[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cym stole.
- Przepraszam za spóznienie. - Zamknęła za sobą ciężkie
drzwi.
- Dziwię się, że po takim... miłym wieczorze w ogóle
pani przyszła. - Głos Michaela brzmiał jakoś dziwnie, ale
Sabrina była za bardzo niewyspana, żeby ufać swojej spo
strzegawczości.
Usiadła obok Jonathana. Peny zajmował miejsce naprze
ciwko niej i wyglądał na jeszcze bardziej wyczerpanego. Pod
oczami malowały mu się cienie, w dodatku niewątpliwie miał
na sobie ten sam garnitur i krawat co poprzedniego dnia.
Spacerując z nim ulicami Toronto, próbowała dyskretnie
wypytać go o Michaela. Okazało się, że są kolegami z Oksfor
du, zaprzyjaznionymi na tyle, by w Toronto Peny zamieszkał
u Michaela. W zasadzie dowiedziała się jednak tylko tyle, że
praca jest dla Michaela najważniejsza, a tego domyśliła się
sama dużo wcześniej.
- Jonathanie, może wprowadzisz nas...
Bez dalszych niepotrzebnych uwag Michael rozpoczÄ…Å‚
spotkanie. Było jeszcze wcześnie, mimo to sprawiał jak za
wsze doskonałe wrażenie. Bystry, dynamiczny, roztaczał aurę
profesjonalizmu. W oficjalnym stroju, który wielu innym
mężczyznom nadaje wygląd bufonów, wydawał się niezwykle
seksowny.
Sabrina natychmiast przypomniała sobie, w jakim pośpie
chu wkładała biały kostium i pędziła do pracy.
Przez całe spotkanie czuła na sobie jego wzrok i była
bardzo tym zakłopotana. Nie nadążała za tokiem rozmowy
i wiedziała, że będzie musiała poprosić potem Jonathana
o streszczenie.
Wreszcie jej męki dobiegły końca. Już przy drzwiach za
trzymał ją głos Michaela.
- Sabrino, czy mogłaby pani jeszcze chwilę zostać?
Chciałbym zamienić z panią kilka słów.
Peny i Jonathan wyszli. Wolno odwróciła się w stronę Mi
chaela. Wyglądał przez okno. Gdy wreszcie na nią spojrzał,
miał grobową minę. Wpadła w panikę. Co go tak raptownie
odmieniło?
- Dobrze się pani bawiła wczoraj wieczorem?
Wpatrywała się w niego przez chwilę, usiłując znalezć
związek między jego miną i całkiem niewinnym pytaniem.
- Było miło - odparła po zastanowieniu.
- Miło - powtórzył i kpiąco się zaśmiał. - Tylko miło?
Widocznie Perry siÄ™ starzeje.
- SÅ‚ucham?
Stanął tuż przy jej krześle.
- Perry zawsze chełpił się swoimi podbojami. Sądzę, że
poczułby się bardzo urażony, gdyby usłyszał, że było pani
tylko miło.
Zmartwiała.
- Co pan właściwie chce przez to powiedzieć?
- %7łe spodziewałem się po pani bardziej euforycznego na
stroju. Czy dlatego się pani spózniła? Jeszcze nie zeszła pani
z powrotem na ziemiÄ™?
- Nie podobajÄ… mi siÄ™ te aluzje.
- Może sądziła pani, że się nie dowiem. Zapomniała pani,
że Perry u mnie mieszka? Nawet nie przyszedł rano się prze
brać.
- Więc pan założył, że był ze mną!
- Dość logiczne założenie, zważywszy, że spędził z panią
cały dzień.
Co za ironia losu! Poprzedniego wieczoru ubolewała, że
nie ma przy niej Michaela. Perry był niewątpliwie przystojny
i ujmujący, ale odkąd Michael zagościł w jej sercu, nie było
tam miejsca dla nikogo innego.
- Rozumiem. - Ze złości na chwilę zapomniała o urazie.
- Za to nie mogę pojąć, dlaczego o tym rozmawiamy. Co to
ma wspólnego z panem?
Widziała, z jaką siłą ściska poręcz krzesła. Aż pobielały mu
knykcie.
- Myślałem, że przedtem postawiłem sprawę całkiem jas
no. Perry przyjechał tu na krótko, ale nie przestaje przez to być prac
- Czy to znaczy, że nie wolno mi mieć żadnych znajomości?
- Jak to pani rozumie?
Przesłała mu zimne spojrzenie.
- Czy pan mówi o polityce firmy? Czy jest gdzieś napisa
ne, że pracownikom nie wolno utrzymywać kontaktów?
- To powinien pani dyktować zdrowy rozsądek.
- Czyli nie jest to polityka firmy? Wnioskuję więc, że
mogę robić, co mi się żywnie podoba.
Michael całkiem stracił panowanie nad sobą.
- Ciekawe, że Perry jednak zdążył na czas. Może pani
musiała jeszcze pozmywać? Ostrzegam jak przyjaciel, że An
glicy patrzą na kobiety dość tradycyjnie.
Zacisnęła dłonie, paznokcie boleśnie wbiły jej się w skórę.
- Zanim powie pan coś więcej, niech pan najpierw zapoz
na siÄ™ z faktami.
Dygocząc ze złości, ruszyła do drzwi, zaraz się jednak
cofnęła. Przed sprostowaniem nieporozumienia powstrzymy
wała ją duma, ale nie mogła wyjść, nie uświadomiwszy rnu, że się m
Michael o niej myśli.
Podeszła do stołu i głośno uderzyła dłonią W politurowany
blat.
- I niech pan się dowie, że nie mam zwyczaju chodzić do
łóżka z mężczyznami, których znam jeden dzień.
- To gdzie on był przez całą noc?
Pochylił się ku niej. Dzieliły ich teraz zaledwie centymetry.
Chciało jej się płakać, ale za nic nie okazałaby słabości.
- Proszę go spytać - odparła cicho. Dopiero w tej chwili
uprzytomniła sobie, że Peny musiał,spędzić noc z Anyą.
- Wie pani, że tego nie zrobię.
- Dlaczego? - spytała zgryzliwie. - Czyżby była to plama
na honorze dżentelmena?
- CoÅ› w tym rodzaju - odburknÄ…Å‚.
- Ach, już rozumiem. Nie odważyłby się pan urazić Perry'ego, za to ja
palcami przed samym nosem. - O, tyle mnie obchodzi głupi
honor dżentelmena! - Oczy jej się zamgliły. Jeszcze raz strzeliła mu palcam
Odwróciła się gwałtownie. Nagle poczuła palce boleśnie zaciskające się
Szepnął jej imię. Zabrzmiało jak, prośba, ale tego nie była
pewna. Z cichym jękiem rozchyliła wargi, przylgnęła do nie
go. Michael westchnął i przytulił ją mocno.
Całował japo. policzku, po szyi, przesuwał usta coraz niżej, aż wreszci
- %7łebyś wiedziała. %7łebyś tylko wiedziała, jak często o tym
marzyłem... - Opuścił ją nieco, żeby mogła stanąć na pal
[ Pobierz całość w formacie PDF ]