[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Była tak zdumiona, że nie mogła wykrztusić słowa.
Rzeczywistość przeszła jej najśmielsze oczekiwania.
- Mogę to usłyszeć jeszcze raz?
- Wolę pokazać ci, co czuję - odparł lekko schrypniętym
głosem i pocałował ją namiętnie.
Oddała mu pocałunek, ale przez cały czas gorączkowo
analizowała sytuację. Po chwili nie była już w stanie myśleć i
rozkoszowała się cudownymi doznaniami. Przylgnęła do
niego z całej siły i wtuliła się w mocne ramiona, oszołomiona
pieszczotą jego ust.
- Zostań ze mną, Annie. Naprawdę tego pragnę. Chcę z
tobą być. - Przestał ją wreszcie całować i dotknął głową jej
czoła.
Poczuła, że nogi się pod nią uginają. Cole się w niej
zakochał. Niemożliwe! Przecież nie miała szczęścia do
mężczyzn. To na pewno jakaś pomyłka.
- Jesteś pewny?
- Tak - odparł z uśmiechem. - Rzecz w tym, że nie potrafię
sobie wyobrazić życia bez ciebie.
Nie uszło jej uwagi, że wykręca się ogólnikami, byle
ominąć nienawistne słowo  małżeństwo", ale nie dbała o to.
Skoro Cole Rafferty nie zniesie mocniejszych więzów, należy
przyjąć ze skwapliwą wdzięcznością wszystko, co może
ofiarować. Może pewnego dnia... Nie powinna myśleć o
przyszłości. Trzeba stosować zasadę, którą kierowała się przez
kilka okropnych miesięcy i naprawdę żyć z dnia na dzień.
- Co ty na to, Annie? - zapytał i pocałował ją znowu,
niecierpliwie i mocno.
Nim zdążyła odpowiedzieć, na patio wszedł Rex. Krótka,
siwa czupryna była potargana, jakby wielokrotnie
przeczesywał ją palcami.
- Przepraszam, że wam przeszkodziłem - mruknął,
wsuwając ręce w kieszenie.
Skulił się, chociaż dzień wcale nie był chłodny. Cole
stanął za Annie. Objął ją wpół i przytulił, opierając policzek
na jej ramieniu.
- Tato, możemy zostać tu jeszcze chwilę? Wiem, że
jesteśmy honorowymi gośćmi, ale mamy coś ważnego do
obgadania. To nie potrwa długo.
Annie uśmiechnęła się. Wystarczy chwila. Tyle, ile trwa
wyznanie, że kocha Cole'a. Rex odchrząknął i powiedział:
- Annie jest potrzebna w domu.
- Tu też nie mogę się bez niej obyć - odparł Cole, całując
jej kark.
- Ktoś o nią pyta.
- Kto? - spytała, tuląc się do Cole'a.
- Twój narzeczony - odparł z wyrzutem Rex.
- To ja jestem jej narzeczonym - oznajmił Cole,
wyciskając całusa na jej policzku.
Rex splótł ramiona na piersi i zmrużył oczy.
- Ten drugi mówi to samo.
- Masz na myśli Roya? - Annie próbowała się skupić.
- Nie, zgłosił się następny konkurent. - Rex wyciągnął
rękę w stronę domu i wskazał salon widoczny przez oszklone
drzwi. - To już trzeci.
Odnalazła wzrokiem ostatniego gościa, który zjawił się na
przyjęciu i znieruchomiała. Quinn Vega w końcu ją odnalazł.
Chwiejnym krokiem weszła do salonu.
- Annie, skarbie - zawołał Quinn i podbiegł do niej
natychmiast.
Był jak zawsze wytworny i elegancki, ale brakowało mu
prostoty i naturalności Cole'a. Ze zdumieniem zastanawiała
się, dlaczego kiedyś jej się podobał. Dobrze, że odkryła, iż ten
niebezpiecznie przystojny mężczyzna ma podły charakter.
- Bałem się, że już nigdy cię nie odnajdę. - Przytulił ją
mocno, a ona wyczuła pistolet, który ukrywał w kieszeni.
Metalowa lufa wsunęła się jej pod żebra. Annie od razu
wiedziała, co chce jej dać do zrozumienia. Odetchnęła z ulgą,
gdy wypuścił ją z objęć. Cofnęła się niezdarnie i wpadła na
stojącego z tyłu Cole'a, który z wściekłością patrzył na intruza.
- Kim pan jest, do cholery?
- Nazywam się Vega. Quinn Vega. - Wyciągnął rękę. -
Jestem narzeczonym Annie.
- Bzdura! - rzucił opryskliwie Cole, nie zwracając uwagi
na podaną dłoń. - To ja jestem jej narzeczonym.
Przymknęła oczy. To jakiś koszmar! Niestety, słaba
nadzieja, że się z niego obudzi. Kiedy uniosła powieki,
zobaczyła idącego w ich stronę Roya, z butelką piwa w ręku i
głupkowatym uśmiechem na twarzy.
- Hej! Ja też jestem z nią zaręczony - powiedział, klepiąc
Quinna po ramieniu. - Warto by założyć klub, chłopcy. -
Odwrócił się do Annie. - Ilu jeszcze facetów wybrałaś sobie z
katalogu?
- Jakiego katalogu? - Quinn zmarszczył ciemne brwi.
- Mam na myśli ogłoszenia matrymonialne - wyjaśnił Roy,
pociągając spory łyk piwa. - W specjalnym dodatku do gazety
publikuje się fotki mężczyzn do wzięcia, a kobiety szukają
wśród nich odpowiedniego kandydata. Wpadłem Annie w
oko.
- Potem wybrała mnie - odparł Cole i zacisnął usta.
- Ale ja byłem pierwszy - wzruszył ramionami Quinn.
Jeden z gości zachichotał i zawołał głośno:
- Prawdziwy narzeczony - wystąp!
- Annie, myślę, że jesteś winna mojemu synowi
wyjaśnienie. Zresztą wszyscy chcielibyśmy wiedzieć, co się
tutaj dzieje. - Rex Rafferty stanął obok syna i zacisnął wargi w
cienką kreskę.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, Quinn objął ją w talii tak
mocno, że z trudem złapała dech.
- Zaraz wszystko wytłumaczę - zaczął gładko. - Annie jest
bardzo zasadnicza i dość porywcza. Strasznie się pokłóciliśmy
i dziś gotów jestem przyznać, że to była moja wina. Wtedy
byłem zbyt uparty, żeby się do tego przyznać. Annie groziła,
że zrobi jakieś głupstwo. - Zakłopotany pokręcił głową. - Nie
sądziłem jednak, że posunie się do tego, żeby szukać męża z
ogłoszenia.
- Nie ty jeden - mruknął Roy, sięgając po kolejne piwo.
- Wybaczam ci - dodał Quin, przytulając ją mocniej.
Wzdrygnęła się, czując na karku jego gorący oddech. -Wiem,
że wiele ostatnio przeszłaś. Mam na myśli wypadek oraz jego
następstwa.
- Jaki wypadek? - Cole zacisnął dłonie w pięści.
- Fotograf, z którym pracowała, został pobity, kiedy robił
zdjęcia w podłej dzielnicy. Tak nią to wstrząsnęło, że uciekła
z miasta. Nie zwierzyła się nikomu, nawet mnie. Facet nazywa
się Costello, Jared Costello. Ma się już lepiej. - Quinn Vega w
zadumie pokiwał głową. - Dostał nauczkę, żeby nie pchał się
tam, gdzie go nie chcą.
Annie daremnie próbowała wysunąć się z objęć Quinna.
- Tak się cieszę, że cię w końcu odnalazłem. Przyrzekam,
kochanie, że wszystko między nami ułoży się teraz zupełnie
inaczej. - Powiedział to z takim sarkazmem, że Annie poczuła
dreszcz przerażenia; Quinn postanowił ukarać ją za zdradę.
- Chwileczkę - rzucił Cole. - Co będzie z nami, Annie?
Wstrzymała oddech i wbiła paznokcie w dłonie.
Najchętniej rzuciłaby się w jego ramiona i wyznała mu
miłość. Tak, żeby wszyscy usłyszeli, że go kocha. I nagle
uświadomiła sobie, co by wówczas zrobił Quinn. Przymknęła
oczy. Cole nie wiedział, że to wyjątkowo niebezpieczny
człowiek. Nie zdążyła mu tego powiedzieć! Dlaczego tak
długo zwlekała?!
Pistolet ukryty w kieszeni nie był teatralnym rekwizytem.
Quinn Vega używał go chętnie i często. Wystraszona nie
śmiała nawet oddychać, ale szybko wzięła się w garść. Podjęła
decyzję. Złamie Cole'owi serce, ale ocali mu życie.
- Przyniosłam koreczki serowe! - zawołała Lenore,
wchodząc do salonu z tacą pełną małych przekąsek. Na widok
niewielkiej grupki stojącej pośrodku salonu dodała: -Dobry
Boże! Kolejny gość!
- Powiedz raczej: kolejny narzeczony Annie - wymamrotał
Rex z poczerwieniałą ze złości twarzą.
Lenore odstawiła tacę i podeszła do syna.
- Z tego wynika, że ta dziewczyna nie jest odpowiednim
materiałem na żonę. Na moich warsztatach podobną sytuację
nazywamy  znakiem".
Annie zerknęła na Cole'a stojącego nieruchomo między [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •