[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jaśniający, że są to bohaterowie, dzięki którym udało się uratować rozproszone w czasie
burzy stado bydła.
- To był świetny chwyt - objaśnił Grier. - Clarkowie przecięli drut kolczasty, by
wykraść bydło. Ludziom, na których natknęli się przypadkiem po drodze, wmówili, że
właśnie uratowali stado i gonią je z powrotem do zagrody.
- Grier pokręcił głową. - Szczyt krętactwa!
- A więc pan też ich podejrzewał?
- Oczywiście. Śmierć dwóch rasowych byków w ciągu miesiąca to trochę za wiele, nie
uważa pan? Proszę tylko przestrzec swoją znajomą, że Clarkowie to niebezpieczne typy.
Niech obserwuje ich naprawdę dyskretnie. I proszę więcej nie stosować przemocy w
miejscach publicznych! - dokończył nieoczekiwanie.
Leo zamrugał gwałtownie.
- Ja chciałem ją ratować.
- Przed czym? - dopytywał się niewinnie Grier z chytrym uśmieszkiem.
- Przed bójkami.
- To chyba pan urządził tam ostatnią bójkę - zaśmiał się Grier.
- To wszystko przez Harleya. Kazał mi postawić ją na ziemi. Gdyby tego nie zrobił,
miałbym zajęte ręce, a on by nie oberwał.
Grier wstał gwałtownie i otworzył drzwi.
- Dość tego, panie Hart. Ja mam tu poważniejsze sprawy niż sercowe problemy
jakichś narwańców. Może powinien pan wyznać dziewczynie, co pan do niej czuje - doradził,
zerkając na spuchniętą pięść Leo. - To prostsze. I mniej bolesne.
Jednak problem tkwił właśnie w tym, że Leo nie wiedział, co czuje. Spojrzał tylko na
Griera, pokręcił głową i wyszedł.
Im więcej Leo myślał o całym przedsięwzięciu, tym bardziej martwił się o
bezpieczeństwo Janie. Wiedział jednak, że jest to jedyny sposób, by dopaść Clarka. Może
wda się w jakąś bójkę, będzie komuś groził albo wręcz zaatakuje z bronią? Wtedy byłyby
podstawy do zaaresztowania łajdaka. Oczywiście Leo wcale nie był pewien, że Clark
PDF stworzony przez wersję demonstracyjną pdfFactory www.pdffactory.pl/
naprawdę jest bywalcem „Shea”. Jednak to dość prawdopodobne, bo wszystkie szumowiny
chętnie się tam spotykały.
W niedzielę po południu lało i Leo postanowił odwiedzić Janie, by z nią porozmawiać.
Ale gdy przyjechał do Brewsterów, okazało się, że dziewczyna wyszła na spacer. Nawet zła
pogoda jej nie powstrzymała. Ubrała się w sztormiak i ruszyła w pola. Była w kiepskim
nastroju, więc postanowiła się przewietrzyć i przemyśleć wszystko spokojnie. Czego miały
dotyczyć te przemyślenia - Fred nie miał pojęcia.
Leo wsiadł do swojej półciężarówki i wyruszył drogą wzdłuż rancza w poszukiwaniu
Janie.
Wkrótce ją zobaczył. Zamyślona, ze spuszczoną głową, krążyła wokół dwóch
rozłożystych platanów.
Nie zwracała uwagi na spływające po płaszczu strugi deszczu i chlupoczącą w
kaloszach wodę. Była tak zatopiona w myślach, że nie usłyszała nawet warkotu silnika.
Wciąż nie dawało jej spokoju ostatnie przejście z Leo w „Shea”. Walczył o nią naprawdę jak
lew. Dlaczego tak się przejął? I czemu zaatakował Harleya? Chłopak do dziś leczył potężnego
siniaka.
Leo podjechał tak blisko, że omal jej nie rozjechał. Zahamował gwałtownie, otworzył
drzwiczki od strony pasażera i warknął:
- Wsiadaj, zanim utoniesz w tym deszczu. - Janie wyraźnie się zawahała. - Nic ci nie
grozi - dodał łagodniej. - Nie jestem uzbrojony i mam pokojowe zamiary. Chcę z tobą
porozmawiać.
- Ostatnio jesteś w dość dziwacznym nastroju - odpowiedziała Janie. - Może brak
piernika na śniadanie wpływa na stan twojego umysłu.
Leo nic nie powiedział, tylko popatrzył na nią groźnie. Lekko zarumieniona Janie w
milczeniu wsiadła do samochodu. Zsunęła z głowy ociekający wodą kaptur.
- Zaziębisz się - mruknął, podkręcając ogrzewanie.
- Nie jest mi zimno. Poza tym, mój sztormiak ma podpinkę z polaru.
Leo prowadził w milczeniu. Dopiero gdy dojechali do lasu, zatrzymał samochód. Tu
mogli być całkiem sami. Oparł się ciężko o drzwi, zsunął stetsona na tył głowy i popatrzył
uważnie na Janie.
- Tata mówił, że nie zamierzasz rzucić pracy - zaczął.
- Nigdy w życiu - odparła dziewczyna wojowniczo.
- Byłem u Griera - powiedział po chwili enigmatycznie.
- Chyba nie kazałeś mnie aresztować? - zaśmiała się Janie hardo.
PDF stworzony przez wersję demonstracyjną pdfFactory www.pdffactory.pl/
- Nie tym razem. Chodzi o faceta, który grasuje po okolicy i zabija byki - mówił Leo
rzeczowo. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął wycinek z gazety. - Spójrz na to zdjęcie. Czy
widziałaś któregoś z tych ludzi w „Shea”?
Janie uważnie przyjrzała się fotografii. Po chwili odparła:
- Tego mężczyzny na lewo chyba nigdy nie widziałam. Ale tego obok tak. Przychodzi
co sobotę i wlewa w siebie galony whisky. Strasznie przeklina. Mały musiał go wczoraj
wyprosić.
- To okropny typ. W dodatku mściwy - ostrzegł Leo.
- Owszem. Kiedy Mały chciał jechać do domu, okazało się, że ma przebite wszystkie
opony.
Leo jęknął.
- Czy zgłosił to na policję?
- Tak. Ale nie ma żadnych dowodów. Nie było świadków zajścia.
Leo pokiwał głową. To pasowało do metod braci Clark. Wyjął zdjęcie z rąk Janie i
schował je pieczołowicie do kieszeni kurtki.
- Człowiek, którego rozpoznałaś, to Jack Clark. Chciałbym, żebyś bardzo ostrożnie i
dyskretnie przyjrzała się mu. Zwróć uwagę, z kim rozmawia. Powiedz Małemu, żeby na razie
zatuszował sprawę z oponami. Zostaną wymienione. Ja się tym zajmę.
- Dzięki, Leo. To miło z twojej strony.
- To ja się cieszę, że masz takiego opiekuna. - Leo popatrzył na nią przeciągle. Jego
oczy pociemniały.
Nagle Janie zdała sobie sprawę, że jest z Leo sama, na dworze leje deszcz, a oni siedzą
tak blisko siebie, jakby zamknięci w jakimś kokonie... Co za romantyczna sceneria!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]