[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dową rozrywką.
Dla Alexandrydziałosię coś bardzopoważnego. Wo-
lałaby, żeby jej nadzieje wtymzakresie nie okazały się
złudne.
Tymczasemzadzwonił ojciec. Jeśli zadał sobie trud
telefonowania do niej tu, do domu nieznanego sobie
człowieka, znaczyło to, że stało się coś naprawdę po-
ważnego. Wystukała numer. Odebrał osobiście ojciec.
- Tatusiu, tu Alexandra. Przepraszam, że nie od-
dzwoniłamod razu, ale wyjechałamna weekend wpo-
dróż.
- Nie szkodzi, kochanie. Martwiliśmy się o ciebie.
Nikt w pałacu królewskim nie wiedział, gdzie jesteś.
Dopiero Daniel opowiedział namo twoimupadku z ko-
nia i o tym, że mieszkasz u księcia Kinrowana. Może
powinnaś przylecieć do domu i pokazać ramię naszemu
lekarzowi?
W pewnym momencie Alexandrze wydało się, że
ktoś przesunął się za oknem. Wyjrzała, ale nie zobaczyła
nikogo. Zamarła. Czy ktoś ją obserwował, a potem
zniknął, żeby nie zostać zauważony? Phillip nie szpie-
gowałby jej. Gdyby chciał wiedzieć, o czymrozmawia-
ła, zwyczajnie spytałby o to. Nie miała wątpliwości, że
ktoś patrzył na nią przez okno.
- Tak szybko wyjechałaś... - ciągnął Grant Connel-
ly. - Wszyscy bardzo się martwiliśmy. Zastanawialiśmy
się z mamą, czy nie chciałabyś wrócić do nas i spokoj-
janessa+AScarlett
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
86
nie porozmawiać na temat tego, co się stało: dlaczego
podjęłaś taką decyzję, co chcesz robić. Amoże myślałaś
o tym, żeby wrócić do Roberta?
- Ani chwili! Przepraszam, tatusiu. Sama ciężko to
przeżyłam. Wydawało mi się, że znamRoberta, tymcza-
semtak bardzo się myliłamco do niego...
- Niewyjaśniłaś, dlaczegoodwołałaś ślub.
Rzeczywiście; Alex zostawiła tylkokartkę z krótką
informacją, że ślubu nie będzie. Mogła zniszczyć karie-
rę Roberta, mówiąc ojcu całą prawdę. WyrzuciłbyMar-
sha bez mrugnięcia okiem. Nie miała jednak zwyczaju
się mścić.
- Zdałamsobie sprawę, że praca jest dla niegoważ-
niejsza niż ja - powiedziała oględnie. Była to prawda:
Marsh chciał awansować w firmie jej ojca i było mu
wszystko jedno, jaka jest Alex - dobra, inteligentna,
ładna czybrzydka.
- Równie dobrze mama może powiedzieć, że ja je-
stempracoholikiem- zauważył delikatnie Grant. - Je-
śli ludzie się nawzajemkochają, znajdują jakoś sposób
na...
- Ale, tato, to nie tak. Po prostu... ja nie kocham
Roberta. Chyba nigdy go nie kochałam.
- Rozumiem. Hmm... Nie będę cię o to wypytywał.
Słyszę, że jesteś wtej sprawie zdecydowana, przynaj-
mniej wtej chwili. Wiedz, kochanie, że chcemy, żebyś
robiła to, co tylko postanowisz.
Alex uśmiechnęła się.
janessa+AScarlett
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
87
- Dziękuję, tato. Na razie dowiaduję się wiele o so-
bie. I cieszymnie to.
- Todobrze. Wiesz, dzwonię zjeszczejednegopo-
wodu. Musimy wszyscy bardzo na siebie uważać. Po
zamachu na twojego brata... Nie wolno namani na
chwilę uśpić czujności, dopóki nie znajdziemy osoby,
która chciała go zamordować, i nie dowiemysię dla-
czego.
- Czycoś się stało?... Jesteściewszyscyzdrowi?
- Tak... - odparł Grant Connellygłosemzdradzają-
cymniepokój i zmęczenie. - Ale dzieją się tu dziwne
rzeczy i chciałbymci o nich powiedzieć, na wszelki
wypadek.
- Powiedz, proszę. Zaczynampodejrzewać, że ktoś
mnie obserwuje, tu, wAltarii!
- Skoro tak, nigdy nie przebywaj sama! Zawsze
bądz zkimś, kogoznaszi komuufasz. Czymożnapo-
legać na tymKinrowanie, u którego mieszkasz? Znasz
go na tyle, żeby mieć pewność, iż nie jest dla ciebie
niebezpieczny?
- Na pewno nie zrobiłbymi krzywdy, tato. - Ale-
xandra zastanowiła, się, czy to prawda. Może tylko
chciała wto wierzyć?
- Todobrze- mruknął Grant. - Byłbymjednakspo-
kojniejszy, gdybyś przebywała w zamku królewskim,
gdziejest odpowiedniaochrona. Daniel takżesię ocie-
biemartwi, wiesz?Obawiasię, żebyś pozerwaniuzRo-
bertemnie zrobiła czegoś głupiego.
janessa+AScarlett
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
88
- Wpadnę do niego i porozmawiam.
- Wporządku. Słuchaj, czypamiętasz moją asystent-
kę, Charlotte?
- Oczywiście.
- Ostatnio Charlotte dziwnie się zachowuje. Nabie-
rampodejrzeń, że knuje coś złego. Być może chce wy-
rządzić szkodę naszej firmie - albo krzywdę komuś
z naszej rodziny. PoleciłemStarvingowi i Reynoldsowi
- naszymdetektywom- śledzić ją. Nie wyobrażasz so-
bie, jak się niepokoję. Zawsze myślałem, że Charlotte
to oddana pracownica, ale teraz - nie wiem. Każdy
przeciek na temat przebiegu śledztwa byłby dla nas
bardzo niedobry.
- Zdaję sobie sprawę, tatusiu. Myślę, żenawet Char-
lotte zrozumiałaby, dlaczego ją śledzicie. Wtakich oko-
licznościach! Musimy uważać...
Alexandra zerknęła na okno, ale nikogo nie zobaczy-
ła. Przeleciała jej przez głowę myśl na temat Phillipa.
Nie skrzywdzi jej fizycznie - ale emocjonalnie?... Czy
może ofiarować mu serce?
janessa+AScarlett
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
89
ROZDZIAA SIDMY
Następnego ranka Phillip spacerował. Kochali się
wnocyz Alex, powoli, wydłużając rozkosz. Apotem
spali razem, objęci. Kucharka przyniosła rano Kinrowa-
nowi dwiekawy, odgadując, żerelacjaksięcia i Alexan-
dryzmieniła się.
Byli zesobą. Phillipcieszył się ztegopowodu. Prze-
rażały go kobiety, które patrzyły łakomymokiemna
posiadane przez niego dobra materialne. Z Alex było
inaczej. Tak łatwo dawał się wprzeszłości oszukiwać
kobietom, a zwłaszcza żonie. Pomyślał o tymteraz
zgoryczą i zdziwiłogoto. Przecież Alexandrabyławo-
bec niego uczciwa. Może, nauczony doświadczeniem,
stał się zbyt podejrzliwy?
Zajrzał do biblioteki. Alex siedziała tam, na kana-
pie, i czytała. Spojrzał na nią. Jak to dobrze, że była
otwartą, prostą dziewczyną, nie stawiającą wygóro-
wanych wymagań, pracowitą, kochającą konie, któ-
rymi się zajmowała. Uczciwą. Dobrą. Nic mu z jej
stronynie groziło.
Zamknął drzwi, aby jej nie przeszkadzać, i zajął się
janessa+AScarlett
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
90
pocztą. Między innymi był zaproszony do zamku kró-
la na przyjęcie. Miało się odbyć za dwa tygodnie.
Pojedzie, oczywiście, z Alexandrą - jeśli ona będzie
jeszcze wAltarii. Jego prawnik dzwonił dwukrotnie
wjakiejś ważnej sprawie. Prosił jak najszybciej o te-
lefon.
- Phillipie?- NadeszłaAlexandra.
- Dzień dobry, porazdrugi! - Pocałował ją wpoli-
czek. Miała zafrasowaną minę. - Czy coś się stało?
- spytał. - Ramię cię boli?
- Nie. - Alexobejrzałasię zasiebie. - Wczoraj wie-
czorem, kiedy dzwoniłamdo domu... To pewnie nic
ważnego, ale - czy na dworze ktoś pracował? Koło
pałacu albo trochę dalej.
Pokręcił głową.
- Byłojuż ciemno. Dlaczegopytasz?
- Sama nie wiem. Od chwili kiedywróciliśmy, mam
wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Kiedyrozmawiałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •