[ Pobierz całość w formacie PDF ]

marzyliSmy. Niemniej wróciÅ‚eS tu ze wzglêdu na Kl¹twê Angeliki.
 Twoim zdaniem, to nie ma sensu.  Obj¹Å‚ j¹ ramieniem.  Gdy byÅ‚em ma-
Å‚ym chÅ‚opcem, nie brakowaÅ‚o mi szczêScia  miaÅ‚em kumpli, piêkny dom, po-
dwórko zaroSniête zielon¹ traw¹ i wysokimi cienistymi drzewami, na które mo-
gÅ‚em siê wspinaæ. Rodzice porozstawiali mi równie¿ ró¿ne zje¿d¿alnie i przyrz¹dy
gimnastyczne imituj¹ce d¿unglê. Czego¿ wiêcej mo¿e pragn¹æ dziecko? Ale za
pÅ‚otem, za niewielkim wzniesieniem rozci¹gaÅ‚y siê bagna. Ponura d¿ungla peÅ‚na
246
pn¹czy i brzydkich drzew oraz wolna, niemal stoj¹ca rzeka. Kraina wê¿y. Nie
wolno mi byÅ‚o tam chodziæ.
 Dlatego wÅ‚aSnie marzyÅ‚eS, by siê tam wybraæ.
RozeSmiaÅ‚ siê i pocaÅ‚owaÅ‚ Tate w czubek gÅ‚owy.
 OczywiScie. Legenda mówiÅ‚a, ¿e tam straszy, dziêki czemu miejsce to sta-
nowiÅ‚o jeszcze wiêksz¹ pokusê. Opowiadano mi, ¿e mali chÅ‚opcy nigdy stamt¹d
nie wracaj¹. Czêsto staÅ‚em przy ogrodzeniu, wdychaÅ‚em zapach rosn¹cego tam
kapryfolium i mySlałem:  co by było, gdyby .
 Czy kiedykolwiek tam poszedłeS?
 Raz dotarłem na skraj bagna. Czułem zapach rzeki i widziałem drzewa
obroSniête przez pn¹cza. ZabrakÅ‚o mi jednak odwagi.
 To dobrze. Prawdopodobnie uk¹siÅ‚by ciê w¹¿.
 Ale co by byÅ‚o, gdyby&  mrukn¹Å‚.  Nigdy nie przestaÅ‚o mnie to intrygowaæ.
 Wiesz, ¿e tam wcale nie straszyÅ‚o. Matka opowiadaÅ‚a ci te historie, ¿eby
utrzymaæ ciê z dala od tego miejsca. Inaczej mógÅ‚byS wpaSæ do wody albo siê
zgubiæ. To nie duchów siê baÅ‚a.
 Wcale nie jestem tego taki pewien.  Przez chwilê obserwowaÅ‚ ¿egluj¹c¹
nad ich gÅ‚owami mewê, a potem niespokojnie odwróciÅ‚ siê w stronê horyzontu. 
S¹dzê, ¿e byÅ‚oby nam bardzo smutno, gdybySmy stracili wiarê w cud, gdybySmy
wiedzieli, ¿e nie istnieje ¿adna magia  ani dobra, ani zÅ‚a. S¹dzê, ¿e Kl¹twa Ange-
liki to coS w rodzaju mojego nawiedzanego przez duchy bagna. Tym razem chcê
tam pójSæ i przekonaæ siê na wÅ‚asne oczy.
 A jeSli ju¿ wszystko zobaczysz?
 Przestanê ¿aÅ‚owaæ, ¿e nie odwa¿yÅ‚em siê postawiæ nastêpnego kroku w gÅ‚¹b
bagna.  Rmiej¹c siê z samego siebie, Ray uScisn¹Å‚ Tate.  Mo¿e Buck zacznie
wierzyæ, ¿e jest tym, kim jest. Matthew przestanie siê obwiniaæ o Smieræ ojca,
a ty&  ObróciÅ‚ j¹ twarz¹ do siebie.  A ty mo¿e pozwolisz, by w twoim ¿yciu
ponownie pojawiÅ‚o siê trochê magii.
 To ogromne wymagania jak na jeden naszyjnik.
 Ale co by byÅ‚o, gdyby.  Przyci¹gn¹Å‚ j¹ do siebie i przytuliÅ‚.  Bardzo mi
zale¿y na tym, ¿ebyS byÅ‚a szczêSliwa, Tate.
 Jestem.
 ¯ebyS byÅ‚a szczêSliwa pod ka¿dym wzglêdem. Wiem, ¿e osiem lat temu
coS w sobie zamknêÅ‚aS. Zawsze siê martwiÅ‚em, i¿ xle poradziÅ‚em sobie z t¹ sytu-
acj¹, aczkolwiek chodziÅ‚o mi jedynie o twoje dobro.
 Zawsze ze wszystkim doskonale sobie radziÅ‚eS.  CofnêÅ‚a nieco gÅ‚owê, by
bacznie przyjrzeæ siê twarzy ojca.  A przynajmniej jeSli chodzi o mnie.
 Wiedziałem, co czuje do ciebie Matthew i co ty czujesz do niego. Martwi-
Å‚em siê tym.
 Nie miaÅ‚eS siê o co martwiæ.
 ByÅ‚aS wówczas taka mÅ‚oda.  Westchn¹Å‚ i pogÅ‚askaÅ‚ j¹ po wÅ‚osach.  Wi-
dzê równie¿, jakimi uczuciami Matthew darzy ciê obecnie.
 Teraz nie jestem ju¿ taka mÅ‚oda  zauwa¿yÅ‚a.  I nadal nie masz siê o co
martwiæ.
247
 Widzê, jakimi uczuciami darzy ciê Matthew  powtórzyÅ‚ Ray, wpatruj¹c
siê w ni¹ powa¿nymi, peÅ‚nymi w¹tpliwoSci oczyma.  Jednak ku wÅ‚asnemu za-
skoczeniu i rozpaczy nie wiem, co ty czujesz do niego.
 Mo¿e jeszcze siê nie zdecydowaÅ‚am. Mo¿e nie mam ochoty na podejmo-
wanie jakiejkolwiek decyzji.  Zadr¿aÅ‚a, mimo to zdobyÅ‚a siê na uSmiech.  Chy-
ba jednak nie powinieneS siê martwiæ o coS, nad czym caÅ‚kowicie panujê.
 Mo¿e wÅ‚aSnie to tak bardzo mnie martwi?
 Nie da siê z tob¹ wygraæ.  StanêÅ‚a na palcach i obdarzyÅ‚a Raya szybkim
pocaÅ‚unkiem.  Zobaczê, czy Matthew jest gotów do nurkowania.  ObróciÅ‚a siê,
by odejSæ, lecz coS j¹ powstrzymaÅ‚o i kazaÅ‚o obejrzeæ siê za siebie.
Ray staÅ‚ z jedn¹ rêk¹ na porêczy i wpatrywaÅ‚ siê w jakiS odlegÅ‚y punkt na
morzu.
 Tatusiu, cieszê siê, ¿e nie poszedÅ‚eS wówczas na te bagna. GdybyS to wtedy
zrobiÅ‚, mo¿e nie musiaÅ‚byS teraz wyruszaæ na poszukiwanie  Isabelle .
 W ¿yciu na wszystko przychodzi odpowiednia pora, Tate.
 Mo¿e.
Zastanawiaj¹c siê nad tym, ruszyÅ‚a w stronê prawej burty. DoszÅ‚a do wnio-
sku, ¿e w odpowiedniej chwili mo¿na rozpocz¹æ wojnê lub jej zapobiec, urato-
waæ maÅ‚¿eñstwo lub je zakoñczyæ, daæ prezent lub go otrzymaæ.
Matthew staÅ‚ na pokÅ‚adzie  Mermaid z Å‚okciem na porêczy i kubkiem kawy
w rêce. Tate nie chciaÅ‚a poczuæ tak ogromnego niepokoju i wzruszenia. Nie miaÅ‚a
jednak na to ¿adnego wpÅ‚ywu. Serce mocniej zabiÅ‚o jej w piersi. WestchnêÅ‚a.
Czy on musi sprawiaæ wra¿enie takiego samotnego?
PróbowaÅ‚a zapewniæ sam¹ siebie, ¿e to nie jej problem. Nie ma zamiaru siê
tym martwiæ.
Ale wÅ‚aSnie w tym momencie Matthew odwróciÅ‚ gÅ‚owê. Ich oczy spotkaÅ‚y
siê nad wzburzonymi falami. Nie byÅ‚a w stanie niczego wyczytaæ z jego spojrze-
nia. Wszystkie uczucia, które uprzednio miotały Matthew, zostały opanowane lub
uspokoiÅ‚y siê jak sztorm. Nie zobaczyÅ‚a nic poza gÅ‚êbokim, enigmatycznym bÅ‚ê-
kitem.
 Fale ju¿ nie s¹ wcale takie wysokie  zwoÅ‚aÅ‚a.  ChciaÅ‚abym zanurkowaæ.
 Je¿eli zaczekamy godzinê lub dwie, bêd¹ jeszcze mniejsze.
CoS ScisnêÅ‚o j¹ za gardÅ‚o.
 Chcê zejSæ pod wodê teraz. JeSli oka¿e siê, ¿e morze jest jeszcze zbyt
niespokojne, zrezygnujemy.
 W porz¹dku. Zabieraj sprzêt.
OdwróciÅ‚a siê i na oSlep ruszyÅ‚a przed siebie. Niech go diabli wezm¹, niech
diabli wezm¹  Isabelle , niech diabli wezm¹ Angelikê i jej przeklêty naszyjnik.
Tate doszÅ‚a do wniosku, ¿e bez nich caÅ‚kiem niexle radziÅ‚a sobie w ¿yciu. Oba-
wiaÅ‚a siê, ¿e teraz nie bêdzie jej ju¿ tak Å‚atwo.
Nie miaÅ‚a o czym decydowaæ, nad niczym nie panowaÅ‚a. Wbrew wszelkim
zasadom, wci¹¿ kochaÅ‚a Matthew.
248
Sztorm poruszył morskie dno i przemieScił piach. Trzeba było ponownie
oczySciæ kilka rowów. Matthew byÅ‚ zadowolony, ¿e ma dodatkow¹ pracê. MusiaÅ‚
pracowaæ pomp¹ bardzo delikatnie i precyzyjnie, a to uniemo¿liwiaÅ‚o mu zasta-
nawianie siê nas problemami sercowymi. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •