[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ragan zniszczył ich domy i dobytek ciągnął doktor
Singh. Ludziom dachy waliły się na głowy, nie-
którzy zostali uwięzieni pod gruzami. Obecnie jednak
zaczynają się już infekcje i w najbliższych dniach to
właśnie będzie nasz główny problem. Dostawy wody
pitnej zostały przerwane. Zarejestrowaliśmy pierw-
sze przypadki zapalenia żołądka i jelit. Urwał
i westchnął ciężko. Brakuje wszystkiego, łóżek,
personelu, sprzętu, leków. Dysponujemy trzema sala-
mi operacyjnymi i pracujemy dwadzieścia cztery
godziny bez przerwy, ale kolejka oczekujących się
wydłuża. Wszyscy jesteśmy przemęczeni. Znowu
urwał, wziął do ręki listę i zaczął odczytywać nazwis-
ka ochotników. Przerwało mu wejście pielęgniarki.
Chwilę rozmawiali ze sobą, potem doktor Singh
przebiegł oczami listę i wyczytał: Sara Mitchell?
Jestem. Wstała, czując przyspieszone bicie
serca.
Ktoś mnie szuka? Dlaczego? A może listę ochot-
ników przesłano już wcześniej? Może Ben się mnie
spodziewa?
Tu jest napisane, że ma pani doświadczenie jako
instrumentariuszka... Zgadza się?
Tak, chociaż przez ostatnie cztery lata praco-
wałam na pediatrii.
Doktor Singh machnął ręką, jak gdyby takie dro-
biazgi były teraz mało istotne.
Czy zechciałaby pani pójść z Eleną? Na bloku
drugim brakuje personelu.
Oczywiście.
Sara zawahała się, potem sięgnęła po mały plecak
z rzeczami osobistymi, który pozwolono jej zabrać.
Tak, tak. Proszę go wziąć rzekł doktor Singh.
Potem, jak zrobicie przerwę, ktoś pani wskaże,
gdzie można odpocząć. Czy Kevin Fielder też jest
tutaj? spytał.
Tak.
Jest pan chirurgiem, prawda?
Zgadza się.
Proszę również iść z Eleną. Chirurg na dwójce
potrzebuje asystenta.
Sara ucieszyła się, że będzie z nią ktoś, kogo zna.
Jesteś pielęgniarką? zwróciła się do Eleny,
kiedy szły korytarzem.
Tak. Elena skręciła teraz na schody i zaczęła
prowadzić ich na górę. Właśnie zaczęłam urlop, ale
w tych dniach każda para rąk się liczy. To był
koszmar.
W kolejnym korytarzu znowu leżeli ludzie na
materacach położonych wprost na podłodze. Sara
była przerażona stanem wielu osób. Złamane koń-
czyny, krwotoki, jakaś kobieta zawodziła, tuląc dzie-
cko z twarzyczką wykrzywioną bólem. Przy nie-
których rannych stali ich bliscy i trzymali w górze
pojemniki z kroplówkami.
Co ja tu robię, pomyślała. Nagle, w tym otoczeniu,
pomysł, by skorzystać z okazji i odnalezć Bena,
wydał się jej szczytem egoizmu. Jak mamy pomóc
tym ludziom? Przystanęła, obejrzała się na ten ogrom
nieszczęścia. Jak gdyby czytając w jej myślach,
Kevin rzekł:
Zajmujemy się wszystkimi po kolei. Koncent-
rujemy sięna jednym pacjencie. Staramy sięrobić, co
możemy.
Kiwnęła głową. Wciągnęła potężny haust powiet-
rza. Powód, dla którego przyjechała, stał się nieistot-
ny. Jest tym ludziom potrzebna i postara się dać
z siebie wszystko.
Chirurg pracujący na bloku operacyjnym numer
dwa, Richard Dean, Australijczyk, który podczas
cyklonu spędzał z rodziną wakacje na Fidżi, z entuz-
jazmem powitał posiłki.
Jesteś pielęgniarką, tak? zwrócił się do Sary.
Myj się i zaczynamy.
Przytaknęła kiwnięciem głowy i sięgnęła po mydło
i szczoteczkę do paznokci.
Obawiam się, że wyszłam z wprawy. Na
wszelki wypadek zaczęła się usprawiedliwiać. Mi-
nęło sporo czasu, odkąd pracowałam jako instru-
mentariuszka.
Wszyscy musimy zaadaptować się do odmien-
nych warunków, ale jakoś dajemy sobie radę. W tej
chwili przysyłają nam pacjentów z ranami wymagają-
cymi oczyszczenia, sporadycznie trafia się ktoś z ob-
rażeniami jamy brzusznej. Właśnie zaraz będziemy
mieli do czynienia z pęknięciem wątroby albo śle-
dziony. No barkiem pchnął drzwi wahadłowe pro-
wadzące do sali operacyjnej do roboty.
Pierwszy pacjent był w stanie ciężkim. W wyniku
masywnego krwotoku wewnętrznego, który postępo-
wał powoli, lecz nieprzerwanie, miał już objawy
wstrząsu hipowolemicznego. Krwi do transfuzji
wciąż brakowało, toteż Richard postanowił urucho-
mić system odsysania i filtrowania krwi z rany, dzięki
któremu mogli dokonać autotransfuzji. Zanim usunęli
pękniętą śledzionę, pacjent otrzymał wystarczającą
porcję krwi i jego ciśnienie się podniosło.
Następne dwa przypadki były mniej grozne. Jedna
kobieta miała ranę na ramieniu, która mimo opatrun-
ku uciskowego nie przestawała krwawić, i chirurg
musiał pozamykać naczynia krwionośne. U drugiej
ofiary głęboka rana uda wymagała dokładnego oczy-
szczenia i założenia szwów.
Sara, wbrew początkowym obawom, radziła sobie
całkiem dobrze, jednak myjąc się do czwartego z ko-
lei zabiegu, poczuła ból krzyża. Minęło prawie sześć
godzin od przybycia do szpitala i zastanawiała się,
czy ordynator zarządzi wkrótce przerwę, czy mają
operować, aż padną z wyczerpania.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]