[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stanęli przestraszeni.
Nareszcie was przyłapałem! rzekł z uśmiechem. Nie wiesz drabie, że to
księżniczka
Olsunna, a zarazem hrabianka de Rodriganda?
Wiem odparł zawstydzony Robert.
A ty, kim ty jesteś?
Oficerem.
Hm, to wszystko.
Panie kapitanie.
Czego? spytał zdziwiony tonem ostatnich słów.
Nie pozwolę, by mnie pan obrażał przy damie.
Już dobrze odparł kapitan. Przyszedłem ci tylko powiedzieć, że Amerykanin
odjeżdża.
Do Berlina?
Najpierw jedzie do mnie, bo tam została jego stara flinta. Prawdziwy okaz! Trafić z
takiej
starej, połatanej strzelby to wielka sztuka.
Więc z więzienia nic nie będzie?
Myślę, że nie. Ten drab jest zbyt ordynarny, a ja lubię zadawać się tylko z
uprzejmymi
ludzmi.
Na twarzy dziewczyny pojawił się lekki uśmiech.
Czego się śmiejesz, może nie mówię prawdy? spytał groznie kapitan.
Ależ wierzę, kochany ojcze chrzestny.
Nie radzę się ze mnie naśmiewać. Może pójdziesz teraz ze mną?
Z wielką chęcią. Do widzenia, Robercie!
Na schodach kapitan zwrócił się do Różyczki.
Czy ty może myślisz, że Robert to stosowna partia dla ciebie?
Zarumieniła się, ale dość śmiało odpowiedziała:
Tak, jak najbardziej.
Niech to piorun trzaśnie. Ja go wprawdzie bardzo kocham, ale jest tylko chłopskim
synem,
synem sternika, a ty...
A ja jego narzeczoną.
A mama o tym wie? spytał zirytowany.
Nie.
Masz babo placek, niech mnie piorun trzaśnie, jeżeli...
Złapała go za rękę i dodała słodkim głosikiem:
Nie gniewaj się kochany kapitanie, czy my jesteśmy temu winni, że się kochamy.
Mam i
tatko na pewno się zgodzą, jestem o tym przekonana, więc ty nie przeszkadzaj nam
w szczęściu.
Po tych słowach pocałowała starego w policzek i szybko zbiegła ze schodów.
Czarownica! zamruczał. A to paradne. Przytulali się do siebie jak jakieś
cielaczki, a
ona pocierała swym delikatnym noskiem o jego wąsiska jak o jedwab. Jeżeli jej to
sprawia
taką radość, to pożyczę jej swojego pędzla do golenia, ale Roberta niech zostawi ją
w spokoju.
Inną żonę dla niego zaplanowałem. Niech się wyda za jakiegoś księcia, ale mojemu
malcowi
niech w głowie nie zawraca.
97
DZIWADAO
W godzinę pózniej maszerował Sępi Dziób ulicami pobliskiego miasteczka. Stanął się
przed
jakimś sklepem i uważnie czytał napis.
Levi Hirsch skład odzieży
Nie namyślając się długo wszedł do środka.
Właściciel obrzucił go badawczym spojrzeniem i spytał:
Czego łaskawy pan sobie życzy?
Ubrania.
Ubrania, całego?
Tak.
Ale to będzie bardzo dużo kosztowało?
To mało istotne. Macie jakieś porządne, niepodarte ubranie?
Oczywiście! Ja mam wszystko.
To proszę mi pokazać.
Ale czy ma pan na tyle pieniędzy?
Aotrze! Pokazujesz, czy nie? O mój worek z pieniędzmi nie potrzebujesz się
martwić. Dawaj
tu te szmaty!
Po długich próbach i wybieraniu, kupił wreszcie długi frak, stare skórzane spodnie,
lakierki,
cylinder i ogromną trąbę, uważał bowiem, że skoro nikt nie powinien domyślać się w
nim
Meksykanina, to najlepiej zrobi, gdy będzie udawał muzykanta.
Nie uszedł jednak daleko, gdyż cała uliczna dzieciarnia, zaczęła za nim biec i
naśmiewać się
z tej dziwacznej figury. Sępi Dziób wywołał ogromne zbiegowisko.
Do pioruna! zamruczał zadowolony To ubranie musi być całkiem szykowne,
widać, że
się podoba. Niedługo cała młodzież będzie mi asystowała. Z pełną pompą i honorami
zostanę
odprowadzony na stację kolejową.
Coraz więcej ludzi gromadziło się wkoło niego tak, że wkrótce podszedł i policjant, a
gdy
zobaczył przed sobą cudaczną postać zapytał:
Kim pan jesteś?
Sępi Dziób przystanął i zamiast odpowiedzi splunął mu pod nogi.
Co? Odważa się pluć? zawołał rozzłoszczony policjant. Ja go aresztuję.
Nie mam czasu, muszę odjechać następnym pociągiem, inaczej z chęcią bym
został i pobawiłbym
się z nim trochę odrzekł traper ze śmiechem.
Ja nie pytam, czy ma czas czy nie, musi ze mną pójść, ja go aresztuję!
W takim razie muszę iść, ale zwracam uwagę, że odpowie za to.
Poszedł za policjantem aż na sam posterunek. W poczekalni zaczął się tak głośno
kłócić, że
nawet komisarz wyjrzał ze swego pokoju wołając:
Co to za krzyki. Wypraszam sobie takich wrzasków!
Policjant zasalutował mówiąc:
Złapałem tego oto i zaaresztowałem, domaga się natychmiastowego
przesłuchania, dlatego
robi taki hałas.
Komisarz spojrzał uważnie na trapera.
Do diabła, co to za jeden?
98
Nie wiem, nie chciał mi powiedzieć.
Dlaczego go aresztowałeś?
Bo wzbudzał takie zainteresowanie, że ludziska aż zatarasowali przejście, a gdy
spytałem
go o nazwisko to zamiast odpowiedzi splunął mi tuż koło nosa.
Komisarz spytał aresztanta:
Co on za jeden?
Publicznie nie będę odpowiadał odparł Sępi Dziób. %7łądam przesłuchania w
cztery
oczy.
Niech wejdzie do mego pokoju i wezmie ze sobą swoje rzeczy.
Sępi Dziób zrobił jak mu kazano. W pokoju na krześle, koło okna
siedział jakiś bardzo podobny do komisarza mężczyzna. Mimo cywilnego ubrania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]