[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słodko uśmiechniętą Darię.
ROZDZIAA DZIEWITY
B. J. przeniosła wszystkie papiery z biura do swego pokoju. Doszła do wniosku, że
tylko tutaj może spokojnie pracować, z dala od niepokojącej obecności Taylora. Zagłębiła się
w papierkowej robocie, usiłując nie dopuścić do siebie innych myśli. Siąpiący za oknem
deszcz doskonale komponował się z jej nastrojem. Ciężkie, nisko zawieszone chmury nie
przepuszczały promieni słońca. Ale wzrok jej stale przyciągała zamglona szyba, a myśli
płynęły wraz z przezroczystymi potokami, sunącymi po szkle. Musiała często potrząsać
głową, by przywołać się do porządku.
Gdy nagle drzwi otworzyły się z rozmachem, odwróciła się od biurka i z drżeniem
serca obserwowała wchodzącego do jej pokoju Taylora.
- Chowasz się przede mną? - spytał od progu.
- Ależ skądże. - Instynktownie uniosła podbródek. - Po prostu wygodnie mi tu
pracować, gdy ty zajmujesz biuro.
- Rozumiem. - Pochylił się nad nią złowróżbnie. - Daria powiedziała mi, że odbyłyście
wczoraj miłą rozmowę w salonie.
B. J. ze zdziwienia otworzyła usta. Nie wierzyła, by Daria ujawniła prawdę o tym
spotkaniu.
- Ostrzegałem cię, B. J., że tak długo jak Daria jest tu gościem, musisz traktować ją
tak samo uprzejmie jak innych.
- Przepraszam cię, Taylor, ale mógłbyś mi wyjaśnić, o co chodzi?
- Powiedziała mi, że zachowałaś się niegrzecznie, robiłaś uwagi na temat jej związku
ze mną, odmówiłaś nalania jej drinka i ogólnie byłaś nieuprzejma. Poza tym podobno naka-
załaś pracownikom, by z nią nie rozmawiali.
- Tak powiedziała? - Oczy B J. pociemniały z wściekłości. Powoli odłożyła długopis i
wstała z krzesła. - To dziwne, jak różnie mogą dwie osoby zapamiętać tę samą rozmowę. -
Włożyła ręce do kieszeni. - Muszę ci więc natychmiast coś powiedzieć...
- Jeśli chcesz się usprawiedliwić, proszę bardzo. - Spojrzał na nią z pobłażliwością.
- Jakże to szlachetnie z twojej strony! - Nie mogąc się powstrzymać, uderzyła się
lekko w piersi. - Oskarżonemu należy się uczciwy proces, czyż nie? - Odwróciła się i ner-
wowo maszerowała po pokoju. Zastanawiała się, czy powiedzieć mu prawdę o spotkaniu z
Darią. W końcu duma zwyciężyła. - Nie, dziękuję, Wysoki Sądzie. Odmawiam składania
zeznań.
- B. J.! - Taylor chwycił ją za ramiona i odwrócił twarzą do siebie. - Czy ty musisz
przez cały czas mnie prowokować? Dlaczego?
- A ty, czy musisz przez cały czas się mnie czepiać? - zaatakowała.
- Wcale tego nie robię. - W jego głosie zamiast gniewu pojawiła się rozwaga.
- To twoja opinia. Mam wrażenie, że stale się usprawiedliwiam. Jestem już zmęczona
wyjaśnianiem każdego mojego posunięcia i próbami dopasowywania się do twoich nastrojów.
Nigdy nie wiem, czy za chwilę mnie pocałujesz, czy zapędzisz w kozi róg. Wmawiasz mi, że
jestem niekompetentna, naiwna i głupia. Nigdy dotąd tak się nie czułam i to mi się nie
podoba! - W nerwowym pośpiechu wylewała z siebie potok słów, a Taylor tylko na nią
patrzył i uprzejmie słuchał. - Mam naprawdę dość tej twojej nieskazitelnej Darli. Mam dość
jej nieustannej krytyki pensjonatu, mam dość jej wyniosłego, pełnego pogardy spojrzenia i
tego, że biega do ciebie z jakimiś wymyślonymi historiami, a ty wykorzystujesz mnie, by
podbudować swoje rozdęte ego, podczas gdy ona kręci się wokół ciebie na wpół naga i tylko
czeka, by wygrzać ci łóżko! I... O, cholera!
Potok jej słów przerwał dzwonek telefonu. B. J. chwyciła słuchawkę i spytała ostro:
- Słucham? - A po chwili dodała: - Nie, nie, nic mi nie jest. Co się stało, Eddie? -
Uniosła rękę i rozmasowywała sobie kark, gdzie wyraznie nagromadziło się napięcie. - Tak,
jest tutaj. - Odwróciła się do Taylora i podała mu słuchawkę. - Do ciebie, Paul Bailey.
Nie odrywając wzroku od jej twarzy, wyjął jej z ręki słuchawkę, ale gdy chciała
opuścić pokój, przytrzymał ją za nadgarstek.
- Zostań. - Poczekał, aż skinęła twierdząco głową i dopiero wtedy ją puścił.
Rozmowa Taylora ograniczała się do monosylabowych odpowiedzi, na które B. J.,
stojąc w odległym kącie pokoju i wpatrując się w strugi deszczu na szybie, starała się nie
zwracać uwagi. Czuła, że jej impet osłabł. Wszystko jedno, pomyślała, wzdychając z
rezygnacją. Powiedziała już dość, aby zapewnić sobie pracę w psiarni, o której wspomniała
Daria. Przyłożyła czoło do chłodnej szyby. Dlaczego musiała się zakochać w tak trudnym,
nieznośnym facecie!
- B. J. - Przestraszyła się, słysząc nagle swoje imię. - Spakuj się - nakazał i podszedł
do drzwi.
Zamknęła oczy, usiłując przekonać się w myślach, że tak będzie lepiej. Odejdzie stąd.
Przynajmniej nie będzie z nim związana służbowo. Kiwając głową w milczeniu, odwróciła się
znów do okna.
- Na trzy dni - dodał, zaciskając dłoń na klamce.
- Co takiego? - Zdezorientowana odwróciła się, patrząc na niego z mieszaniną bólu i
zdumienia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •