[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z instynktem zbudzonym żądzą odzyskania wolności, macając końcem palca powierz-
chnię kamienia, zdołałem wreszcie odczytać arabski napis, którym autor tej pracy uprzedzał
swoich następców, że ochwiał dwa kamienie tuż przy ziemi i wyżłobił jedenaście stóp kory-
tarza.
Aby prowadzić dalej jego dzieło, trzeba było wysypywać na podłogę kazni ułamki
kamienia i cementu wykruszone przy drążeniu. Gdyby nawet stróżów lub inkwizytorów nie
uspokajała budowa gmachu, który wymagał jedynie dozoru z zewnątrz, położenie lochu, do
którego schodziło się po kilku stopniach, pozwalało podnosić stopniowo grunt tak, aby się
strażnicy nie spostrzegli. Olbrzymia ta praca była daremna, przynajmniej dla tego, który ją
rozpoczął; niedokończenie jej bowiem świadczyło o śmierci nieznajomego. Aby jego poświę-
cenie nie poszło na marne, trzeba było, aby jeniec umiał po arabsku; przypadkowo studiowa-
łem języki wschodnie w klasztorze armeńskim. Kilka słów wypisanych za kamieniem mówiło
o losie tego nieszczęśnika; zginął jako ofiara swych olbrzymich bogactw, które obudziły
pożądliwość Wenecji i które też zagarnęła.
Trzeba mi było miesiąca, aby osiągnąć jakiś rezultat. Podczas gdy pracowałem i w
chwilach, gdy miażdżyło mnie zmęczenie, słyszałem dzwięk złota, widziałem złoto przed
sobą. olśniewały mnie diamenty! Och, czekaj pan. Jednej nocy stępiona stal trafiła na drzewo.
Zaostrzyłem koniec szpady i zrobiłem dziurę w tym drzewie. Aby móc pracować, pełzałem
jak wąż na brzuchu, rozbierałem się do naga, aby się ryć jak kret, wysuwając ręce naprzód.
Na dwie doby przed dniem, w którym miałem stanąć przed mymi sędziami, w nocy, spróbo-
wałem uczynić ostatni wysiłek; przebiłem drzewo, żelazo nie napotkało nic poza nim. Niech
pan osądzi moje zdumienie, kiedy przyłożyłem oczy do dziury! Znajdowałem się we wnęce
piwnicy, gdzie słabe światło pozwalało mi dostrzec kupę złota. Doża i jeden z Rady
Dziesięciu byli w piwnicy; słyszałem ich głosy, rozmowa ich pouczyła mnie, że tutaj znajduje
się tajny skarb Republiki, dary dożów oraz rezerwy łupu nazwanego groszem Wenecji i
chowanym z wojennych zdobyczy.
Byłem ocalony! Kiedy przybył dozorca, namówiłem go, aby mi pomógł do ucieczki i
aby uciekł ze mną unosząc wszystko, co zdołamy zabrać. Nie było się co wahać; zgodził się.
Statek odpływał właśnie na Wschód, obmyśliliśmy wszystko; Bianka zgodziła się na plan,
który dyktowałem memu wspólnikowi.
W ciągu jednej nocy rozszerzyliśmy dziurę i weszliśmy do tajemnego skarbca Wenecji.
Co za noc! Widziałem cztery beczki pełne złota. W sąsiedniej sali srebro leżało w dwóch
kupach, między którymi była przestrzeń wolna na tyle, aby móc minąć pokój, gdzie pod
ścianą znajdował się zwał monet na pięć stóp wysoki.
Myślałem, że dozorca oszaleje; śpiewał, skakał, śmiał się, tarzał się w złocie; zagro-
ziłem mu, że go uduszę, jeśli będzie tracił czas lub narobi hałasu. W radości swojej nie dojrzał
zrazu stołu, gdzie znajdowały się diamenty. Zabrałem się do nich dość zręcznie, aby napełnić
kurtkę i kieszenie u spodni. Mój Boże! nie wziąłem ani trzeciej części. Pod tym stołem
znajdowały się sztaby złota.
Namówiłem mego towarzysza, aby napełnił złotem tyle worków, ile zdołamy unieść,
zwracając mu uwagę, że to jest jedyny sposób, aby nas nie odkryto na obczyznie. Perły,
diamenty, klejnoty zdradziłyby nas rzekłem. Mimo całej naszej chciwości nie mogliśmy
wziąć więcej niż dwa tysiące funtów złota, co wymagało sześciu wypraw z więzienia do
gondoli. Strażnika u bramy przekupiliśmy dziesięcioma funtami złota. Co się tyczy dwóch
gondolierów, ci sądzili, że pracują w służbie Republiki. O świcie odjechaliśmy. Skorośmy się
znalezli na pełnym morzu, kiedy sobie przypomniałem tę noc, kiedy sobie uprzytomniłem
moje przeżycia i ogarnąłem myślą ten olbrzymi skarbiec, w którym, wedle mego szacunku,
zostawiłem trzydzieści milionów w srebrze, dwadzieścia milionów w złocie i nie wiadomo ile
milionów w diamentach, perłach i rubinach, uczułem jakiś dreszcz szaleństwa. Dostałem
gorączki złota.
Kazaliśmy się wysadzić na ląd w Smyrnie i puściliśmy się natychmiast do Francji.
Kiedyśmy wsiadali na statek francuski, Bóg mi wyświadczył tę łaskę, że mnie uwolnił od
mego wspólnika. W tej chwili nie myślałem o całej doniosłości tego zrządzenia, z którego
cieszyłem się wielce. Byliśmy tak wyczerpani nerwowo, żeśmy trwali w osłupieniu, nic nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]