[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dlaczego tak wiele obiecywała sobie po jego telefonie. Kilka minut
zdawkowej rozmowy! Nick wydawał się spokojny i odprężony, nie
usłyszała w jego głosie cienia tęsknoty. Zła na siebie i rozdrażniona,
wcześnie położyła się do łóżka.
W ciągu tego tygodnia Nick dzwonił jeszcze trzy razy. Za pierwszym
razem zamienili tylko kilka słów, ale w jego głosie brzmiało coś, co od
biedy można by uznać za rodzaj czułości. Zresztą po dwudziestu latach
RS
38
małżeństwa nie można oczekiwać, że mąż będzie recytował przez telefon
miłosne poematy!
- Dzisiaj cały dzień się obijaliśmy.
- W jaki sposób?
- Zrobili przerwę w obradach i ci, co nie grają w golfa, mieli wolne.
Nick nie znosił gry w golfa, może dlatego, że nie był w tym zbyt dobry...
- Poszliśmy sobie w miasto. Mieliśmy doskonałego przewodnika.
Zaprowadził nas do pubu i naprawdę mało brakowało, a spóznilibyśmy się
na kolację.
My" to znaczy on i Megan czy cała grupa? Helen siłą powstrzymała się,
żeby o to nie zapytać.
- A teraz, Helen, moja ty perełko, najlepsza żono pod słońcem...
- Co mam zrobić?
- A to co za pytanie? Przy takiej odległości...
- Pytam, co mam zrobić. Przecież wyraznie masz do mnie jakąś prośbę.
- Owszem. Bądz tak dobra i przefaksuj mi tekst, który zostawiłem na
biurku. Chcę go tutaj komuś dać, a nie wziąłem kopii. Powinien tam być
wśród papierów...
Zrobiła, o co prosił.
- Nie dziękuj, po prostu kup mi jakiś cudowny prezent - powiedziała,
znowu ujmując słuchawkę. - Zadowolę się byle czym. Może być brylantowa
kolia, diamentowa brosza albo jakiś inny drobiazg. W ostateczności flakon
bardzo drogich perfum.
- Jesteś nieoceniona... I taka bezinteresowna.
- Zawsze do usług. Dla ciebie gotowa jestem przepłynąć ocean z tym
twoim tekstem w zębach.
- Doskonały pomysł, bo nie mam jakoś zaufania do tych faksów i innych
nowoczesnych maszyn. Tylko się pośpiesz, tekst jest potrzebny na jutro!
Następnym razem zadzwonił w piątek wieczorem, po sesji, w czasie
której wygłosił referat, a potem w sobotę, żeby potwierdzić, że wraca w
poniedziałek rano. Tym razem wyczuła w jego głosie chłód i rezerwę.
- Mam po ciebie wyjechać na lotnisko? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Nie ma sensu, żebyś zrywała się tak wcześnie. Megan mnie odwiezie.
Zostawiła samochód na lotnisku. Cieszę się, że już wracam. To wszystko
było bardzo męczące. Porozmawiamy po powrocie.
Ledwo mogła się doczekać poniedziałku. Postanowiła tak sobie zapełnić
czas, żeby nie mieć kiedy myśleć o Nicku. Odbyła wszystkie zaległe wizyty
domowe, zwołała zebranie grupy samotnych matek, odwiedziła dwie szkoły
w sprawie przeprowadzenia u uczniów prób tuberkulinowych.
RS
39
Póznym popołudniem odwiedziła maleńką Rebekę Minty i jej mamę na
oddziale noworodków. Freda Minty tym razem nie spała i można było z nią
porozmawiać.
- Mała stale przybiera na wadze.
- Tak - przytaknęła Freda, wpatrując się w drobne ciałko, leżące w
inkubatorze. - Od wczoraj utyła piętnaście gramów, ale kilka dni temu
straciła dziesięć. Czasem myślę, że nie dość dokładnie ją ważą. Jest stale
taka maleńka...
Helen spojrzała na nią. Freda była bardzo blada; wyglądała na osobę
krańcowo wyczerpaną.
- Już niedługo będzie ją pani mogła sama karmić. Wtedy wszystko się
zmieni. Rozmawiałam z pani matką i z kierowcą autobusu dla
niepełnosprawnych. We wtorki i czwartki będą ją dowozili do szpitala, żeby
mogła posiedzieć przy małej.
- Tak... Bardzo dobrze. - Freda Minty myślami przebywała gdzieś
daleko. - Rebecca chyba się budzi...
- Powinna pani trochę odpocząć, oderwać się. Czy ma pani ochotę na
jakieś grupowe spotkania? Mamy tu kilka pań, które niedawno urodziły
dzieci. Mogłabym wszystko zorganizować.
Freda przecząco pokręciła głową.
- Nie. Wolę zostać tutaj, nawet jak będzie mama. Ona nie chce, żebym od
niej odchodziła.
Helen nie zrozumiała, czy Freda ma na myśli matkę, czy maleńką
córeczkę. Tak czy owak, trzeba coś zrobić, żeby bardziej zajęła się sobą.
Musi o tym porozmawiać z jej matką.
Dzień pracy wreszcie dobiegł końca i Helen mogła pomyśleć o sobie.
Rano umyła włosy, uczesała się i włożyła błękitną, jedwabną bluzkę, której
kolor podkreślał barwę jej oczu. Natarty ziołami kurczak czekał w lodówce.
Zaraz po powrocie z pracy włoży go do pieca i będą mogli siadać do stołu.
Tym razem nie powtórzy się bałagan, jaki towarzyszył pożegnalnej kolacji
w ubiegły poniedziałek.
Kiedy jednak dotarła do domu, uderzyła ją dziwna cisza; na kuchennym
stole ujrzała kartkę.
Jestem w szpitalu. Wracam na kolację. Nick".
Ani słowa więcej, żadnego całuję" ani twój", nic takiego.
Sucho i oficjalnie. Pewnie bardzo się śpieszył, miał coś ważnego do
załatwienia albo był zmęczony po podróży.
RS
40
Ona też czuła się zmęczona. Przez cały tydzień bardzo zle spała, samotna
i opuszczona w małżeńskim łożu. Brakowało jej ramion Nicka, ciepła, jakie
z niego emanowało, jego spokojnego oddechu.
Kiedy się wreszcie zjawił, kurczak był upieczony, ryż gotowy, sałata
doprawiona. Helen wypadła z domu, słysząc odgłos hamującego
samochodu, i rzuciła się w ramiona męża. Przez chwilę stali bez ruchu, a
potem wolnym krokiem weszli do domu.
- Aadnie pachnie - powiedział tylko.
- Zrobiłam twoje ulubione danie.
- Już gotowe?
- Tak, możemy siadać.
Przez chwilę miała nadzieję, że Nick wejdzie za nią do kuchni i pomoże
jej w ostatnich przygotowaniach do kolacji, jak to nieraz robił, on jednak
szybko przeszedł do swego gabinetu i pojawił się dopiero, kiedy go
zawołała do stołu. Otworzyła butelkę wina, a ponieważ przecząco pokręcił
głową, napełniła swój kieliszek do połowy i postawiła butelkę na stole.
Wydało jej się żałosne, że ma sama wznosić toast za coś, co dla nikogo
oprócz niej nie ma znaczenia.
Jedli w milczeniu, tak jakby nie mieli sobie nic do powiedzenia. To
znaczy - jakby Nick nie miał jej nic do powiedzenia. A ona tak chętnie
usłyszałaby relację z jego amerykańskiej podróży! Może czeka, aż go
zapytam?
Spojrzała na męża. Podniósł na nią oczy znad talerza.
- Chciałabym...
- Mam ci coś do powiedzenia... Powiedzieli to niemal równocześnie:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]