[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się i znajdziesz sobie jakąś sympatyczną dziewczynę pasującą do ciebie.
Padway westchnął przekonywająco.
- Ciężko będzie zapomnieć, kochanie. Ale jeśli o to prosisz, to się postaram. Już dobrze,
dobrze, tylko nie płacz. Co sobie Urias pomyśli? Przecież chcesz jego szczęścia. O, tak dobrze.
Rozsądna dziewczynka.
Wesele odbywało się z przepychem niemal barbarzyńskim. Martin odkrył w sobie
niespodziewanie zamiłowanie do reżyserii. Wprowadził do uroczystości scenę, którą widział na
fotografiach ślubów w Akademii Wojskowej Stanów Zjednoczonych. Państwo młodzi przeszli pod
podwójnym szpalerem wzniesionych mieczy trzymanych przez przyjaciół Uriasa. Padway
wyglądał tak dostojnie, jak tylko umiarkowany wzrost i wielki nos mu na to pozwalały. Z trudem
powstrzymywał się od śmiechu. W pewnym momencie wydało mi się, że długa szata Uriasa do
złudzenia przypomina szlafrok, który niegdyś nosił, z tym że nie był on wyszywany złotą nicią w
podobizny świętych.
Gdy nowożeńcy odeszli, Padway schował się za kolumną. Jeśli Matasunta zauważyła go
kątem oka, pomyślała pewnie, że skrył się, by uronić ostatnią łzę. Tak naprawdę pozwolił sobie na
westchnienie ulgi.
Gdy wrócił na miejsce, usłyszał rozmowę kilku Gotów stojących nie opodal.
- Będzie z niego dobry król, co, Albercie?
- Może i będzie, ale boję się, że dostanie się pod wpływ tego całego Martinusa. Nie mam nic
szczególnego przeciwko Tajemniczemu Martinusowi, ale wiesz, jak to jest.
- Ja, ja. No cóż, zawsze można będzie zagrać w orła i reszkę, żeby się zdecydować, kogo
wybrać.
Martin miał wszelkie powody, by uzależnić Uriasa od swoich wpływów. Wydawało się to
możliwe: Got nie cierpiał pracy biurowej. Był dobrym żołnierzem i nie odrzucał nowych
pomysłów. Gdyby coś miało się przytrafić temu królowi, długo by trzeba szukać innego, równie
dobrego.
Padway rozesłał telegraficznie wiadomość o zbliżających się wyborach. Tym samym
zaoszczędził tydzień, który byłby potrzebny posłańcom do przewędrowania Italii wzdłuż i wszerz,
a zarazem przekonał niektórych Gotów do swego wynalazku.
Rozkazał telegraficznie wyższym dowódcom wojskowym pozostać na stanowiskach. Urias
uwierzył, że to ze względów strategicznych. Tak naprawdę chodziło o zatrzymanie Thiudegiskela
w Kalabrii na czas elekcji. Znając Uriasa, który mógł dostać napadu rycerskości, Padway nie
ośmielił się wyjawić mu prawdziwych powodów. Generał, jako wyższy rangą, mógł odwołać jego
rozkaz.
Goci nigdy przedtem nie widzieli wyborów prowadzonych według dobrych, starych zasad
amerykańskich. Teraz mieli okazję. Elektorzy, którzy przybyli do Florencji, zastali miasto
obwieszone transparentami i plakatami:
GAOSUJCIE NA WYBRACCA LUDU URIASA!!!
Niższe podatki, więcej robót publicznych!
Ubezpieczenia dla ludzi w podeszłym wieku!
Sprawny rząd!
I tak dalej. Wpadli prosto w ręce agitatorów, którzy brali ich na hol i pokazywali miasto, choć
niewiele było wtedy do pokazywania we Florencji, i w ogóle głaskali ich pod włos.
Na trzy dni przed wyborami Padway urządził piknik, który wepchnął go w długi po uszy. No,
niezupełnie jego - w długi wpadł biedaczyna Urias. Martin był zbyt roztropny, by zadłużyć się
powyżej granicy wypłacalności.
Trzymał się skromnie na uboczu, gdy Urias wygłaszał mowę. Pózniej wysłuchiwał
komentarzy, że nikt nie spodziewał się po Uriasie takiego dobrego przemówienia. Uśmiechał się w
duchu. Sam napisał tekst i spędził nad nim z kandydatem do korony siedem długich wieczorów.
Osobiście sądził, że wykonanie szwankowało, ale jeśli wyborcy nie mieli tego za złe, dlaczego on
nie miałby podzielać ich zdania.
Potem z Uriasem odprężyli się nad butelką brandy. Padway powiedział, że elekcja to frajer,
no i musiał tłumaczyć, co to znaczy. Z dwóch przeciwników jeden wycofał się, a drugi, Harjis, syn
Austrowalda, był starszym człowiekiem o bardzo odległych powiązaniach z Amalingami.
Wtedy nadbiegł bez tchu jeden z agitatorów.
- Przyjechał Thiudegiskel! - Wyglądało na to, że ludzie nabrali zwyczaju odwiedzania
Padwaya z przyspieszonym oddechem.
Martin nie tracił czasu. Odnalazł kwaterę przeciwnika, zebrał paru gockich żołnierzy i
wyruszył, by aresztować młodziana. Thiudegiskel ze swą bandą zajął jedną z lepszych gospód w
mieście, wyrzuciwszy poprzednich gości z bagażami na ulicę.
Ferajna obżerała się na oczach wszystkich. Nie zdążyli jeszcze zmienić podróżnych strojów.
Wyglądali na zmęczonych, ale gotowych do akcji. Padway wkroczył. Thiudegiskel podniósł głowę
i popatrzył.
- To znowu ty. Czego chcesz? Martin oznajmił:
- Mam nakaz aresztowania cię pod zarzutem niesubordynacji i dezercji. Podpisał go Urias...
- Ja, ja - przerwał Królewski syn. - Dobrze wiem, o co chodzi, mój drogi. Pewnie myślałeś, że
będę z dala od Florencji, żebyś przeprowadził wybory beze mnie? Nie jestem taki, Martinusie.
Jestem tu, jestem kandydatem i przypomnę sobie wszystko, co teraz zrobisz, gdy będę królem. Co
jak co, ale mam piekielnie dobrą pamięć.
Padway odwrócił się do żołnierzy.
- Aresztujcie go!
Rozległo się gwałtowne skrzypienie krzeseł, gdy banda wstała jak jeden mąż i jak jeden mąż
chwyciła za rękojeści mieczy.
- No, co?! - niecierpliwił się Padway patrząc na swoich ludzi. Starszy rangą, coś jakby
sierżant, odchrząknął:
- Cóż, panie, wiemy, że jesteś naszym zwierzchnikiem, no i tego... ale te wybory nie są takie
pewne, no i tego... Nie wiemy, kto nam będzie rozkazywał za parę dni. Przypuśćmy, że
aresztujemy tego młodzieńca, a on zostanie królem. Kiepska sprawa będzie z nami, co, panie?
- O, wy... - wściekał się Padway, ale uzyskał tyle, że żołnierze zaczęli wymykać się za drzwi.
Młody gocki szlachcic imieniem Willimer szeptał do Thiudegiskela, bawiąc się mieczem.
Thiudegiskel potrząsnął głową i zwrócił się do Padwaya:
- Zdaje się, że mój przyjaciel nie lubi cię, Martinusie. Przysięga, że złoży ci wizytę, gdy tylko
wybory się skończą. Dla własnego dobra lepiej wybierz się na małą wycieczkę poza Italię. Prawdę
powiedziawszy, wszystko, co mogę zrobić, to powstrzymać go od złożenia ci wizyty już teraz.
Większość żołnierzy zdążyła wyjść. Padway zdał sobie sprawę, że powinien pójść w ich
ślady, jeśli nie chce, żeby te szlachetne rzezimieszki zrobiły z niego hamburgera.
Zgromadził tyle godności, na ile go było teraz stać.
- Znasz prawo przeciw pojedynkom?
Thiudegiskel odparł z dobroduszną arogancją:
- Pewnie, że znam, ale pamiętaj, że to właśnie ja będę przestrzegał poszanowania praw.
Ostrzegam cię, Martinusie. Co, jak co...
Padway nie czekał na dalsze wynurzenia Thiudegiskela na temat własnej osoby. Wyszedł
wściekły i upokorzony. Gdy już skończył kląć własną głupotę i pomyślał o zgromadzeniu greckich
żołnierzy, nielicznych, którzy nie byli na północy z Belizariuszem, by spróbować jeszcze raz, było
już za pózno. Thiudegiskel zebrał tłum zwolenników wokół gospody. Trzeba by wydać bitwę, by
ich usunąć. %7łołnierze byli zresztą dalecy od entuzjazmu na myśl o bijatyce, a Urias mamrotał coś o
honorowym wyjściu z sytuacji poprzez danie szansy królewskiemu synowi.
Następnego dnia przybył Thomasus Syryjczyk. Oczywiście z zadyszką.
- Jak się masz, Martinusie? Nie chciałem przepuścić całej zabawy, więc przyjechałem z
Rzymu. Przywiozłem z sobą rodzinę.
To miało swoją wagę. Rodzina Syryjczyka składała się nie tylko z żony i czworga dzieci, ale
i ze starego wuja, siostrzeńca, dwóch siostrzenic i czarnego niewolnika Ajaxa oraz jego żony i
dzieci.
- Dziękuję, mam się świetnie albo raczej będę miał się świetnie, gdy się trochę prześpię. A co
u ciebie? - Dziękuję, doskonale. Interesy dla odmiany idą dobrze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •  
     
    u+genji+monogatari+the+romance.php">Murasaki Shikibu Genji Monogatari (The Romance of Genji) (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwia-pl.keep.pl
  •