[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wokół niego młyn. Ponieważ Luke nie ma kasku, łatwo
zauważyć, że trudno mu skoncentrować wzrok.
Ciemne, wijące się włosy mierzwi podmuch wiatru.
Gracze odstępują od niego i odchodzą na bok, podchodzi
sędzia i wyjmuje piłkę z jego rąk, ale on stoi bez ruchu.
- Jest nieprzytomny - powiedział He's Dead",
przekrzykując salwy śmiechu. - Widzieliście kiedyś gościa,
któremu pokazały się gwiazdki? Ten facet jest zupełnie
nieprzytomny.
Kamera pokazuje, jak zawodnik, prawdopodobnie He's
Dead", podchodzi do Luke'a i macha mu ręką przed oczyma.
Ale to pozostaje bez odpowiedzi. Hałastra na sali umiera ze
śmiechu. Grace jest wprost oszołomiona. Jak kogoś może
bawić takie okrucieństwo!
Poczuła się wyobcowana, pomimo mocnego ramienia
mężczyzny pewnie obejmującego ją w talii. Zrozumiała, że
jest obcą, jedyną osobą, która nie pojmuje i nie chce pojąć
powodu rozbawienia reszty.
Nawet Luke miał dobry humor.
Grace zrobiło się niedobrze.
Wreszcie kamera przestała dręczyć Luke'a i przesunęła się
na innego gracza, Blood" Mitchela. I temu nie oszczędzono
wstydu, kumple bezlitośnie wyśmiewali wszystkie potknięcia i
zabawne błędy.
Przyjęcie przeistoczyło się w krwawe igrzyska.
Wznoszono okrzyki radości przy każdym silniejszym
uderzeniu i ciaśniejszym starciu.
Wszystko to szokowało Grace, nigdy bowiem nie
wyobrażała sobie, że można być do tego stopnia
zafascynowanym przemocą.
Nagle zapalono światła i Gizmo wstał, by przemówić.
Ktoś siedzący w pobliżu ekranu, krzyknął:
- Daj se z tym spokój, Montgomery!
Tłum podchwycił wołanie. Powietrze przeciął piwny
pocisk, a Gizmo nie uchylił się w odpowiedniej chwili. Płyn
zalał mu koszulę. Zareagował natychmiast, rzucając swoją
puszkę w stronę atakującego. Zaczęła się bitwa. Piwo wprost
śmigało w powietrzu, bryzgając na każdego.
Luke jęknął z udaną rozpaczą:
- O, nie. - Zaczął torować drogę, delikatnie popychając
Grace ku drzwiom. Zachichotał, oglądając się jeszcze przez
ramię i oznajmił: - Nie, nie będziesz tego oglądała. Nikt nie
jest bezpieczny, kiedy oni zaczynają tę zabawę.
Nagle straciła całą odwagę, ale nie była pewna, z jakiego
powodu. Wszystko, co tam widziała, było okrutne i
fascynujące jak walki dzikich zwierząt.
- Chodz no tu, Laser, no chodz, uderz mnie!
Prosto znikąd zaświstała kolejna puszka, otarła się o ucho
Luke'a i z impetem eksplodowała na ścianie. Na szczęście w
porę odskoczył. Powietrze przeniknął okrzyk rozkoszy i
deszcz puszek uderzył w pobliski mur. Kobieta krzyknęła,
lecz wszyscy tylko się zaśmiali. I wtedy właśnie pojedynczy
piwny pocisk uderzył w Grace. Ponieważ bez zastanowienia
wyciągnęła ręce przed siebie, by osłabić cios, płyn rozprysnął
się we wszystkie strony, przede wszystkim zaś na sukienkę
Grace.
- Trafiony! - ktoś wrzasnął.
- Szybko - przynaglił Luke, śmiejąc się wraz z innymi. -
Szybko, bo zaraz będziemy tu pływać!...
Odwróciła się w kierunku wyjścia, ale jeszcze w ostatniej
chwili puszka piwa zakreśliła w powietrzu łuk i uderzyła
Grace prosto w mostek.
- Trafiony! - Luke zawołał wraz z innymi, skręcając się
wprost ze śmiechu.
Wśród całej tej wesołości Grace wolno obróciła się w jego
stronę, groznie spoglądając.
- To tylko zabawa - rzekł, unosząc w górę ręce w geście
poddania się. - Nie bierz tego poważnie, przecież to tylko taka
gra...
Lecz Grace po prostu dygotała z niepohamowanego
gniewu.
- Jak możesz?!? Co ty sobie myślisz, że kim jestem!?! Za
dużo sobie pozwalasz! Wszyscy jesteście stuknięci!
- Nie, nie jesteśmy. - Jego oczy rozjaśniły się od
wesołości, a może po prostu dlatego, że za dużo wypił.
Przytulił ją do siebie mocniej. - Czy nie możesz pojąć, że to
tylko zabawa?
- Mnie akurat to nie bawi! - krzyknęła Grace, uwalniając
się z uścisku. Przecisnęła się przez tłum i wypadła zdyszana
na chłodną klatkę schodową, oświetloną przez pojedynczą
żarówkę.
Nie była jednak sama. Luke pojawił się o krok z tyłu,
głośno stąpając po schodach.
- Hej! - zawołał. - Hej, Księżniczko, zaczekaj chwilę!...
Ona szła jednak dalej przed siebie z twarzą pobladłą od
gniewu.
- Nie zostanę tu ani chwili dłużej. To miejsce jest
straszne, tak samo jak ci ludzie. Boję się ich!
Luke zatrzymał się o trzy kroki za nią, oparł się o poręcz i
pokręcił głową ze zdziwienia.
- Przecież nikt nie chce cię skrzywdzić, to tylko piwo.
Zobacz, nie ma nawet plamy. A za to ile dobrej zabawy...
- Może dla dzikich bestii - odcięła się. - Bo nie dla
cywilizowanego człowieka. No cóż, brak mi nawet słów na
określenie tego, co zobaczyłam tutaj.
Drzwi na klatkę schodową otworzyły się ponownie i stanął
w nich He's Dead Jim McCoy". Uśmiechał się, zerkając na
skłóconą parę. Skrzyżował ramiona.
- Co jest, Laser? Pozwalasz swojej panience okręcić się
wokół palca?
Luke nie odpowiedział. W milczeniu spoglądał badawczo
na Grace pociemniałymi nagle oczyma. Już się nie uśmiechał.
Kobieta odpowiedziała równie gniewnym spojrzeniem i z
godnością oznajmiła:
- Jestem gotowa do wyjścia.
- Do wyjścia? - zdziwił się He's Dead". - Nie możesz
teraz wyjść, impreza dopiero się zaczęła.
Luke wciąż milczał.
Grace oblała się rumieńcem. Ostatnia rzecz, jaką
dżentelmen mógł zrobić kobiecie w takiej sytuacji, to
przemówić. Ale tym razem milczenie Luke'a jeszcze bardziej
zirytowało Grace. Jak kiedykolwiek mógł się wydawać jej
bliski i pociągający? Zażądała więc ostrym tonem:
- Odwiez mnie, proszę, do hotelu, z łaski swojej...
,,He's Dead" zarechotał i powtórzył za nią piskliwym
głosem, przedrzezniając:
- Wez mnie do hotelu, kochanie. - Po czym dodał już
normalnym tonem: - No dobra, Laser, dosyć już pogaduszek,
chyba że chcesz nas zostawić?
- Nie - Luke wymamrotał przez zęby, niebezpiecznie
spokojnie.
- Chcę stąd iść - Grace powtórzyła, unosząc głos.
- Więc zamówię ci taksówkę...
Grace nigdy nie była tak wściekła jak w tamtej chwili.
Rozdział X
Następnego poranka Grace była umówiona na dziesiątą w
stacji telewizyjnej Detroit. O siódmej trzydzieści zadzwonił
budzik. Luke'a nie było obok w łóżku. Prawdę mówiąc, nie
słyszała jego powrotu z przyjęcia. Zirytowana i rozgoryczona
wzięła bardzo gorący prysznic, szybko się ubrała i spakowała.
Z płaszczem i neseserem w ręce otworzyła drzwi sypialni.
Widok, który ją powitał, nie należał do
najprzyjemniejszych. Choć bowiem Luke wrócił z przyjęcia,
to rozważnie nie wszedł do sypialni. Spał owinięty w koc na
podłodze ze stosem poduszek pod głową.
Stanęła nad nim i spojrzała z pogardą. Zdążyłaby kopnąć
go w żołądek i szybko wybiec na korytarz, zanim
zorientowałby się, kto go uderzył.
Nie, nie - zbeształa sama siebie. - To byłoby zejście do
jego poziomu. Zresztą, jakże niewiarygodnie niskiego
poziomu!"
Głośno zasapał i chrapnął. Przez chwilę wyglądał wprost
obrzydliwie. Miał potargane włosy, a stojąc nad nim, Grace
czuła odór dymu papierosowego i zwietrzałego piwa. Takie
rozrywki były widocznie nieodłączną częścią życia
futbolistów. I widać było, że Luke nie stronił od nich.
Zmarszczyła nos z niesmakiem. Ten facet to zwykły
prostak. Uniosła głowę, przybrała minę pełną obojętności i
przeszła nad leżącym mężczyzną, ominęła kanapę i skierowała
się do wyjścia. Chciała teraz zejść na samotne śniadanie w
hotelowej restauracji i przemyśleć wszystko spokojnie.
Przechodząc obok pustej furgonetki Luke'a, zerknęła przez
uchylone drzwi do środka i... po prostu zesztywniała.
Na podłodze leżała śliczna młoda dziewczyna. Blond
[ Pobierz całość w formacie PDF ]