[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nietknięta. Aó\ko musiało kiedyś nale\eć do kogoś ze słu\by. Pozostałe elementy wystroju
wnętrza były oszałamiająco kolorowe.
Aó\ko było przykryte patchworkiem pozszywanym ze skrawków materiału we
wszystkich mo\liwych wzorach i kolorach. Kropki, kratki, paski, czerwienie i błękity. A do
tego jeszcze sterta barwnych poduszek. Na takim łó\ku, pomyślał Max, mo\na przele\eć cały
dzień. Pasowało do niej.
Pokój był wielki, jak większość pomieszczeń w tym domu, ale za sprawą
nagromadzenia sprzętów stał się zadziwiająco przytulny. Na ścianach wisiały szkice polnych
kwiatów z wyraznym, du\ym podpisem Lili w rogu. Max nawet nie przypuszczał, \e ona
potrafi rysować. Uświadomił sobie, \e wie o niej bardzo niewiele.
Podszedł do półki z ksią\kami. Poezje Keatsa i Byrona sąsiadowały z brukowymi
kryminałami i współczesnymi romansami. Przed jednym z okien stało kilka foteli. Na stoliku
błyszczały kolczyki i bransoletki. Obok miseczki pełnej barwnych kamyków stal porcelanowy
pingwin z pozytywką. I wszędzie były świece w rozmaitych świecznikach - od szlachetnej
zabytkowej porcelany po tandetnego plastikowego jednoro\ca. Oraz rodzinne fotografie. Max
wziął do ręki jedną z nich. Przedstawiała mę\czyznę i kobietę, objętych wpół i roześmianych.
Rodzice, pomyślał. Lilah była podobna do ojca, Suzanna do matki.
Kukułka, która raptownie wyskoczyła z zegara, uświadomiła mu, \e jest wpół do
pierwszej. Gdzie ona się, do diabla, podziewała?
Naraz drzwi sypialni otworzyły się z rozmachem i w progu stanęła Lilah z rozwianymi
włosami i zarumienioną twarzą. Wyglądała... niewiarygodnie. Miała na sobie jakąś
błyszczącą, drapowaną sukienkę, W uszach długie, wielobarwne kolczyki. Uniosła wysoko
brwi i zamknęła drzwi za sobą.
- Hm - powiedziała. - Czuj się jak u siebie.
- Gdzieś ty się podziewała? - wybuchnął Max.
- Czy ju\ po godzinie policyjnej, tatusiu? - odparowała słodko, rzucając torebkę na
biurko.
Max brutalnie pochwycił ją za ramiona.
- Martwiłem się o ciebie. Tak długo nie wracałaś i nikt nie wiedział, dokąd poszłaś.
Lilah wyrwała się z jego uścisku. W jej oczach błysnął gniew, głos jednak miała
spokojny i opanowany.
- Mo\e cię to zdziwi, profesorze, ale ju\ od dawna nie muszę się nikomu opowiadać.
- Teraz to co innego.
- Och? A niby dlaczego? - Sięgnęła do ucha, by zdjąć kolczyk.
- Bo... Bo nie wiemy, gdzie mo\e być Caufield. Lilah spojrzała na niego pozornie
sennym wzrokiem.
- Potrafię zadbać o własne bezpieczeństwo. Czy ju\ skończyłeś kazanie?
- To nie jest \adne kazanie, Lilah. Naprawdę się martwiłem. Mam prawo wiedzieć, co
robisz.
- A to niby dlaczego?
- Bo jesteśmy przyjaciółmi.
Na jej ustach pojawił się smutny uśmiech.
- Naprawdę?
Max ponuro wbił ręce w kieszenie.
- Zale\y mi na tobie. Po ostatniej nocy myślałem, \e... \e obydwoje coś dla siebie
znaczymy. A tymczasem w parę godzin pózniej ty wychodzisz na kolację z kimś innym. W
dodatku tak ubrana.
Lilah spokojnie zdjęła buty.
- Ostatniej nocy poszliśmy do łó\ka i było to przyjemne doświadczenie. O ile
pamiętam, umawialiśmy się, \e nie będzie \adnych komplikacji. - Przechyliła głowę na bok i
spojrzała na niego uwa\nie. - A skoro ju\ tu jesteś, to przypuszczam, \e mo\emy zafundować
sobie powtórkę. - Podeszła bli\ej i przesunęła palcami po jego piersiach. - Przecie\ tego
właśnie ode mnie chcesz, prawda?
Max z wściekłością odepchnął jej rękę.
- Nie mam ochoty być drugim daniem tego wieczoru.
Lilah pobladła i odwróciła się do niego plecami.
- Gratuluję - szepnęła. - To był celny strzał.
- A co mam powiedzieć? śe mo\esz przychodzić i odchodzić, jak ci się spodoba,
zadawać się z kim zechcesz, a ja będę potulnie czekał na resztki z twojego stołu?
- Nie chcę, \ebyś cokolwiek mówił. Chcę tylko, \ebyś stąd wyszedł i zostawił mnie w
spokoju.
- Nigdzie nie pójdę, dopóki sobie tego nie wyjaśnimy.
- Dobrze - wzruszyła ramionami, rozsuwając zamek sukienki. - Siedz tu, dopóki
zechcesz. Ja idę spać.
Odrzuciła sukienkę na bok i w koronkowej jedwabnej halce podeszła do
staroświeckiej toaletki. Usiadła przed lustrem i zaczęła szczotkować włosy.
- Dlaczego jesteś taka zła? - zapytał Max. Lilah zgrzytnęła zębami.
- A niby dlaczego miałabym być zła? Bo przecie\ chyba nie dlatego, \e czekałeś na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]