[ Pobierz całość w formacie PDF ]
radość. Nie zostawiła mu na nic czasu. Podeszła, ujęła jego dłoń, podniosła ją sobie do
twarzy, musnęła wargami, po czym, ściskając mocno, położyła na dłoniach stojącej obok
dziewczyny i chwilę przytrzymała, by nie mógł jej cofnąć. W końcu oderwała swoją rękę,
zrobiÅ‚a dwa kroki do tyÅ‚u, wzięła latarniÄ™, spojrzaÅ‚a na chwilÄ™ w oczy Hervé Joncoura i
wybiegła. Latarnia była pomarańczowa. Uciekające światełko, które zniknęło w nocy.
35
Hervé Joncour nie widziaÅ‚ nigdy tej dziewczyny ani też, prawdÄ™ mówiÄ…c, nie miaÅ‚ jej
zobaczyć tej nocy. W ciemnym pokoju czuł piękno jej ciała, poznał jej dłonie i usta. Kochał
się z nią przez długie godziny, wykonując gesty, których nigdy nie czynił, ucząc się
powolności, której nie znał. W ciemności drobnostką było kochać się z nią, ale nie ją kochać.
Tuż przed świtem dziewczyna wstała, włożyła białe kimono i wyszła.
36
Rano Hervé Joncour zobaczyÅ‚, że przed domem czeka na niego jeden z ludzi Hara Keia.
Miał przy sobie piętnaście płatków kory morwy pokrytych całkowicie maleńkimi jajeczkami
w kolorze koÅ›ci sÅ‚oniowej. Hervé Joncour obejrzaÅ‚ każdy pÅ‚atek po kolei, uważnie, potem
dogadał się co do ceny i zapłacił złotymi krążkami. Zanim człowiek odszedł, dał mu do
zrozumienia, że chciałby się widzieć z Hara Keiem. Mężczyzna potrząsnął głową. Z jego
gestów Hervé Joncour zrozumiaÅ‚, że Hara Kei odjechaÅ‚ wczeÅ›nie rano ze swoim dworem i że
nikt nie wie, kiedy wróci.
Hervé Joncour pobiegÅ‚ przez miasteczko do domu Hara Keia. ZnalazÅ‚ tylko sÅ‚użących,
którzy na każde pytanie odpowiadali potrząsaniem głowy. Dom wydawał się pusty. I chociaż
szukał wszędzie, w najdrobniejszych nawet przedmiotach, czegoś, co przypominałoby
zostawioną mu wiadomość, nie znalazł nic. Opuścił dom i, wracając do miasteczka, przeszedł
przed ogromną wolierą. Drzwi znowu były pozamykane. Wewnątrz setki ptaków latały z dala
od nieba.
37
Hervé Joncour przez dwa dni jeszcze czekaÅ‚ na jakiÅ› znak. Potem odjechaÅ‚.
Nagle, o pół godziny drogi od miasteczka, gdy jechał skrajem lasu, dobiegł go dziwny,
srebrzysty zgiełk. Ukryte wśród liści majaczyły tysiące ciemnych plam stada ptaków, które
przysiadÅ‚y, by wypocząć. Nie tÅ‚umaczÄ…c nic dwóm towarzyszÄ…cym mu mężczyznom, Hervé
Joncour zatrzymał konia, wyciągnął zza pasa rewolwer i oddał sześć strzałów w powietrze.
Przerażone stado poderwało się do góry, niby chmura dymu znad płonącego domu. Była tak
wielka, że mógłbyś ją dostrzec o wiele dni drogi stamtąd. Ciemna na tle nieba, krążyła bez
celu, kierowana jedynie własnym strachem.
38
Sześć dni pózniej, w Takaoka, Hervé Joncour wsiadÅ‚ na statek holenderskich
przemytników, który dowiózł go do Sabirka. Stąd, posuwając się wzdłuż chińskiej granicy,
dotarł nad jezioro Bajkał, przebył cztery tysiące kilometrów ziemi syberyjskiej, minął Ural,
przybył do Kijowa i przejechał pociągiem przez całą Europę, ze wschodu na zachód, by
wreszcie, po trzech miesiącach podróży, znalezć się we Francji. W pierwszą niedzielę
kwietnia w samą porę, by zdążyć na sumę stanął u bram Lavilledieu. Kazał zatrzymać
karetę i przez parę minut siedział nieruchomo za zaciągniętymi firankami. Po czym wysiadł i
dalej szedł pieszo, krok za krokiem, czując bezkresne zmęczenie.
Baldabiou zapytał go, czy widział wojnę.
Nie tę, której się spodziewałem odparł.
W nocy wszedÅ‚ do łóżka Hélène i kochaÅ‚ jÄ… tak zachÅ‚annie, że aż siÄ™ przestraszyÅ‚a i nie
mogła powstrzymać łez. Gdy to spostrzegł, próbowała się uśmiechnąć.
To dlatego, że jestem taka szczęśliwa powiedziała cicho.
39
Hervé Joncour przekazaÅ‚ jajeczka hodowcom jedwabników z Lavilledieu. Potem przez
całe dni nie pokazywał się w mieście, zaniedbując nawet tradycyjną, codzienną wyprawę do
Verduna. W pierwszych dniach maja, ku ogólnemu zdumieniu, kupił opuszczony dom Jeana
Berbecka, tego, który pewnego dnia przestał mówić i nie odezwał się już aż do śmierci.
Wszyscy sądzili, że zamyśla urządzić tam sobie nowe laboratorium. Ale on nie zaczął nawet
usuwać sprzętów. Chodził tam od czasu do czasu i siedział samotnie, nie wiadomo po co.
Pewnego dnia zabrał ze sobą Baldabiou.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]