[ Pobierz całość w formacie PDF ]

– Przecież przed ślubem żyłaś sama.
– Niezupełnie. Mieszkałam z Samem i Joan.
Pewnego dnia uznałam, że dość tego pasożytowa-
nia i znalazłam sobie Tima. – Westchnęła. – Ale
jak się tak głębiej zastanowię, to myślę, że zawsze
byłam sama. Nawet z obrączką na palcu. Tim miał
tyle spraw do załatwienia beze mnie. Potem za-
szłam w nieplanowaną ciążę.
Poczuła, jak tężeją jej mięśnie. Każde wspo-
mnienie o dziecku przypominało jej również o jej
roli w jego unicestwieniu. Przestraszyła ją też
perspektywa wyjazdu Hardena, ponieważ już nie-
mal przywykła polegać na nim.
– Pospieszyłam się ze ślubem – dodała po
namyśle – i w bolesny sposób dowiedziałam się, że
są stany bardziej przykre niż samotność.
– Taaak. – Spotkali się wzrokiem. – Wiesz,
zawdzięczam ci coś ważnego. Nowe spojrzenie na
kobiety. Doszedłem do przekonania, wbrew swo-
jemu dotychczasowemu poglądowi, że znalazłoby
się pewnie kilka przyzwoitych kobiet na tym
świecie.
Uśmiechnęła się rzewnie.
– W twoich ustach brzmi to jak komplement.
– O wiele bardziej ważki, niż sądzisz. Nie
żartowałem. Bo właściwie nie znoszę kobiet.
Szkoda, pomyślała. Wyczuwała, że przyczyniła
Diana Palmer
77
się do tego również jego matka. Zastanowiło ją,
czy kiedykolwiek próbował ją zrozumieć. Chyba
nie, skoro nigdy nikogo nie kochał.
– Jesteś dla mnie bardzo dobry.
– Z zasady nie jestem miły. To twoja zasługa.
Odkryłaś nieznaną stronę mojej osobowości.
– Cieszę się.
– Nie wiem, czy mam powód do radości – przy-
znał otwarcie. – Dasz sobie radę?
– Tak. Mam Sama i Joan. Najgorsze chyba już
za mną. Mam taką nadzieję. Myślę, że stratę
dziecka będę opłakiwać dłużej niż Tima.
– Jesteś młoda, możesz jeszcze urodzić dużo
dzieci.
Spojrzała na niego z przejmującą tęsknotą.
– Nie jestem tego taka pewna.
– Wyjdziesz ponownie za mąż. Nie poddawaj
się. Nie rezygnuj z życia tylko dlatego, że dało ci
popalić. Każdy z nas dostaje cięgi. I idzie dalej.
– Nie miałam szansy poznać twoich proble-
mów – zauważyła.
Wzruszył ramionami.
– Nie ma sensu opowiadać o tym, co mnie
spotkało. – Przystanęli przed budynkiem, w któ-
rym pracowała. – Trzymaj się, Mirando.
Popatrzyła na niego ze smutkiem. Dzięki niemu
poczuła się lepszym człowiekiem. Stanowił w jej
życiu jedynie epizod, lecz jakże istotny i brzemien-
ny w skutki.
78
NARZECZONA Z MIASTA
Gdyby spotkała go wcześniej na swojej drodze,
jej życie mogłoby potoczyć się zupełnie innym
torem. Harden stanowił przeciwieństwo Tima, był
mężczyzną, dla którego kobieta zrobiłaby wszyst-
ko. Lecz Harden nie jest dla niej.
Szkoda.
– Ty też uważaj na siebie – wydusiła przez
ściśnięte gardło. – Żegnaj.
Patrzył na nią tak, że aż zadrżała.
– Żegnaj – powtórzyła.
Odwrócił się i odchodził wolnym, lecz zdecydo-
wanym krokiem. Odprowadzała go spojrzeniem,
z każdą sekundą bardziej samotna i zagubiona.
Hardenowi towarzyszyły pokrewne uczucia.
O co chodzi? Przecież zakończył coś, co w zasa-
dzie nawet się nie zaczęło. Powinno to być całkiem
proste, a nie było. Twarz Mirandy stanęła mu przed
oczami, ledwie ją opuścił.
Gdyby mógł wymazać z pamięci jej pełne ufno-
ści szare oczy. Nie opiekował się dotąd kobietą i za
żadną kobietę nie czuł się odpowiedzialny. Zdzi-
wiło go, że myśl o wzięciu na siebie odpowiedzial-
ności sprawia mu przyjemność. Czuł, że ogarniają
go wątpliwości.
Zwolnił, po czym odwracając się, zaklął pod
nosem. Miranda tkwiła dokładnie tam, gdzie ją
zostawił, jak dziecko, które zgubiło się w wielkim
mieście. Minutę później już stał przy niej. W jej
oczach zobaczył odbicie własnego zadowolenia.
Diana Palmer
79
Patrzyła na niego bez słowa.
– O której kończysz? O piątej? – spytał krótko.
Z trudem wydobyła z siebie głos.
– Tak.
– Przyjadę po ciebie.
– O tej porze są korki...
– Co z tego? – burknął.
Wyciągnęła rękę i dotknęła go nieśmiało.
– Wróciłeś – szepnęła.
– Nie myśl, że tego chciałem – mruknął. – Nie
miałem na to wpływu. Wracaj do pracy. Potem
poszukamy jakiegoś egzotycznego lokalu na kola-
cję.
– Mogę coś sama przygotować – zaproponowa-
ła. – Mógłbyś przyjechać do mnie.
– Mam się zgodzić na to, żebyś po całym dniu
pracy sterczała jeszcze pół wieczoru przy garach?
– Potrząsnął głową. – Wykluczone.
– Na pewno?
Uśmiechnął się.
– Nie. Ale coś wymyślimy. Będę na ciebie
czekał przy wyjściu. Jesteś punktualna?
– Zawsze – oznajmiła. – Mój szef jest bardzo
zasadniczy. Nawet w kwestii wychodzenia z pra-
cy. – Wpatrywała się w niego, nie bacząc na
przechodniów. – Tak się cieszę, że zostajesz.
– Nawet jeśli robię to wbrew rozsądkowi?
– Uratowałeś mnie od obłędu, a może nawet od
śmierci. Lżej ci?
80
NARZECZONA Z MIASTA
– Tak, lżej. Do zobaczenia.
Tym razem Harden patrzył na odchodzącą Mi-
randę z twarzą ściągniętą tęsknotą. Zdumiewało
go, że jest w stanie cokolwiek odczuwać po tylu
latach emocjonalnej pustki.
Potem zwiedzał Chicago. Miasto było ogromne
i hałaśliwe. Pod wieloma względami było bardzo
podobne do innych metropolii. Podobały mu się
nowoczesne budynki, imponujące pomniki, mu-
zea, a także restauracje oferujące potrawy z całego
chyba świata.
Zaznawszy tych atrakcji turystycznych, wrócił
do hotelu, wziął prysznic i przebrał się, po czym
wyruszył na umówione spotkanie.
Po dłuższej chwili Miranda wpadła zadyszana
do holu.
– Biegnę po schodach z samej góry! – wysapa-
ła, chwytając rękaw jego popielatej marynarki.
– Akurat dzisiaj szef nas zatrzymał!
Harden uśmiechnął się.
– Czekałbym cierpliwie.
– Wiem, ale mimo to się spieszyłam.
Wsiedli do jego auta.
– Znalazłem polinezyjską restaurację. Jadłaś
kiedyś poi?
– Nie, ale brzmi to dość intrygująco. Chciała- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •