[ Pobierz całość w formacie PDF ]
porozmawiamy, gdy wrócę. Dobrze?
- Tak.
Dziewczynka uparła się, że pojedzie w wianku
uplecionym przez Dominica.
Przez pół wieczoru Kay była w rozterce. Pragnęła
trzymać się z dala od Dominica, aby chronić siebie i córkę.
Lepiej nie oczekiwać zbyt wiele. Z drugiej jednak
strony chciała być blisko, aby chronić go przed kłopotliwą
282
ciekawością obecnych.
Lecz nie potrzebował opieki. Odnowił dawne
znajomości i chętnie ze wszystkimi rozmawiał. Kay
odprężyła się i uznała, że pragnienie, by chronić Dominica,
okazało się śmieszne. Był dojrzałym człowiekiem, przez
wiele lat obracał się wśród egzotycznych ludów. Nie
potrzebował opiekunki. Wręcz przeciwnie! Zdawał się nie
zauważać jej obecności.
- O, nareszcie cię znalazłam! - zawołała Amy. - Za-
bieram dzieci do domu i Mark chce, żeby Polly u nas
nocowała.
Kay była w kuchni, gdzie się ukryła, aby nie
zdradzić się z uczuciami.
- Pozwolisz jej?
Kay zdziwiła się, że przyjaciółka uprzejmie pyta,
zamiast oznajmić, że zabiera Polly.
- Tak. Jeśli nie sprawi wam kłopotu.
- Nigdy nie sprawia kłopotu. Dziewczyno, co ty tu
robisz?
- Jak to co? Sprzątam.
- Zostaw. To nie twoja działka. Rozkład zadań wisi
na ścianie.
Amy wskazała listę, na której nie było Kay.
- Ale ja zawsze...
- Dość już zrobiłaś, teraz czas na zabawę.
- Przecież się bawię.
- Sama? Tutaj? A tam pewien przystojny mężczyzna
jest oblegany przez te kobiety, których mężowie nie
trzymają krótko. Wybacz, ale nie rozumiem.
- Uważasz, że powinnam prowadzić go za rękę?
- Przyjechał z tobą.
- Raczej tylko pomógł mi przywiezć różne rzeczy.
283
Przez cały wieczór nawet na mnie nie spojrzał.
- A ty patrzyłaś na niego? Jedni stale patrzą na
siebie, inni nie. Czasami to drugie jest bardziej wymowne.
Nie wiadomo, jak Kay znalazła się w objęciach
Amy.
- Przepraszam. Bardzo cię przepraszam. Ty zawsze
masz rację.
- Szczególnie, gdy chodzi o ciebie. - Amy
pogłaskała ją jak małe dziecko. - Miałam rację, gdy
zaryzykowałam, chociaż wszyscy mówili, że zwariowałam.
Ale myliłam się, trzymając cię tak blisko siebie, że nie
mogłaś rozwinąć skrzydeł. Co do Dominica też się
pomyliłam. Powinnam mieć więcej wiary w ciebie. To ja
muszę ciebie przeprosić.
- Nie masz za co. - Kay otarła łzy i uśmiechnęła się.
- Tylko wciągałam Dominica do rozmowy. Nawet
gdy nie chciał mnie słuchać, gadałam.
- Jak ja do ciebie.
- Usunęłam trochę chwastów, roślina dostała słońca
i może rosnąć.
- Właśnie o to chodziło. Ważne, że zrozumiałaś, co
trzeba zrobić, i odważnie wykonałaś trudne zadanie. Zaraz
na początku Jake odwiedził Dominica i nie poznał go, bo
tak mizernie wyglądał.
- Wcale nie tak zle - zaoponowała Kay. - No, ale ja
nie widziałam go w czasach, gdy był szczęśliwy i wiodło
mu się idealnie.
- Nikomu nie wiedzie się idealnie. Gdyby
zadowolenie z życia było zagwarantowane, nie mielibyśmy
do czego dążyć. Pewnie wciąż mieszkalibyśmy w
jaskiniach. Dominic musiał przekonać się, że życie znowu
może być dobre. Widziałam, jak na ciebie patrzy. On jest w
284
połowie drogi.
- Ale Polly...
- Wiem, że go lubi, bo opowiedziała mi, jak spędziła
czas w jego ogrodzie.
- Boję się, że za bardzo mi na nim zależy i że Polly
zbyt go polubiła.
- Też się obawiałam, bo byłam pewna, że będziesz
cierpiała. I że jeśli tak się stanie, nie poradzisz sobie z
uczuciami. Byłam nadopiekuńcza. Jestem egoistką, bo
chciałam, żebyś została tutaj, żebyś nie zabrała mi Polly.
Teraz jednak wiem, cierpieć będziesz na pewno
tylko w jednym przypadku: jeśli cofniesz się przed
ryzykiem.
- Człowiek nie powinien uciekać czy chować głowy
w piasek. Gdy poznałam Dominica, zrozumiałam, że wciąż
uciekam...
- Oboje dowiedzieliście się czegoś pożytecznego i
czas tę wiedzę przełożyć na praktykę. Jesteście inteli-
gentni, więc sądzę, że szybko ze wszystkim się uporacie.
Przyniosłam coś, co ci się przyda. Proszę.
Speszona Kay podziękowała, odszukała Polly, a
potem długo stała przy drzwiach, patrząc w ślad za
odjeżdżającymi. Miała nieprzepartą ochotę iść do domu i
zapomnieć o tym, że musi przestać uciekać.
Dominic siedział w głębi sali. Wiedziała, że
wszyscy będą ją obserwować, gdy pójdzie w jego stronę.
- Myślałem, że chcesz zniknąć beze mnie.
Obejrzała się. Dominic stał obok. Ucieszyła się, że
nie musi iść przez całą salę.
- Wcale nie chciałam zniknąć. Pożegnałam się z
Polly, która pojechała do Hallamów. Ona i Mark są jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]