[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Znowu kichnął.
 Aapie cię przeziębienie  powiedział surowo Jeff.  Nie powinieneś był dziś nurkować.
Całe szczęście, \e zeszliśmy w głąb tylko na kilka metrów. W ciągu najbli\szych dni nici z
nurkowania, mój chłopcze.
 Tak, proszę pana  zgodził się pokornie Jupiter.  Chyba zaszkodziła mi klimatyzacja
w samolocie, no i ten pobyt na wyspie podczas burzy.
 Nigdy nie nale\y nurkować, gdy zdrowie chocia\ trochę szwankuje  wyjaśnił Jeff. 
Zwłaszcza, gdy dokucza katar czy kaszel. No có\, będę nadal ćwiczyć z Bobem i Pete em, ale
jeśli was wszystkich rozło\y choroba, będziemy musieli trochę zmienić plany.
Przez kilka następnych godzin Bob i Pete na zmianę schodzili z Jeffem pod wodę i
pozostawali w głębinach coraz dłu\ej. Pod koniec dnia czuli się znu\eni i wyczerpani, ale nabrali
pewności, \e poradzą sobie z ka\dym prostym zadaniem podwodnym, którego mo\e wymagać
od nich ekipa filmowa.
Bob za ka\dym razem uwa\nie się rozglądał pod wodą, wypatrując błyszczącego
przedmiotu, o którym wspomniał Pete. Niczego jednak nie zauwa\ył. Pete natomiast,
wypływając po raz ostatni tego dnia na powierzchnię, trzymał dłoń mocno zaciśniętą. Wgramolił
się na pokład i pospiesznie zdjął maskę i wyjął ustnik.
 Patrzcie!  zawołał z triumfem.
 Dobry Bo\e!  krzyknął Jeff.  To dublon.  Uwa\nie obejrzał monetę.  Tysiąc
siedemset dwunasty rok, Hiszpania. Wszystko się zgadza. Najwa\niejsze, aby nikt więcej się nie
dowiedział o twoim odkryciu. Oczywiście, oprócz pana Crenshawa.
 Dlaczego?  spytał zdziwiony Pete.  Sądzi pan, \e ktoś usiłowałby pozbawić mnie
zdobyczy?
 Nie, masz do niej prawo. Znalazłeś monetę na dnie otwartego morza. Jednak\e tutejsi
ludzie mają bzika na punkcie skarbu. W głębi duszy są przekonani, \e na Wyspie Szkieletów nie
ma \adnego złota, ale jeśli usłyszą choćby wzmiankę o tym, \e ktoś cokolwiek znalazł,
natychmiast zaroi się tu od poszukiwaczy skarbów i wtedy ju\ nigdy nie skończymy naszego
filmu!
ROZDZIAA 9
Pani Barton nabiera podejrzeń
Tego wieczoru chłopcy wcześnie poło\yli się do łó\ek. Bob i Pete byli wyczerpani po
męczącym dniu nurkowania, a Jupiter czuł się słabo z powodu przeziębienia.
Przedtem zjedli kolację wspólnie z ojcem Pete a, który odwiedził ich w pensjonacie.
Martwił się brakiem postępu prac na Wyspie Szkieletów.
 Opowieść o zjawie z karuzeli krą\y po całym miasteczku!  zawołał ze złością.  Tom
Farraday powtarza ludziom w kółko, co rzeczywiście się zdarzyło, ale wolą wierzyć w ducha,
prawda ich nie obchodzi. No nic, jakoś damy sobie radę. Zobaczymy się jutro rano, chłopcy.
Teraz muszę ju\ iść. Zgłosiło się kilku nowych cieśli i trzeba ich przygotować do pracy.
Po wyjściu pana Crenshawa trzej przyjaciele udali się do swojego pokoju, gdzie ponownie
obejrzeli złoty dublon. Podniecała ich myśl, \e trzymają w rękach cząstkę pirackiego skarbu. Nie
przeszkadzała im nawet świadomość, \e być mo\e niczego więcej nie znajdą. Potem Pete
schował monetę pod poduszkę i chłopcy poło\yli się spać.
Spali mocno, dopóki pani Barton nie zaprosiła ich na śniadanie.
 Chodzcie jeść, kawalerzy!  zawołała głośno.  Pete, twój tata przyszedł. Chce się z
wami zobaczyć, zanim ruszy do pracy.
Chłopcy szybko się ubrali i pospieszyli na dół. Pan Crenshaw czekał. Widać było, \e się
niecierpliwi.
 Dzisiaj sami musicie się sobą zająć  powiedział na dzień dobry.  Przychodzi kilku
robotników, więc przez cały dzień będę bardzo zajęty. I na razie nie ma mowy o nurkowaniu.
Zresztą i tak Jeff uprzedził mnie, \e jesteś przeziębiony, Jupiterze, i w ciągu najbli\szych dni nie
mo\esz nurkować.
 Tak, proszę pana  potwierdził Jupiter i kichnął głośno.  Przepraszam.  Wysmarkał
nos, który był czerwony jak pomidor.  To nie moja wina.
 Oczywiście, \e nie.  Pan Crenshaw poło\ył dłoń na czole chłopca, zajrzał mu do gardła
i polecił, by przez dzień lub dwa bardzo się oszczędzał.  Na wszelki wypadek idz do lekarza.
Jest tu taki jeden, nazywa się Wilbur. Zwietny facet. Właśnie on jest właścicielem Wyspy
Szkieletów. Jedzcie śniadanie, a ja zadzwonię do niego.
Chłopcy usiedli przy stole w jadalni, tymczasem pani Barton krzątała się po kuchni i
sma\yła naleśniki. Pan Crenshaw poszedł zatelefonować i po chwili wrócił z wiadomością, \e
doktor Wilbur zbada Jupitera i prosi, \eby zjawił się on w porze obiadu, gdy\ wtedy znajdzie dla
niego trochę czasu. Ojciec Pete a napisał na kartce adres doktora i w pośpiechu opuścił
pensjonat.
 Niedobrze, \e się rozło\yłeś, Jupe  ubolewał Pete.  Przyszło mi do głowy, \e
moglibyśmy wypo\yczyć motorówkę i popłynąć na poszukiwania.
 Pole\ę trochę i porozmyślam  odparł Jupiter z dzielną miną.  A jest o czym. Na
przykład o tajemnicy Wyspy Szkieletów. Czuję ją przez skórę, ale za nic nie mogę pojąć, o co
chodzi.
 Wyspa Szkieletów!  zawołała pani Barton, wchodząc do jadalni z nową porcją
naleśników.  To przera\ające miejsce. Czy wiecie, \e przedostatniej nocy znowu widziano tam
ducha je\d\ącego na karuzeli?
 Tak, proszę pani  odparł Jupiter.  Ale to zjawisko da się wyjaśnić w sposób
naturalny.
Chłopiec opowiedział właścicielce pensjonatu, co naprawdę zaszło.
 Mo\e i tak było  zgodziła się starsza pani, ale nie wyglądała na przekonaną. 
Wszyscy jednak opowiadają o duchu, a moim zdaniem nie ma dymu bez ognia.
Po tych słowach opuściła jadalnię. Jupiter westchnął.
 Pani Barton jest najlepszym przykładem na to, jak trudno jest przekonać ludzi, by
przestali wierzyć w to, do czego się przywiązali.
Usłyszeli pukanie w szybę. Odwrócili się i zobaczyli w oknie uśmiechniętą twarz.
 Chris!  zawołał Bob i pobiegł do drzwi w przedpokoju.
 Znowu ruszam na poszukiwania  powiedział młody Grek.  Chcecie się ze mną
zabrać?
 Jeszcze jak!  potwierdził Bob.  To znaczy ja i Pete. Jupiter ma paskudny katar.
 Szkoda  powiedział Chris.  Ale i tak moja łódeczka jest za mała dla czterech osób.
Czekam na was w porcie. Wezcie kąpielówki.
Chris oddalił się szybkim krokiem, a Bob poszedł powiedzieć przyjaciołom, czego chciał ich
nowy znajomy.
 Wspaniale się składa!  Pete bardzo się ucieszył z nowiny.  Mo\e znajdę drugi
dublon. Chodzmy na górę po kąpielówki.
 Dobrze  powiedział Bob.  śałuje, \e nie mo\esz płynąć z nami  zwrócił się do
Jupitera.
Na twarzy Pierwszego Detektywa malował się wielki smutek. Widać było, \e wcale nie ma
ochoty zostawać sam w domu.
 Nie mogę, to nie mogę  powiedział jednak ze stoickim spokojem.  Zbierajcie się i do
zobaczenia.
 Wrócimy w południe.
Bob i Pete poszli do sypialni po spodenki kąpielowe, a potem wybiegli z pensjonatu i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •