[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pod rękę i poprowadził w stronę drzwi.
- To znaczy? - spytała z zainteresowaniem Angela. Czyżby próbował jej
grozić?
Spojrzał na nią, sięgając jednocześnie wolną ręką do klamki. Palce drugiej
ręki raptownie zacisnęły się na jej ramieniu.
- Jeżeli naprawdę chce się pani dowiedzieć, proszę bardzo, niech pani
przyjmie tę pracę. Jeśli jednak woli pani łatwiejsze, powiedzmy: mniej
kłopotliwe, życie, proszę posłuchać mojej rady i wrócić do domu, do Anglii.
Otworzył drzwi i oswobodził jej ramię.
- Proszę się zastanowić. Poważnie - ostrzegł.
W chwilę pózniej drzwi gabinetu zamknęły się za nią i Angela stała,
kompletnie oniemiała, na pustym korytarzu.
35
R S
ROZDZIAA TRZECI
Urzędnik za biurkiem wzruszył ramionami.
- Przykro mi - powiedział. - Zanim wydamy kartę pobytu, musimy mieć
pisemną opinię z pani poprzedniego miejsca pracy.
- Przychodzę tu od kilku dni i nigdy przedtem nie wspomniał pan o tym.
Dlaczego musi pan tak wszystko utrudniać?
Urzędnik ponownie wzruszył ramionami i poprawił swoją kaffiję.
- Nie ja wymyśliłem ten przepis - stwierdził nie bez racji. - Ja tylko
wypełniam polecenia moich przełożonych. - Ni stąd, ni zowąd uśmiechnął się. -
Ma pani ochotę na jeszcze jedną kawę, panno Baker? - spytał pochyliwszy się w
jej stronę.
Angela zaczynała tracić cierpliwość. Westchnęła z rezygnacją i wstała.
Nauczyła się, że gościnność Dżahiryjczyków nie ma granic. Dokądkolwiek się
udasz, natychmiast częstują cię kawą. Ale ona nie potrzebowała gościnności,
potrzebowała karty pobytu.
Mimo wszystko uśmiechnęła się uprzejmie.
- Nie, dziękuję - odrzekła. Jak słusznie zauważył, nie był odpowiedzialny
za jej kłopoty. Domyślała się, kto się za tym krył.
Ruszyła w stronę drzwi.
- Zobaczę, co da się zrobić, żeby ściągnąć tę opinię. Salam alejkum. -
Pożegnała się.
Na zewnątrz budynku Departamentu Imigracyjnego jak zwykle prażyło
słońce. Przechodnie w pośpiechu szukali odrobiny cienia. Angela od razu
36
R S
zapomniała o gniewie. Uśmiechnęła się. Trudno było wprost uwierzyć, że to
początek lutego.
Chwilę pózniej znów opanowała ją złość. Powinna już dawno być
oficjalnie przyjęta do pracy. Po rozmowie z szejkiem Raszidem była
zaskoczona, ale zdecydowała zignorować jego ostrzeżenie. Chciał ją
przestraszyć. Prędzej szlag ją trafi, niż zrobi mu przyjemność i zrezygnuje.
Nie powtórzyła MacLeishowi nie z tego, co powiedział jej szejk Raszid.
Nie pozwalała jej na to duma. Jego obelgi były zbyt okrutne. Bała się także, by
rozgłos nie pogorszył dodatkowo jej sytuacji.
- Nie wykazał specjalnego entuzjazmu - powiedziała MacLeishowi, gdy
spytał o przebieg rozmowy.
MacLeish nie zdziwił się wcale i Angela odetchnęła z ulgą.
- Jest ostrożny. Jak ci mówiłem, to delikatna sprawa. W każdym razie, ja
w ciebie wierzę. - Mrugnął do niej porozumiewawczo. - Załatwione. Zaczynasz
w przyszłym tygodniu. Porozmawiaj z moją sekretarką. Powie ci, jak zdobyć
konieczne dokumenty.
Angela zmarszczyła brwi.
- Przede wszystkim - kontynuował MacLeish - będziesz potrzebowała
karty pobytu. Bez niej nie możesz zacząć pracy. Potem trzeba załatwić
miejscowe prawo jazdy. Dotąd jezdziłaś na brytyjskim, ale tutaj nie można
korzystać z niego dłużej niż przez dwa tygodnie. A prawo jazdy w Dżahirze to
podstawa. Jak wiesz, nie ma transportu publicznego, a taksówki, jeżeli już się
jakąś znajdzie, są potwornie drogie. Ale nie przejmuj się, dziewczyno - zapewnił
ją na koniec.
- Większość ludzi dostaje dokumenty w ciągu kilku dni.
37
R S
Większość ludzi. Być może, ale raczej nie ona. Nachmurzona stanęła na
krawędzi chodnika i niecierpliwie rozglądała się za taksówką. Od rozmowy z
MacLeishem minęło dziesięć dni, a wciąż nie otrzymała dokumentów. Nie
podzieliła się z nikim swoimi podejrzeniami, chociaż domyślała się, komu
powinna za to podziękować - jego ekscelencji szejkowi Raszidowi al-Hazar.
Wiedziała, do czego zmierzał. Miał nadzieję przekonać ją, że praca w
Jahira News" nie jest warta tyle zachodu, więc powinna położyć na niej
krzyżyk i wrócić grzecznie do Londynu.
Prawdę mówiąc, to rozwiązanie zaczynało być kuszące. Codzienne wizyty
w urzędach przypominały wyprawy z motyką na słońce. Nie uzyskała niczego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]