[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zastępcy. Kiedy wychodziłem ze szpitala, spotkałem Jasona, starszego stróża, który
pracował na nocnej zmianie.
- Co pan dzisiaj tak wcześnie w pracy, Jason? - zapytałem.
- Dzisiaj jestem na dwie zmiany, doktorze - odparł Jason.
- Jeśli jeszcze nie słyszałeś, Jason, to od dzisiaj już tu nie pracuję -powiedziałem. -
W końcu znalezli zastępstwo.
- Słyszałem, proszę pana - odrzekł Jason. Spojrzał na mnie zagadkowym wzrokiem.
- Doktorze, czy mogę pana o coś zapytać?
- Oczywiście, Jason. Pytaj, o co chcesz. - Polubiłem go. To był miły staruszek.
Wziął głęboki oddech.
- Doktorze, pan o tym nie wie, ale ja zawsze odpoczywałem sobie na siódmym
piętrze. I od roku widziałem, że wchodził pan do kantorka na bieliznę. Nigdy nic pan
tam nie zanosił ani stamtąd nie wynosił. Wiem, że pan nie pije, a w tym kantorku
przecież nic nie ma. Nic a nic, doktorze. Przeszukałem ten pokój dziesiątki razy.
Doktorze, moja ciekawość nie daje mi spokoju. Co pan robił w tym kantorku?
Przysięgam, że nikomu nie powiem.
Roześmiałem się i uściskałem go.
- Jason, ja po prostu przyglądałem się swojemu pępkowi. To jest cała tajemnica.
Przysięgam...
Jednak wiem, że mi nie uwierzył. Prawdopodobnie nadal przeszukuje ten kantorek.
82
ROZDZIAA piąty.
Nielegalny prawnik.
Tydzień po tym, jak przestałem pracować w szpitalu, skończyła się moja umowa
wynajmu mieszkania w Balmorhea i postanowiłem wyjechać z Atlanty. Nie
musiałem tego robić, a przynajmniej nie odczuwałem takiego przymusu, ale
pomyślałem sobie, że nierozsądnie byłoby zostać. Lis, który mieszka cały czas w
jednej norze, staje się łatwym kąskiem dla terierów, a ja czułem, że za długo siedzę
w jednym miejscu. Orientowałem się, że cały czas jestem poszukiwany, a nie
chciałem ułatwiać sprawy psom gończym.
Pózniej dowiedziałem się, że moja decyzja wyjazdu z Atlanty była trafna. Mniej
więcej w tym samym czasie w Waszyngtonie inspektor FBI Sean O'Riley dostał
polecenie służbowe, żeby zostawić wszystkie inne sprawy i skupić się wyłącznie na
schwytaniu mnie. O'Riley był wysokim, ponurym mężczyzną o wyglądzie
irlandzkiego biskupa i uporze psa gończego, wybitnym agentem oddanym swojej
pracy i pod każdym względem nieskazitelnie uczciwym człowiekiem.
Zacząłem podziwiać O'Rileya, chociaż robiłem wszystko, żeby pokrzyżować mu
szyki i postawić go w trudnym położeniu. Jeśli O'Riley żywił jakieś odczucia do
mojej osoby, to jestem pewien, że nie było wśród nich wrogości. O'Riley nie był
złośliwym człowiekiem. Oczywiście wtedy nie miałem jeszcze pojęcia o jego
istnieniu. Z wyjątkiem młodego agenta w Miami i oficerów z okręgu Dade,
policjanci, którzy zajmowali się moją sprawą, stanowili dla mnie zagadkę.
83
Postanowiłem zaszyć się na jakiś miesiąc w stolicy innego południowego stanu. Jak
zwykle na mój wybór miał wpływ fakt, że znałem tam pewną stewardesę. Nic mnie
bardziej nie przyciągało niż piękna kobieta.
Miała na imię Diana i znałem ją z przerwami od jakiegoś roku. Nigdy nie lecieliśmy
razem, a poznałem ją w terminalu lotniska w Atlancie. Przedstawiłem jej się jako
Robert F. Conrad, pierwszy oficer pracujący w liniach Pan Am, czasem używałem
tego pseudonimu. Byłem zmuszony posługiwać się tym nazwiskiem w kontaktach z
nią, ponieważ mieliśmy romans, w trakcie którego zaczęła wypytywać mnie o moją
przeszłość, łącznie z przebiegiem wykształcenia. Większość pilotów ma wyższe
wykształcenie, ale nie wszyscy studiowali jako główny kierunek aeronautykę.
Powiedziałem Dianie, że skończyłem prawo, ale nigdy nie pracowałem w zawodzie,
ponieważ kariera pilota wydawała mi się nie tylko bardziej ekscytująca, ale również
bardziej dochodowa niż prawo. Bardzo łatwo przyjęła argument, że mężczyzna może
porzucić sałę sądową dla kabiny pilotów.
Równie dobrze jednak pamiętała o moich zmyślonych na poczekaniu studiach
prawniczych. Kilka dni po moim przyjezdzie do miasta, zabrała mnie na przyjęcie,
które urządzał jeden z jej przyjaciół, i przedstawiła mnie sympatycznemu facetowi,
niejakiemu Jasonowi Wilcoxowi.
- Na pewno się zaprzyjaznicie, Jason jest jednym z zastępców prokuratora
stanowego - powiedziała Diana, po czym zwróciła się do Wilcoxa. - A Bob jest
prawnikiem, który nigdy nie siedział za biurkiem, bo został pilotem.
Wilcox natychmiast się zainteresował.
- A gdzie studiowałeś?
- Na Harvardzie - odparłem. Pomyślałem sobie, że jeśli mam zgrywać absolwenta
prawa, to chociaż niech to będzie prestiżowa uczelnia.
- Ale nigdy nie pracowałeś w zawodzie? - zapytał.
- Nie - odparłem. - Dostałem licencję pilota w tym samym tygodniu, w którym
skończyłem prawo, a w Pan Am zaoferowano mi stanowisko nawigatora. Jako że
pilot dostaje trzydzieści do czterdziestu tysięcy dolarów rocznie, a ja kocham latanie,
więc przyjąłem tę pracę. Może kiedyś wrócę do prawa, ale teraz latam jakieś
osiemdziesiąt godzin tygodniowo. Niewielu prawników pracujących w zawodzie
może sobie na to pozwolić.
- Masz absolutną rację - zgodził się Wilcox. - Gdzie latasz? Rzym? Paryż? Pewnie
po całym świecie.
Potrząsnąłem głową.
- Teraz w ogóle nie latam - odrzekłem. - Wysłali mnie na urlop. W zeszłym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •