[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyższego funkcjonariusza Mosadu, czy chce przeliczyć pieniądze. Nie,
wierzymy ci" padła odpowiedz. Ale, jeśli nie ma tu tyle, co trzeba,
zginiesz". Potem w Mosadzie przeliczono banknoty. Zgadzało się co do
dolara.
Falangiści wykorzystywali swoją flotę" głównie do patrolowych,
powolnych rejsów pięć węzłów, czyli około mili na godzinę prowa-
dzących wzdłuż wybrzeża Zachodniego Bejrutu, i strzelania z karabinów
maszynowych do muzułmanów. W trakcie tych działań zabili setki
niewinnych ludzi, nie biorących udziału w konfrontacji militarnej.
Ze względu na swoje powiązania z Mosadem, Dżemajel zezwolił
Izraelowi na założenie w 1979 r. w Dżunije morskiej stacji radarowej.
Stacja obsługiwana przez 30 Izraelczyków z marynarki wojennej była
pierwszą izraelską placówką w Libanie. Umocniło to naturalnie falangis-
tów, bowiem muzułmanie libańscy Jak również Syryjczycy, nie wikłali się
w jakieś gry z Izraelem. Spotkania między Mosadem i Dżemajelem,
wzwiązku^e stacją radarową, odbywały się w jego rodzinnej posiadłości
na
północ od Bejrutu. Mosad płacił Dżemajelowi za zgodę na
funkcjonowanie
stacji ok. 20 30 tysięcy dolarów miesięcznie.
W tym czasie Izraelczycy mieli jeszcze jednego przyjaciela majora
Saada Haddada, chrześcijanina, który na południu Libanu dowodził
oddziałem złożonym głównie z szyitów. Haddad, podobnie jak
Izraelczycy,
pragnął przepędzić OWP Jasera Arafata z południa Libanu.
291
W Bejrucie stacja Mosadu, nazywana Aódz podwodna", mieści-
ła się w piwnicy dawnego domu rządowego, stojącego blisko granicy
między Wschodnim Bejrutem zdominowanym przez chrześcijan i zachod-
nią częścią miasta, gdzie przeważali muzułmanie. W stacji pracowało
zawsze około 10 ludzi, w tym 8 lub 7 to katsa. Jeden lub dwóch było
funkcjonariuszami jednostki 504, tj. wojskowego odpowiednika Mosadu.
Obie służby dzieliły tu wspólny lokal.
Na początku lat osiemdziesiątych Mosad miał kontakty z wieloma
walczącymi rodzinami libańskimi, płacąc im za informacje. Mosad płacił
nawet gangom i niektórym Palestyńczykom z obozów dla uchodzców za
informacje wywiadowcze i inne usługi. Poza Dżemajelem również rodziny
Dżumblata i Berri znajdowały się na izraelskiej liście płac.
Sytuacja, w jakiej trwał Liban, odpowiadała temu, co Izraelczycy
nazywają halemh. Jest to arabskie słowo, które można przetłumaczyć
jako ,,wrzaskliwy bałagan". Gdy zaś zaczęły się porwania obywateli
państw zachodnich, to bezhołowie pogłębiło się. Na przykład czterech
uzbrojonych ludzi porwało z terenu uczelni p.o. rektora Uniwersytetu
Amerykańskiego w Bejrucie 58-letniego Davida S. Dodge'a, gdy ten
przechodził z biura do mieszkania.
Sposób, w jaki najczęściej przewożono porwanych, nazywano tran-
sportem mumii". Porwanego zawijano szczelnie od stóp do głowy
brązową taśmą z plastiku, pozostawiając tylko mały otwór na nos.
Pakunek" wciskano do bagażnika samochodu lub pod siedzenie. Kilka
ofiar tak pozostawionych zmarło. Działo się tak, gdy porywacze natykali
się na posterunki drogowe rywalizujących grup. Porywacze posługiwali
się
przy tym ulubionym w Libanie powiedzeniem, że śmierć jest straszna
tylko
wtedy, gdy się przydarza tobie.
I tak pod wpływem Mosadu, mającego liczne związki w Libanie, oraz
ministra obrony, Ariela Szarona, nazwanego przez Amerykanów najwię-
kszym jastrzębiem wśród jastrzębi", a który aż palił się do wojny, Begin
znalazł się pod wielką presją rzeczników wojny. Mówili oni: nadszedł już
czas, by przepędzić OWP z południowego Libanu, gdzie Palestyńczycy
utrzymują pozycje, z których ostrzeliwują izraelskie wsie w pobliżu
północnej granicy i wysyłają z nich uzbrojonych ludzi.
Po wojnie Yom Kippur w 1973 r. żołnierze Szarona nazywali go
Arikiem, Królem Izraela". Szaron, człowiek niewielkiego wzrostu: 5 stóp
292
i 6 cali i ważący 235 funtów, określany był często ze względu na
wygląd
[ Pobierz całość w formacie PDF ]