[ Pobierz całość w formacie PDF ]

maleńka plama smaru. Zaczął pocierać to miejsce drugim kciukiem.
 Z powodu przedawkowania narkotyków.
 Jack...
 Znalazłem ją po powrocie ze szkoły. Ale było za pózno. Tym razem.
 Tym razem?  Głos Liz zadrżał.  To zdarzało się częściej?
 Tak. Janet była uzależniona.
 Jack...  Kątem oka zobaczył, że Liz wstaje. Przez moment obawiał się,
że do niego podejdzie.
Gdyby go dotknęła, rozpadłby się na kawałki.
 A gdzie był wtedy twój ojciec?  Jej głos brzmiał tak, jakby w jego
obronie gotowa była stoczyć wojnę.
 Ojca nie pamiętam. Zginął w wypadku samochodowym. Miałem wtedy
trzy lata.  Mówił urywanym głosem.
 Jack, tak mi przykro.
 No cóż.  Wzruszył ramionami.
Kiedy na nią spojrzał, zauważył łzę toczącą się po policzku. Próbował
uśmiechnąć się pocieszająco, ale mięśnie twarzy odmówiły mu posłuszeństwa.
 Ale nie brakowało mi męskich wzorców, jeśli to cię martwi. Miałem
wielu wujków.
 Wujków?  Wytarła dłonią policzek.
 Facetów Janet. Uważała, że jak będę nazywał ich wujkami, to
będziemy bardziej przypominać rodzinę.  Teraz, kiedy powiedział jej
najgorsze, słowa płynęły łatwiej.  Ale nigdy nie spotkała kogoś, kto by chciał
na dłużej zająć się cudzym dzieckiem.
 O to ci chodziło, kiedy wspomniałeś o wujkach?
53
RS
 Tak  odparł bezbarwnym tonem. Opuścił wzrok na jej brzuch, a potem
znów spojrzał jej w oczy.  Nie chciałbym tego dla swoich dzieci.
 Pewnie, doskonale to rozumiem.  Mówiła ledwo słyszalnym szeptem.
 To dlatego nie chcesz mieć dzieci? Z powodu tego, jak traktowała cię mama?
I jak wujkowie traktowali was oboje?
Skinął głową.
 Częściowo dlatego.
 Jest też coś jeszcze?  Spojrzała na niego przenikliwie.  Ale ty jesteś
zupełnie inny niż twoja matka. Nienawidzisz narkotyków. Nigdy nie straciłeś
panowania nad sobą. Jesteś szlachetnym, godnym zaufania człowiekiem. I
nigdy nie wybierasz łatwych rozwiązań.
Jej lojalne wsparcie poruszyło go do głębi.
 Będę się do ciebie zgłaszał po referencje  zażartował, żeby rozluznić
atmosferę.
 Zawsze możesz na mnie liczyć.  Mówiła całkiem poważnie.  Dzięki,
że mi o wszystkim powiedziałeś. Wiem, że to było dla ciebie trudne.
 No cóż...
Podziękowała mu, a on wyjawił jej tylko część prawdy. Miała rację,
dozował informacje o swoim życiu, podsuwał jej jedynie skrawki.
Jeszcze zdąży jej o wszystkim powiedzieć. Dobrze, że w ogóle zrobił
pierwszy krok.
54
RS
ROZDZIAA SZSTY
 Kolacja już jest gotowa.  Jack podniósł się, a ten ruch sprawił mu ulgę.
Był dziwnie wyczerpany.
 Tak, pięknie pachnie.  Liz pochyliła się, żeby wstać z łóżka.
Podszedł do niej i bez wysiłku podniósł ją do góry.
 Jack.  Położyła mu dłoń na ramieniu, kiedy chciał się odwrócić. 
Przepraszam za to, co dziś powiedziałam.
Pogłaskała go delikatnie po policzku.
 Zawsze zajmowałeś się gotowaniem i jestem ci za to bardzo wdzięczna.
 Uśmiechnęła się figlarnie.  Tym bardziej, że jesteś w tym dużo lepszy ode
mnie.
 %7ładen problem. Lubię gotować.
 Jak się...  Zamilkła, jakby nie chcąc zadawać tego pytania. Być może
wyczuwała jego niechęć do kolejnych zwierzeń.
 Jak się tego nauczyłem?  Tyle akurat może jej powiedzieć. Wziął ją za
rękę.  Jeden z wujków był Włochem. Gotował wielodaniowe kolacje. Nick
był jedynym wujkiem, za którym tęskniłem. Ale i tak był z nami najdłużej.
 A co się z nim stało?
Poruszył się niespokojnie.
 Przestał liczyć na to, że Janet odstawi narkotyki, więc odszedł.
 I zostawił cię z... Janet? Samego?
 Mniej więcej.
Nick był ojcem Emmy. Przez trzy lata wspólnego życia Jack niemal
zaczął uważać go za ojca. Pamiętał, jak miał nadzieję, że pojawienie się
dziecka zwiąże z nimi Nicka na zawsze. Nick wystąpił pózniej o przyznanie
55
RS
mu praw rodzicielskich do córki, ale Emma zachorowała na zapalenie opon
mózgowych. Szkoda, że nie zrobił tego wcześniej. Przynajmniej oszczędziłby
tym Jackowi koszmarnych wyrzutów sumienia.
 Dobrze się czujesz?
Zamrugał, odrywając się od swoich myśli. Liz patrzyła na niego uważnie.
Była taka piękna.
 Jack?  Zmarszczyła lekko brwi, nie doczekawszy się odpowiedzi.
 Wszystko w porządku  odparł cicho.
 Au!  Liz zaczerpnęła gwałtownie powietrza. Jej palce zacisnęły mu się
na ramieniu niczym imadło.
 Co się stało?  spytał z niepokojem.  Coś złego?
 Skurcz.  Seria krótkich wdechów i wydechów.
 Co takiego?  Poczuł zimny ucisk w sercu.  Zaczynasz rodzić?
Wydawało mi się, że masz jeszcze trzy miesiące.
Uścisk Liz nie pozwalał mu się ruszyć, chociaż instynkt poganiał go do
działania.
Tylko że nie wiedział, co miałby zrobić.
 Nie, nie rodzę.  Wdech, wydech, wdech, wydech.  To skurcze
Braxtona Hicksa. Nie wiedziałam, że mogą być takie silne.
 Co za różnica, jak się nazywają!  Wziął głęboki wdech. Krzyk nic tu
nie pomoże.  Zabieram cię do szpitala.
 Nie, zaczekaj chwilę.
Po chwili, która wydawała mu się wiecznością, Liz uśmiechnęła się.
 Już mnie możesz puścić.
Spojrzał na ich splecione ręce. Liz próbowała uwolnić palce z jego
mocnego uścisku. Zaczął masować jej dłoń. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •