[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chaniki, ze zwieruszonym mózgiem, wybitymi zêbami i oSlepiony na dobre, wali³ siê ³bem
na dó³ nie skosztowawszy miodu.
Niemniej zabawne widowisko czyni³ bartnik Smêtek zastawiaj¹c na niedxwiedzia kolebkê,
to znaczy kosz lipowy, umocowany na silnym i sprê¿ystym dr¹gu, przygiêtym tak do barci,
a¿eby kobia³ka znajdowa³a siê tu¿ przy zatworze. Niedxwiedx dolaz³szy do barci siada³
z uciech¹ w napotkanej, wygodnej kosza³ce, lecz skoro tylko zatwór odrzuci³, dr¹g si³¹ sprê-
¿ystoSci swej unosi³ go wysoko w górê i daleko od drzewa. Poniewa¿ grunt dooko³a barci
nabity by³ ko³ami zaostrzonymi, stercz¹cymi z³owrogo, niedxwiedx nie widz¹c nigdzie miej-
sca do skoku siedzia³ bezradnie, zawieszony wysoko w powietrzu, zastanawiaj¹c siê nad
³otrostwem bartniczym, a¿ go m³odzieñcy uzbrojeni w ostre dzidy wydobywali z kosza³ki.
Smêtek czyni³ to wszystko, a¿eby miêdzy starszyzn¹ i m³odzie¿¹ wytworzyæ przepaSæ, oSmie-
szyæ starych, którzy z rogaczem wychodzili starym obyczajem na Smiertelny bój z misiem -
a¿eby rozd¹æ pychê m³okosów, z³oSæ i mSciwoSæ starców, a¿eby zasiaæ burzê w rodach, która
czêstokroæ na synobójstwie lub ojcobójstwie siê koñczy³a. Sam szed³ dalej.
W wielkich lasach pod cieniem niebotycznych drzew Sni³y b³êkitne powierzchnie wód, a bez-
trwo¿ne ryby, jeszcze nie zaznawszy, co mo¿e znaczyæ z³owieszczy ponad brzegiem kszta³t
dwunoga, weso³o pl¹sa³y w toni, nim SmiercionoSne doSwiadczenie strach i pop³och przed
tym cieniem jako instynkt wrodzony potomnym przekaza³o. W strugach i potokach leSnych
26
na nieprzemierzonych niecieczach i zasi¹klach Noteci, gdzie drzewa z korzeniami wyrwane
i w poprzek strychu wodnego rzucone - stawiska wieczne i nieprzerwane stworzy³y, towarzy-
stwa bobrów budowa³y pracowicie swe wymySlne ¿eromienia. Smêtek podchodzi³, czai³ siê
i podpatrywa³ ich pracê, a¿eby je chwytaæ w ¿elaza i niewody. Nad nim zaS plamisty ostro-
widz, ryS, przytulony do konara i upodobniony do pstrej kory drzewa, czyha³ na wêdrowne
sarny i ³anie jeleni pielêgnuj¹ce swe ma³e. Ciszê g³uch¹ tych ³owów przerywa³o ciapanie
odyñców ¿r¹cych ¿o³êdzie i bukiew w oparzeliskach i gozdach.
Podczas wietrznych dni marca zjawia³ siê w postaci wêdrownego otroka na piaszczystym
miêdzymorzu, gdy ca³y lud rybacki z ¿onami, dzieæmi i niedorostkami uroczyScie wyci¹gn¹³
na str¹d z toni wielki niewód ko³owrotny. Ci¹gn¹³ i on linê zarzuciwszy szlê przez ramiê
i podnosi³ wraz z innymi okrzyk radosny, gdy dwudziestofuntowe ³ososie rzuca³y siê w ciê¿-
kim matni brzemieniu. Zajadlej ni¿ ktokolwiek dobija³ karkulicami wielkie ryby skacz¹ce po
piasku wybrze¿a. Lecz gdy prastarym obyczajem nastêpowa³ podzia³ rybitwy na par³y: rybak
doros³y - ca³y part, niewiasta dostawiaj¹ca sieci - pó³ partu, doros³y ch³opiec i doros³e dziew-
czê - æwieræ partu, a dziecina - pó³ æwierci, wdowy zaS, chorzy i starcy, którzy ¿adnego w po-
³owie nie brali udzia³u równie¿ ich czêSæ po³owu - otrok przychodni podnosi³ g³owê, wySmie-
wa³ stare, dziwaczne prawo i zwa³ je krzywd¹ têgich ch³opów, którzy ca³¹ rzecz wykonali.
Podnieca³ chciwoSæ ich, dziedziców toni na Wielkim i na Ma³ym Morzu, a¿eby dla siebie
samych ca³ki po³Ã³w zagarniali.
Czerwcowe i lipcowe noce trawi³ z rybakami na czó³nie w odleg³oSci morza dla po³owu wiel-
kich storni i mniejszych g³adys, bañtek. Zapuszcza³ wraz z innymi w³ok z matni¹ po gruncie
chodz¹c¹. Gdy ciemne ¿agle leniwie zwisa³y, a w gwiaxdzistym niebie paw³oki nieruchome
chmurek tkwi³y niezmienione jak gdyby ucieleSnienia tchnieñ górnego powiewu, mówi³ tym
zas³uchanym prostakom, ciemnym zjadaczom ryby, co ¿ycie trawi¹ na swym ja³owym, przez
burze potarganym przyl¹dku, o dalekich ziemiach, cesarstwach, ludach czarnych i ¿Ã³³tych.
Mówi³ im o straszliwych oceanach, cichych fiordach, niebotycznych górach, na których
wieczny lód le¿y i Sni¹ czaruj¹ce, modrowode jeziora - o gor¹cych pustyniach, poprzez które
brn¹ karawany dwugarbnych zwierz¹t depc¹c koSci zasypane przez piaski lataj¹ce. Mówi³ im
o prastarych, wielkich miastach, o wojskach zakutych w ¿elazo, o bitwach tak straszliwych,
i¿ rzeki krwi z nich wyp³ywaj¹ w niziny - o bogach wszechpotê¿nych i królach usi³uj¹cych
bosk¹ w³adzê pozyskaæ.
Lecz oni, poczytuj¹c te gadaniny za baSnie wymySlone przez ³gorza i ma³o sobie wa¿¹c bo-
gów albo i królów dalekich, pustynie i góry, dwugarbne zwierzêta i bitwy - pytali, co jest za
tymi oto zamglonymi cyplami, co jest tam, za ostatni¹ smug¹ ziemi, czego ju¿ w najczystszy
dzieñ jesieni oko uj¹æ nie zdo³a. Mówi³ im tedy o przecudnym ostrowisku Rany, które kredo-
wymi Scianami spada w b³êkity morza. Mówi³ im o Stopnicy kamiennej, górze podziurawio-
nej przez ptactwo, które sobie w niej gniazda wykuwa: - bia³og³owe mewy, jaskó³ki i mor-
skie wrony, normandzkie kaczki i rybne orlice. Opowiada³, i¿ tam, jak daleko wzrok zasiê-
gnie, ba³wani siê wokó³ ptactwo i wszêdy stoi w oczach ni to chmura - w uszach zaS trwa
nieustanny pokrzyk, klangor, pisk i szelest ptasi jak gdyby odg³os morskiego przyp³ywu. Tam
to, wSród rojów pierzastych, na pó³wyspie witowskim, w d¹browie Swiêtej, od wieków stoi
chram boga Swantowita, czterog³owego syna s³onecznego. Ten ci to bóg daje przepowiednie,
czy w listopadzie obfity bêdzie po³Ã³w Sledzi u brzegów, i g³osi wyrocznie, kiedy z przystani
na zbój szczêSliwy nale¿y wypadaæ.
27
Rozpowiada³, i¿ tam daleko, za tamt¹ oto mg³¹ nadwodn¹ le¿¹ miasta prastare: Stargard
w ziemi W¹grów, Weligrad i Raróg, przeSwietny Wolin pe³en Jutów, S³owian ze wschodu,
modl¹cych siê ¿arliwie i czo³em bij¹cych przed z³otolitymi ikonostasy, i rozmaitych barba-
rzyñców z po³udnia Swiata. Tam le¿¹ miasta: Dymin, Kamin, Szczecin, Ko³obrzeg... Mówi³
im, i¿ za górami, za lasami, w po³udniowej stronie urodzajnej Polan krainy, sk¹d przywo¿¹
zaw¿dy sól i chleb bia³y, stoj¹ wzd³u¿ rzeki Wis³y Swi¹tynie bogini Izydy i cerkwy bo¿yszcza
Mithry, wzniesione przez rycerzy z po³udnia przyby³ych. Naszeptywa³ im wraz, tym praco-
witym i ciemnym nêdzarzom, dobre, przyjacielskie rady, ¿eby samym te wszystkie cuda zo-
baczyæ. Gdy burza zimowa na haki ich brzegu wyrzuci korab przeje¿d¿aj¹cych barbarzyñców
- rozbitków nie ratowaæ, a jeSli wyw³Ã³czyæ na str¹d, to po to, ¿eby ich dobiæ, obedrzeæ i wraz
z ciê¿kim g³azem u szyi na niezg³êbione zepchn¹æ przepadlisko morza - samym sudno opa-
nowaæ, szaty jego potargane naprawiæ, dziury w kad³ubie za³ataæ, smo³¹ zalepiæ, orê¿ przy-
sposobiæ i na zbój morski bie¿eæ.
Gdy siê najstraszliwsza z burz zimowych rozpêta, zachodnim wichrem gnana na piaski wyso-
kie Helu, wzdête morze w prysk pójdzie, stanie siê jak ¿elazo i jak ¿elazo zbieleje - ba³wan
wielkoSci Jastrzêbiej Góry za ba³wanem pobiegnie poprzez cieSniny trójwyspu - gdy si³a niepo-
jêta ode dna wody zacznie wymiataæ, be³ty zwierzchnie ponad brzegi podnosiæ, piaski denne
wygarniaæ, skrêtem wiry zawijaæ nad niedosiêg³ymi zdradami - wtedy w³aSnie cichaczem wyje-
chaæ. P³yn¹ ze wschodu na zachód, od Nowgorodu do Stargardu i z Wolina do Gdañska kupiec-
kie okrêty pe³ne cudnych futer, srebrzystych i bia³ych, niebieskich i czarnych ko¿uchów [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •