[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ustaliliśmy. Przecież się kochamy i zamierzamy być razem na zawsze.
Czy coś przegapiłem?
- Nie, najdroższy. Naprawdę cię kocham. Och, Leo, gdybyś
SR
wiedział, jak bardzo. Zostanę, ale na moich warunkach.
- No to szkoda. Nie licz na to, że ja się zmienię - warknął. Nie
słyszała dotąd, by odzywał się równie ostro. Był
wściekły.
- Ani ja - powiedziała stanowczo, zaciskając zęby.
W czasie pobytu w Wenecji bezbłędnie odgrywali przed rodziną
swoje role.
Majestatyczny pałac zaludnił się tłumem weselnych gości.
Selena cieszyła się, że mogła zniknąć w tłumie. Jak to wcześniej
uzgodnili z Leo, nie wtajemniczali nikogo w swoje problemy. Pytani o
ślub udzielali enigmatycznych odpowiedzi.
Selena z podziwem przyglądała się pannie młodej. Ona należała do
tego świata. Bił od niej niezwykły blask, gdy w Bazylice Zwiętego
Marka ślubowała miłość ukochanemu mężczyznie. Marco wpatrywał się
w nią. oczami pełnymi uczucia. Wydawało się, że ich szczęście wypełnia
świątynię i przenika wszystkich obecnych.
Selena odwróciła głowę i napotkała wzrok Leo. Była pewna, że
dostrzegła w jego oczach niemy wyrzut. Dlaczego nie potrafił
zrozumieć, że robiła to, co było najlepsze dla nich obojga?
Na weselu wznosiła szampanem toasty za zdrowie młodej pary, a
potem żegnała ich wesoło, kiedy wyruszali w podróż poślubną.
Rozejrzała się za Leo, ale zniknął w gabinecie hrabiego z innymi
panami. Poszła więc spać sama.
Następnego dnia Leo był przygaszony - i podczas pożegnania z
rodziną, i w drodze do domu. Wyruszyli z Wenecji pózno, więc na farmę
dotarli już po zapadnięciu zmroku. Gina zostawiła dla nich kolację w
kuchni.
- Powiedziałeś im, prawda? - odezwała się Selena, rozstawiając
talerze.
- Nie musiałem. Sami odgadli. Ciągle pytali o datę ślubu, aż w
końcu domyślili się, o co chodzi.
- A więc wiedzą. Może to i lepiej.
- Seleno, czy ta uroczystość w bazylice nie miała dla ciebie żadnego
znaczenia? Nie widziałaś, jacy oni byli szczęśliwi? Czy uważasz, że tak
SR
samo może być bez ślubu? Jaka będzie nasza przyszłość?
- Stworzymy ją na własny sposób...
- To znaczy na twój? Kocham cię i chcę, żebyś została moją żoną.
- To niemożliwe - powiedziała z rozpaczą w głosie.
- To ty tak twierdzisz. - Leo wziął głęboki oddech. - Nie mogę tego
dalej ciągnąć.
- Co ty mówisz?
- Mówię, że cię kocham i jestem z ciebie dumny. Chcę pójść z tobą
do kościoła i powiedzieć całemu światu, że jesteś kobietą, którą
wybrałem i która wybrała mnie. Mam nadzieję, że pragniesz tego
samego, ale jeśli...
- Mów dalej.
Z trudem wymawiał słowa:
- Jeśli nie chcesz, nie pozostaje nam nic innego jak rozstanie.
- Chcesz, żebym odeszła? Nagle walnął ręką w stół.
- Nie, do diabła! - krzyknął. - Chcę, żebyś została. I wyszła za mnie,
i miała ze mną dzieci. Chcę spędzić z tobą resztę życia. Ale to musi być
małżeństwo. Co w tym złego?
- To brzmi jak ultimatum.
- Dobrze, nazywaj to, jak chcesz. Jeśli kochasz mnie choć w jednej
dziesiątej tak bardzo, jak twierdzisz, to wyjdziesz za mnie. Nie zgodzę
się na kompromis pod tym względem. To dla mnie zbyt ważne.
- A to, co jest ważne dla mnie, już się nie liczy?
- Od początku słyszę tylko o tym. Próbowałem to zrozumieć, ale nie
jestem w stanie. Teraz ty wysłuchaj, co ja mam do powiedzenia.
Wpatrywała się w niego zdumiona. Wydawało się jej przecież, że zna
tego człowieka na wylot.
Leo pałał gniewem. Jego oczy błyszczały niebezpiecznie. Oddychał
ciężko, ale po chwili przeczesał włosy palcami i już spokojnie
powiedział:
- Przepraszam, nie chciałem krzyczeć.
- Nie boję się krzyków - odparła zgodnie z prawdą. - Zawsze mogę
się zrewanżować. Jestem w tym dobra.
Zrobiła krok w jego stronę, a on w tej samej chwili postąpił do
SR
przodu. Znalezli się w swoich ramionach.
- Nie waż się więcej tak mnie straszyć. Myślałam, że mówisz serio.
Rozluznił uścisk.
- Mówiłem serio. Cofnęła się o krok.
- Nie, Leo, proszę... posłuchaj...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]