
ciosie całą siłę, strach i wściekłość, uderzyłem go pięścią w nos. I było po wszystkim.
Zwalił się na kartonowe pudła, na twarz posypały mu się plastikowe butelki z
detergentami. Nie jęczał, nie kulił się, nie pluł krwią. Po prostu stracił przytomność.
Serce tłukło się w mojej piersi tak mocno, że musiałem usiąść. Dopiero teraz
zrobiło mi się niedobrze i w końcu zwymiotowałem w kąt. Moje ręce drżały, jakbym
przerzucił właśnie tonę węgla.
- O kurwa - szepnąłem - o kurwa, kurwa, kurwa...
Zdałem sobie sprawę, że byłem krok od śmierci. Nie śmierci we śnie. Takiej
prawdziwej śmierci, w realu. Brodacz chciał mnie zabić i zrobiłby to. Z głębokim żalem
i równie głębokim przekonaniem o słuszności podejmowanej decyzji. Pewnie byłoby
mu potem przykro, może miałby wyrzuty sumienia, może spowiadałby się z grzechu, a
nawet przyjął i odprawił pokutę. Lecz nie miałem najmniejszych wątpliwości, że nie
wyszedłbym z tej komórki żywy. Pytanie brzmiało: co ja miałem zrobić z nim?
Poderżnąć mu gardło? Oblać łatwopalnym płynem i podpalić? Boże mój! Nie byłem
przecież zabójcą! A to nie były ani sen, ani gra komputerowa, tylko prawdziwe życie.
Abstrahując od oporów moralnych, miałem też świadomość, że to jest świat, w którym
działa policja, w którym prowadzi się śledztwa, zbiera odciski palców i przesłuchuje
świadków. Nie zamierzałem spędzić reszty życia w greckim więzieniu... Nie, nie, nie
zamierzałem spędzić życia w żadnym więzieniu! Poza tym ten człowiek nie był typem
zimnego mordercy. Gdyby miał doświadczenie w podobnych zleceniach, nie usiłowałby
ze mną rozmawiać. Po prostu strzeliłby mi w potylicę, tak że nawet bym nie wiedział,
co i dlaczego mnie zabiło. Tymczasem on najwyrazniej próbował zagłuszyć wyrzuty
sumienia. Przekonać ofiarę, że postępuje w jedyny możliwy do zaakceptowania sposób,
że odbiera mi życie w imię jakiegoś abstrakcyjnego, wyższego dobra.
Uklęknąłem przy Greku i dokładnie przeszukałem kieszenie jego spodni i bluzy.
Nie było w nich nic poza paczką cameli light, tanią chińską zapalniczką i telefonem
komórkowym. Sprawdziłem połączenia wychodzące, odebrane i nieodebrane, ale za
każdym razem ukazywał mi się tylko pusty ekran. Jednak jego komórkę mogłem
wykorzystać w inny sposób. Wybrałem 112 i zmienionym głosem złożyłem doniesienie
o szaleńcu z pistoletem, który chciał mnie zastrzelić. Powiedziałem, gdzie można go
znalezć, a potem się rozłączyłem, oblałem telefon płynem do mycia szyb i wytarłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]