[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W tym momencie Jeff, przyduszony przez Todda, puścił mnie. Złapałam
kluczyki w locie, jedną ręką.
A potem odwróciłam się i pobiegłam prosto na parking dla uczniów.
- Nie możesz tego zrobić! - wrzeszczał Mark. - To bezprawne! Bezprawna
rewizja i zawłaszczenie!
- Przyjmij - powiedział Rob - że zastosowano wobec ciebie areszt
obywatelski.
Szli za mną. Wszyscy pospieszyli za mną - Rob i Mark, Todd i Jeff, trener
Albright i cheerleaderki. Jak ten grajek z bajki, który grając na zaczarowanym flecie,
wyprowadził dzieci z miasteczka, prowadziłam drużynę futbolową i zespół
cheerleaderek w stronę bmw Marka Leskowskiego.
- Och, mój Boże! - Ruth stała przy swoim kabriolecie. - Tutaj jesteś. Wszędzie
cię szukałam. Co...
Zauważyła tłumek idący za mną.
- To jakaś bzdura! - wrzasnął Mark.
- Mastriani! - ryknął trener Albright. - Oddaj kluczyki... Nie posłuchałam,
oczywiście. Podeszłam wprost do samochodu Marka i włożyłam kluczyk w zamek
bagażnika.
Wtedy Mark rzucił się do ucieczki. Tyle, że Rob mu nie dał drapnąć.
Wyciągnął rękę, niemal od niechcenia, i chwycił Marka za tył koszuli.
- Puszczaj! - krzyknął Mark. - Puść mnie!
Przekręciłam kluczyk i wieko bagażnika podskoczyło do góry.
Tak zastali nas agenci specjalni Johnson i Smith, którzy właśnie dotarli na
miejsce. Tłum uczniów otoczył bmw, podczas gdy Rob przytrzymywał Marka
Leskowskiego, a Todd Mintz Jeffa Daya (który też usiłował się upłynnić w ostatniej
chwili).
Ja natomiast tkwiłam połową ciała w bagażniku, sprawdzając, czy Claire
Lippman daje oznaki życia.
- Och, to było okropne - powiedziała Claire jeszcze tego samego dnia.
- Opowiedz - poprosiłam.
- No wiesz, naprawdę. Byłam pewna, że umrę. - Wyglądałaś, jakbyś już nie
żyła - stwierdziła Ruth.
- Naprawdę? - zainteresowała się Claire. - To znaczy jak wyglądałam?
Ruth, która siedziała na parapecie naprzeciwko szpitalnego łóżka Claire,
spojrzała na mnie niepewnie.
- Chcę wiedzieć - upierała się Claire. - Rozumiesz, gdybym miała kiedyś
odegrać scenę śmierci... Powinnam wiedzieć, jak trzeba wyglądać.
- No - odparła Ruth z wahaniem. - Byłaś strasznie blada, miałaś zamknięte
oczy i prawie nie oddychałaś. Ale to dlatego, że miałaś usta zaklejone taśmą.
- I jeszcze gorąco - wtrącił Skip. - Nie zapominaj o temperaturze.
- W bagażniku było ponad trzydzieści stopni - rzuciła wesoło Claire. - Tak
powiedzieli sanitariusze. Umarłabym z przegrzania albo odwodnienia, zanim Mark
przyszedłby mnie zabić.
- Eeee... Taak. Coś w tym rodzaju - odezwała się Ruth. - To właśnie nie jest
dla mnie jasne. - Dlaczego Mark chciał cię zabić?
Claire przewróciła pięknymi błękitnymi oczami.
- Ojej, ponieważ widział, jak rozmawiam z Jess.
Ruth spojrzała w kierunku ogromnych koszy z kwiatami, które przysyłano
Claire do szpitala. Mieli ją zwolnić już jutro rano, ale kwiaty napływały na okrągło.
Claire Lippman cieszyła się o wiele większą popularnością, niż
przypuszczałam.
- No powiedzcie - nalegała Ruth.
- To naprawdę proste - powiedziałam. - Amber Mackey zaszła w ciążę...
- W ciążę! - zawołała Ruth.
- W ciążę! - zawtórował jej brat blizniak.
- W ciążę - powtórzyłam. - I oznajmiła Markowi, że urodzi to dziecko.
Chciała, żeby się z nią ożenił, żeby mogli wychować dziecko razem, stworzyć małą
szczęśliwą rodzinę. O tym właśnie rozmawiali tego dnia w kamieniołomach, kiedy
Claire zauważyła, jak ciągle odchodzą gdzieś na bok. Rozmawiali o tym, że Amber
jest w ciąży.
- Zgadza się - przytaknęła Claire. - Ale Mark w swoich planach na przyszłość
nie brał pod uwagę, że jego dziewczyna może zajść w ciążę.
- Jasne - powiedziałam. - Małżeństwo czy nawet konieczność płacenia
alimentów mogłyby zniweczyć jego karierę sportową. Dla niego taka sytuacja była
nie do przyjęcia . Mark jeszcze się nie przyznał, ale pewnie pobił Amber, żeby
wyperswadować jej to dziecko, a potem gdzieś zostawił - prawdopodobnie w
bagażniku. Kiedy to nie pomogło i Amber nie zmieniła zdania, zabił ją i wrzucił do
sadzawki.
- No dobra - odezwała się Ruth. - Teraz chyba rozumiem. A Heather? Przecież
Mark był z tobą, kiedy Heather zniknęła?
- Owszem, był. O to chodziło. Mark czuł, że grunt mu się pali pod nogami.
Federalni dobierali mu się do skóry. Wykombinował, że jeśli inna dziewczyna
zostanie porwana w czasie, kiedy on będzie miał żelazne alibi, to policja się odczepi.
- A trudno o lepsze alibi - dodał Skip - niż kolacja w towarzystwie pupilki
FBI, dziewczyny od pioruna .
- Zgadza się - potwierdziłam. - Mniej więcej. No i podziałało. Kiedy Heather
zniknęła, nikt już nie podejrzewał Marka.
- Poza tobą - stwierdziła Claire.
- No cóż, to niezupełnie tak, że podejrzewałam Marka. - Zdawało mi się, że
ktoś tak przystojny nie może być przestępcą. Byłam głupia. - Ale ten dom przy
kamieniołomach... Kiedy zaczęłam się dopytywać o ten dom, Mark znowu się
przestraszył i kazał Jeffowi Dayowi, który porwał i pobił Heather - zadzwonić do
mnie z pogróżkami. A potem Mark i Jeff włamali się do Mastrianiego, rozlali
benzynę i puścili restaurację z dymem.
W każdym razie tak to przedstawił Jeff Day. Na widok policji rozryczał się jak
dziecko, a potem sypał jak pęknięte sito.
- Największy błąd Marka - ciągnęłam - polegał na tym, że wziął do pomocy
kogoś takiego jak Jeff Day. Jeff nie jest specjalnie bystry i potrzebuje dokładnych,
bardzo dokładnych instrukcji. Zawsze przychodzi do Marka i pyta, co ma robić...
zawsze przed pierwszą lekcją.
- Mark siedzi przede mną - powiedziała Claire. Rolę ofiary odgrywała bardzo
poważnie, co chwila poruszając ręką z kroplówką, żeby zwrócić uwagę na swój ciężki
stan. - No więc rano, kiedy szeptali z Jeffem przed dzwonkiem, coś w wyrazie ich
twarzy... coś takiego nieprzyjemnego... naprowadziło mnie na myśl. Po prostu
zrozumiałam. Nie wiem, jakim cudem, ale zrozumiałam. Nie mogłam iść na policję,
bo nie miałam nic konkretnego. Pomyślałam, że mogę porozmawiać z Jess...
- Ale Mark nas zobaczył - wtrąciłam - Tak się przestraszyła, że...
- Uciekłam - dokończyła Claire - jak młody jelonek.
Z tym jelonkiem to nie jestem taka pewna. Claire jest trochę za wysoka. Może
jak gazela, jeśli już.
- Mark poszedł niby to w drugą stronę - powiedziałam - ale obszedł budynek i
złapał ją...
- Uderzył mnie tutaj... - Claire pokazała na tył głowy. - Czymś ciężkim. Kiedy
się ocknęłam, leżałam w jego bagażniku.
- Pewnie chciał ją zabrać do domu przy drodze do kamieniołomów -
powiedziałam - i zrobić z nią to, co zrobił z Amber...
- I co teraz? - zapytała Ruth - Co z Markiem?
- Hmm... Pójdzie do więzienia. Na długo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]