[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uświadamiając sobie, \e kolejny deszcz przyniesie jeszcze więcej błota i
spowoduje dalsze opóznienia. Znów rozległ się grzmot, powietrze drgało jak \ywe,
wprost naładowane burza,, ale uczucia, które teraz nim targały, wydawały się
jeszcze potę\niejsze, mające moc całkowicie odmienić jego \ycie. Zmiana. Czuł
jej nieuniknioną siłę, bał się jej, nie wiedział, dokąd go zaprowadzi. Nie lubi!
zmian, ale był realist zdawał sobie sprawę, \e tak naprawdę ju\ się zaczęły. Nie
mial tylko pewności, czy dalej będzie się im opierał, czy te\ w końcu się podda.
Grube krople deszczu spadły mu na ramiona. Ruszył w stronę swoichiudzi, wołając
do nich, \e mają natychmiast zakryć metalowego potwora, zanim zacznie rdzewieć.
- Wolałbym, \eby nie zostawała tu pani sama - powiedział Aedan. - Zbiera się na
burzę. Nie tak dawno spadło kilka kropli deszczu, a te chmury wyglądają naprawdę
złowieszczo. Christina zdumiona popatrzyła w górę przez czarną koronkę spadającą
z ronda jej słomkowego kapelusza. Klęczała i z tej pozycji rosła postać Aedana
odcinała się ostrą sylwetką od ołowianego nieba, wydając się przez to jeszcze
wy\sza. Patrzył na nią gniewnie, ręce miał zaciśnięte w pięści i wyglądał na
bardzo niezadowolonego. Christina, wracając cło przerwanej pracy, przyło\yła
miarkę do fragmentu kamiennego sklepienia piwnicy. - Dzień dobry, sil-. Nie
roztopię się na deszczu - odparła sztywno. - Nie chodzi o deszcz. Grozne jest
błoto i osunięcia się skal. Zawsze kiedy pani tu przychodzi, powinien pani ktoś
towarzyszyć. Kiedy szedłem z Dundrennan, widziałem Hectora na wrzosowisku. -
Podniósł głowę, bo ziemią wstrząsnął kolejny przeciągły grzmot. - Mówił mi, \e
pani chciała, bym tu przyszedł. Pomyślałem, \e mo\e pani czegoś potrzebować,
dlatego tak się spieszyłem. Potrzebuję ciebie, pomyślała. Rzeczywiście pragnęła
go sercem i duszą, lecz nie mogła tego okazać, ledwie przed sobą się do tego
przyznawała. - Doskonale radzę sobie sama. Aedan rozejrzał się dokoła. - A gdzie
Gowanowie? - Skoro koniecznie musi pan liczyć swoich ludzi, to pan MacDonald
wybrał się na lunch do swojej matki, a Angus i je- go synowie poszli razem z
nim. Ja równie\ byłam zaproszona, pomyślałam jednak, \e skończę tę część pracy,
nim zejdę ze wzgórza. Sięgnęła po notatnik, zapisała w nim wyniki pomiarów, a
potem rozwinęła taśmę mierniczą wzdłu\ dłu\szego boku kamieńia, wyciągając się,
by dosięgnąć do jego końca. Aedan chwycił metalową końcówkę i pomógł jej wykonać
pomiar. - Burza nadciąga, mogłoby się pani przytrafić coś złego. Sześć i pół
stopy - dodał, puszczając taśmę. Christina zapisała wymiar. - Nie jestem
bezradna, sir. Potrafię w razie potrzeby znalezć schronienie. Ale poniewa\ pan
tu jest, to mo\e mnie pan ocalić, jeśli u\ywanie taśmy mierniczej oka\e się zbyt
wielkim wysiłkiem i zemdleję - burknęła, rzucając taśmę przed siebie. Aedan
prychnął tylko i pomógł jej zmierzyć kolejną krawędz kamienia. Christina zrobiła
w notatniku prędki szkic, zanotowała wymiary, ani przez moment nie tracąc
świadomości, \e Aedan stoi tu\ obok. Od czasu do czasu zerkała na niego spod
ronda kapelusza. Z jedną nogą wspartą o mur, z czarnym surdutem przerzuconym
przez ramię, wprost. promieniował niezwykłą siłą. Lekki podmuch wiatru załopotał
w podciągniętych rękawach białej koszuli i zmierzwił ciemne włosy. Aedan
sprawiał wra\enie, \e jest mu znacznej chłodniej i wygodniej ni\ Christinie.
Ona, w rękawiczkach, w kapeluszu, owinięta kilkoma warstwami spódnic, pragnęła
być choć w połowie tak nieskrępowana jak on. Z uwagi na panujący tego dnia upal,
a tak\e na charakter pracy, pod ciemną szarą spódnicą miała jedynie trzy halki,
zrezygnowała te\ z gorsetu, dzięki czemu długa wspinaczka w rejon wykopaliska
była o wiele łatwiejsza i nie wy-w woływała siódmych potów. Mimo to nawet teraz,
chocia\ rozpięła górny guzik lnianej bluzki, między piersiami spływał jej pot,
podobnie jak na plecach, pod halką i staniczkiem. Wyjęła niedu\y wachlarz, by
choć trochę schłodzić twarz i szyję, ciesząc się, \e rondo słomkowego kapelusza
rzuca cień na jej twarz. - Odrobina deszczu pozwoli nam odpocząć od tego upału -
powiedział Aedan. - Chyba jest pani gorąco, pani Blackburn? Mam przy sobie
trochę lemoniady, wprawdzie nie tak chłodnej jak rano, kiedy pani Gunn mi ją
wręczała, ale przynajmniej jest mokra. - Wyjął srebrną butelkę owiniętą skórą.
Christina z wdzięcznością napiła się słodko-cierpkiego płynu i oddała mu
butelkę. - Widzę, \e praca bardzo posunęła się naprzód od czasu, gdy byłem tu
ostatnio - stwierdził Aedan, rozglądając się dokoła. - Odkryła pani coś
szczególnego? Jakieś stosy złota, kufry pełnę srebra, coś w tym rodzaju? - W
jego głosie pobrzmiewało raczej rozbawienie ni\ sarkazm. - Odsłoniliśmy dalszą
część muru, uwa\am, \e to fundamenty staro\ytnego piktyjskiego domostwa. A ta
dziuraw Ziemi to składzik. - Stanęła i zaczęła otrzepywać ręce. Aedan zmarszczył
czoło. - Staro\ytne piktyjskie domostwo? Jest pani o tym przekonana? - Z całą
pewnością nie jest to współczesna budowla. Zciany są zaokrąglone i grube prawie
na sześć stóp. Nie jest to forteca, ale bez wątpienia dość szacowna budowla jak
Strona 71
Susan King - Zaklęte ró\e
na owe czasy. Tam jest wejście do domu, czy te\ wie\y, z zawalonym nadpro\em.
Widzi pan ten długi kamień? Aedan w milczeniu podszedł do starego muru i dotknął
go zamyślony. Christina ruszyła za nim. - Ta prostokątna nisza w ścianie to
kamienny kredens, a te trzy podłu\ne wgłębienia w murze to łó\ka. Na środku zaś
jest palenisko. Christina oprowadzała Aedana po znalezisku. - Przytulnie -
stwierdził. - A więc to mimo wszystkę nie jest czarna chata. Chyba muszę
przyznać się do klęski, pani Blackburn. - Popatrzył na nią przez ramię. - Nigdy
nie byliśmy w stanie wojny - powiedziała cicho, a on z powątpiewaniem uniósł
brew. Christina kontynuowała: - Ta budowla wykazuje pewne cechy wspólne z
siedzibą piktyjską. Mój wuj analizował staro\ytne ruiny na północy, gdy pisał
swoją Historię Szkocji Celtyckiej, a ja trochę z nim podró\owałam, by zbadać
niektóre z nich. Te tutaj są bardzo podobne do tych, które wówczas widzieliśmy.
Aedan podszedł do otworu w ziemi. - A ta dziura? - To piwnica. Podziemna komora.
.- Poszła za nim. - Odkryliśmy ją dzisiaj rano. To spi\arnia obło\ona kamieniem.
W środku jest ponad tuzin du\ych glinianych naczyń. - Rozumiem. - Przykucnął i
zajrzał w dół przez otwór. - Wie pani, co mogą Zawierać? - Ziarno.
Najprawdopodobniej owies albo jęczmień. A mo\e Oliwę lub wino. To ekscytujące
[ Pobierz całość w formacie PDF ]