[ Pobierz całość w formacie PDF ]
widział ją w życiu i chciał nią oczy nasycić.
110
Spieszycie się bardzo rzekł cicho.
Musimy, kochany opiekunie odparła Lola, która już nakładała ręka-
wiczki i, zmęczona znać, pragnęła spoczynku i samotności.
Po chwili wstała dla pożegnania baronówna. Hrabia siedział blady w swym
krześle.
Któż wie, czy się jeszcze zobaczymy rzekł cicho moje godziny policzo-
ne... mam nadzieję, ale pewny nie jestem, czy dożyję chwili, co mi da spokój.
Pozwól, bym, stary, pobłogosławił ci, podziękował.
Spojrzał jej w oczy przez łzy, które mu zwilżyły powieki, Lola wzruszona
pochyliła się ku niemu.
Bądz co bądz, niech ci Bóg w życiu błogosławi, jak ja błogosławię, po-
winnaś być szczęśliwą...
Po chwili milczenia wstała baronówna, doktor się znalazł przy hrabi, hra-
bia Roman, śmielszy po kilku wina kieliszkach, podał rękę narzeczonej, aby
ją do powozu odprowadzić, odmówić jej, nie obrażając opiekuna, nie mogła,
poważna i ostygła już przeszła salę nie mówiąc słowa. Nieczujska za to że-
gnała się śmiejąc, jakby czuła się w obowiązku trochę wesela rzucić na tę
scenę zbyt żałobną i smutną.
Lola rzuciła się w głąb powozu, odetchnąwszy swobodniej, konie ruszyły.
Fotel hrabiego, którego głowa na piersi opadła, przesuwali już służący do
sypialni, szedł przy nim Pęklewski. Stary nie mówił słowa, zdawał się pogrą-
żony w myślach i jakby chwilowo nieprzytomny, co przypisać było można
zbytniemu wysiłkowi dnia tego. Pęklewski nalegał, aby hrabia szedł zaraz do
łóżka, co też wykonanym zostało.
Parę razy spojrzał na Romana, który powrócił, i nie mówiąc nic zabierał się
do spoczynku.
Roman z doktorem wyszli do pierwszego pokoju, ostatni był mocno zakło-
potany, tarł włosy i stękał.
Lękam się rzekł po cichu do Romana abyśmy dzień ten nie byli zmu-
szeni opłacić zbyt drogo. W takiej chorobie wszelkie niezwyczajne wzruszenie,
wysiłek może za sobą pociągnąć bardzo złe skutki. Hrabia ma olbrzymią siłę
ducha, ale i to się wyczerpuje.
Byłożby jakie niebezpieczeństwo? zapytał Roman trochę przestraszony.
Pęklewski poruszył ramionami.
Dotąd go nie ma, ale co się do jutra stanie, za to ja ręczyć nie mogę...
To mówiąc padł na krzesło i zamyślony wsparł się na ręku.
Hrabia Roman uspokoił się i w tej chwili przypomniał sobie, iż w pośpie-
chu po tym uroczystym obiedzie wody ze skórką cytrynową do popłukania
ust dać zapomniano.
To uchybienie wymagało surowego skarcenia, jakoż się udał niezwłocznie
do kamerdynera, aby śledztwo przeprowadzić o wypadku, który mógł hono-
rowi domu uczynić uszczerbek, gdyby został rozgłoszony.
Nazajutrz po tym dniu pamiętnym, rano bardzo zbudził doktor Pęklewski
śpiącego i owiniętego systematycznie w kołdrę, z pierzynką edredonową191 na
nogach hrabiego Romana.
191
e d r e d o n o w y (f r.) - puchowy; edredon - cenny puch otrzymywany
z kaczek edredonowych odznaczający się miękkością i sprężystością
111
Ponieważ zwyczajem było, iż go budził ekscytarz192 o naznaczonej porze,
Roman, przetarłszy oczy, dorozumiał się zaraz, iż coś niezwyczajnego zajść
musiało. Stojący przed nim blady doktor Pęklewski kazał się domyślać, iż
chodziło o stryja.
Jakże się ma hrabia? zawołał.
Ma się zle rzekł sucho dosyć doktor wstawaj pan, życzy się widzieć z
nim.
Cóż to hrabiemu?
Puchlina postępuje do góry, jest zle, jest bardzo zle, od wczoraj pogor-
szenie ogromne, tracę nadzieję wszelką, powinniśmy się przygotować na to,
co najstraszniejsze.
Zmieszany Pęklewski zaledwie mógł mówić. Nie mniej przerażony Roman
ubierał się żywo, zapomniawszy teraz o wszelkich prawidłach i stopniowa-
nych ablucjach193. Francois, który szczęściem nadbiegł, pomógł mu do
odziania się przyzwoitego, o którym nie myślał.
Była godzina piąta rano, dnieć zaledwie poczynało. W pałacu panowała ci-
sza jakby przedgrobowa, ludzie wszyscy byli na nogach, ale chodzili jak cie-
nie... Z jednego okna sypialni przez zielone firanki blade przeglądało świateł-
ko.
Tam czuwała resztka życia.
Gdy Roman wszedł z doktorem, hrabia chciał się podnieść z poduszek, po-
ruszył głową, ale już dzwignąć jej nie mógł, ręka jego z niepokojem właści-
wym konającym poruszała się, chwytając bezmyślnie, co pod nią podpadło.
Głos, który się dał słyszeć, był osłabły i zgasły.
Siadaj przy mnie, tu rzekł do Romana com przewidywał, to się stanie.
yle jest ze mną.
Popatrzył na niego niespokojnie.
Mój Romanie, co się stanie z tobą? Trzebaż, bym nawet nie dożył tego
wesela? Cóż teraz będzie, co będzie, gdy mnie nie stanie?
Z politowaniem i niepokojem wlepił w niego oczy.
Któż wie? szepnął jakby sam do siebie może by lepiej było, żebym cię
był zostawił przy rodzicach i dozwolił im wychować własne dziecię?
Pęklewski zbliżył się do łóżka.
Proszę, zaklinam, niech się hrabia uspokoi rzekł nie ma nic groznego,
słabość już była kilka razy na tym stopniu.
Alem ja się nigdy nie czuł tak osłabłym, tak niespokojnym, tak zle od-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]