[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Boże! Fantastycznie wyglądasz!"
Vicky weszła.
- Och, mój Boże! Fantastycznie wyglądasz, Victorio! -
zawołałam, na wszelki wypadek, gdyby wyraz twarzy nie był tak
łatwy do odczytania, jak się spodziewałam.
Naprawdę wyglądała wspaniale. Opalona, z rozjaśnionymi
włosami, może od słońca na Florydzie, i elegancko ubrana.
Uśmiechała się od ucha do ucha, co napawało mnie nadzieją, że nie
obedrze mnie ze skóry.
- Gdzie jest Nick? - spytałam. Nick to jej były narzeczony, a
teraz mąż.
- Pojechał do domu. Nie mógł spać w samolocie i chciał się na
parę godzin położyć. Ale ty! - Zrobiła krok naprzód i przez jedną
straszną chwilę myślałam, że chce mnie uściskać. Zatrzymała się tuż
przede mną i obrzuciła mnie taksującym spojrzeniem. - Jesteś tak
ubrana, jakbyś pracowała w poważnej firmie.
Roześmiałam się.
- Chodzmy - powiedziałam, kierując ją do gabinetu. - Twoje
krzesło było przez parę tygodni zajęte.
Gdy tylko weszłyśmy do gabinetu, wróciły dawne czasy. Usiadła
na swoim krześle, zaczekała, aż usiądę na krześle dla interesantów i
pochyliła się do przodu.
- Co, do jasnej cholery, zrobiłaś z moją firmą? - Teraz, kiedy
byłyśmy same, nie musiała się już wysilać.
- Naprawdę jest mi strasznie przykro. Bernard Parker nagle
zwariował. Straszył nas najrozmaitszymi konsekwencjami i dosłownie
mnie wykończył. Wbił sobie do głowy, że Neil Forsythe się nie
nadaje, co nie było prawdą, bo mogli dzięki niemu zarobić masę forsy,
i przyszedł, domagając się, żeby go zwolnić i znalezć mu kogoś
innego.
- Co mu powiedziałaś?
- %7łe jeśli powie, o co chodzi, może będę mogła mu pomóc.
Odmówił. - Zawahałam się. - Prawdę mówiąc, teraz wiem, że chciał
mi po prostu maksymalnie utrudnić życie.
Vicky spojrzała na mnie tak, jak patrzymy na ludzi, którzy
twierdzą, że przedstawiciele władz zakładają nam podsłuch w
telefonach.
- Tak bez powodu?
- Nie. I wiem, z jakiego powodu. - Dalej, powiedz jej, nalegał
głos w mojej głowie. Najwyżej cię zwolni. - Chciał się odegrać na
tobie.
- Ach tak. - Przyglądała mi się przez chwilę, a potem
otworzyła szufladę biurka. - Dziwne - mruknęła do siebie. -
Wydawało mi się, że miałam tu papierosy.
- Przepraszam. Wypaliłam je.
- Było aż tak zle?
- Jeszcze gorzej. Parę razy już chciałam zrezygnować z pracy. -
Pokazałam jej folder na biurku. - Tutaj jest moje sprawozdanie.
Zrobię kawę - powiedziałam, wstając.
Wróciłam z kawą parę minut pózniej. Vicky zdjęła żakiet i
uważnie studiowała sprawozdanie. Wyglądało na to, że nie wpadła z
przelotną wizytą.
Wyciągnęłam papierosy z torebki i poczęstowałam ją. Wzięła i
dała sobie przypalić, nie zwracając na mnie większej uwagi,
pomyślałam więc, że ja też zapalę.
Przeczytanie wszystkiego, co napisałam w sobotę i w niedzielę
wieczorem, zabrało jej prawie pół godziny. Kiedy skończyła, kawa
całkiem wystygła, zadzwoniłam więc do Jennifer i poprosiłam, by
zrobiła świeżą. W duchu modliłam się, żeby Jennifer wiedziała trochę
więcej o robieniu kawy niż wiedziała o faksie.
- To, że zapomniałaś o pieniądzach na pensje, było fatalne -
stwierdziła Vicky. - Najgorsza rzecz, jaka mogła ci się przydarzyć,
ale właściwie jedyna, jaką zle zrobiłaś. Choć w końcu z tego
wybrnęłaś. Drugim poważnym błędem była podwyżka dla Kevina.
Poczułam ulgę, że nie ma pretensji o Parker Technology,
podejrzewałam jednak, że to nie jest koniec tej sprawy.
- Powiedziałam mu, że najpierw muszę to z tobą omówić.
- Widzę - odparła, stukając palcami w moje sprawozdanie. - I
wypisałaś tu wszystkie argumenty... Naprawdę uważasz, że jego praca
się liczy?
- Wiem, że ma problemy z wykańczaniem spraw, ale nasza
firma ma kreować nowe pomysły, a w tym jest dobry. Sama to mniej
więcej zapisałaś w jego aktach.
- Mam nadzieję, że mu ich nie pokazałaś.
- Jasne, że nie. Powiedziałam mu tylko to, o czym sądziłam, że
sama byś mu powiedziała. I powierzyłam mu pewne zadanie -
dodałam. - Wiedział, że Danny chce odejść i kazałam mu wymyślić
propozycje, które zachęciłyby go do zostania.
, - A właściwie dlaczego Danny chce się zwolnić? - spytała
Vicky. - Przez ciebie?
Byłam trochę zażenowana, że wie, co Danny do mnie czuje,
zwłaszcza że parę tygodni temu sama nie miałam o niczym pojęcia.
- Nie wiem. Mam nadzieję, że nie. W czwartek wieczorem
poszliśmy wszyscy do pubu i miałam okazję z nim porozmawiać, ale
nie udało mi się nic z niego wyciągnąć. Na początku prawie w ogóle
się nie odzywał, może dlatego, że Sam był z nami.
Zmarszczyła brwi i zaczęła przerzucać kartki mojego
sprawozdania.
- Sam? Kto to jest?
- Mój facet. Miał do mnie przyjść, ale siedzieliśmy dłużej w
biurze i zupełnie zapomniałam. Zadzwonił tu i potem razem
wyszliśmy.
- Miły wieczór?
- Raczej tak. Uśmiechnęła się powoli.
- To znaczy, że udało ci się coś, czego ja nie potrafiłam... Nie
jest łatwo przyjaznić się z ludzmi, będąc jednocześnie ich szefową.
Jennifer zastukała do drzwi i wniosła kawę i ciasteczka. Byłam z
niej bardzo dumna. Wprawdzie nie spróbowałam jeszcze kawy, ale
był to postęp.
Kiedy Jennifer wyszła, Vicky spytała o nią.
- Bywa bardzo naiwna, ale nie jest głupia. Wydaje mi się, że da
sobie radę.
- Ile jej płacimy? Powiedziałam.
Zrobiło to na niej wrażenie.
- I to wszystko za pięciodniowy tydzień pracy?
- Tak, od dziewiątej do piątej. Chociaż jeśli się sprawdzi,
powinniśmy po para miesiącach dać jej podwyżkę. Inaczej poszuka
nowej pracy. Aatwiej coś znajdzie, bo będzie już miała doświadczenie.
Vicky zgodziła się. Przez parę minut rozmawiałyśmy o innych
sprawach. Opowiedziała mi o ślubie i podróży poślubnej, o tym, jak
wszystko świetnie wypadło. Spytałam, gdzie w tym czasie był Stefan,
jej syn.
Spojrzała na mnie, jak na wariatkę.
- W domu. Gdzie miałby być? W końcu ma już prawie
osiemnaście lat. Nie potrzebuje niańki. - Uśmiechnęła się. - Miłość
jest chyba zarazliwa, ponieważ gdy dzwoniłam do niego wczoraj
wieczorem, powiedział, że poznał fajną dziewczynę. Czyż to nie
słodkie? Jego pierwsza dziewczyna.
Zgodziłam się z nią, że to słodkie, i nawet nie wspomniałam o
tym, że Barbara uwiodła go podczas jednego z biurowych przyjęć.
Postanowiłam wrócić do Bernarda Parkera.
- Nie mam pojęcia, co ci powie - zaczęłam - lepiej więc
przedstawię ci pełną wersję. - Opowiedziałam ze szczegółami o
moich kolejnych spotkaniach z Parkerem i podkreśliłam, że to ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]