[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ro nie potrafi tego zrobić dla niej? Kopnęła kamień, który leżał przy jej stopie.
Potoczył się w dół i uderzył o przeciwległą ścianę, wydając przy tym głuchy
dzwięk.
Zesztywniała w oczekiwaniu na lawinę, ale na szczęście nic takiego się nie
stało.
-Mia?
Otworzyła oczy, ale było zbyt ciemno, by cokolwiek dostrzec. Zwilżyła języ-
kiem wyschnięte wargi i przełknęła ślinę, żeby móc wydobyć z siebie głos.
- Angus?
Usłyszała, jak odetchnął z ulgą. Wywnioskowała z tego, że musi być gdzieś
blisko. Jak to jest możliwe?
Ależ jest głupia. Przez chwilę myślała, że Angus jest tu, na dole. Sięgnęła do
walkie-talkie, by włączyć mikrofon, ale zanim zdążyła to zrobić, ponownie u-
słyszała jego glos.
-Mia?
-Angus?
- Już dobrze, skarbie. Jestem w tunelu po drugiej stronie szybu, bardzo bli-
sko. Poczekaj chwilę, zaraz do ciebie dotrę.
S
R
A więc jednak on tu jest. Razem z nią. Co za ulga. Nieważne, czy przyszedł
tu ze względu na nią, czy też raczej dlatego, że taką ma pracę.
- Skąd się tu wziąłeś?
- Cofnij się nieco w głąb tunelu, Mia.
Niechętnie wykonała jego polecenie.
W miejscu, w którym dotąd stała, można było jeszcze cokolwiek dostrzec, da-
138 FIONA MCARTHUR
lej jednak panował nieprzenikniony mrok. Po chwili usłyszała kroki Angusa i po-
czuła, jak on sam chwyta ją za rękę.
- Och! - krzyknęła wystraszona.
-Przepraszam.
Angus z westchnieniem ulgi stanął obok. Dotykał biodrem jej boku, i było to
najwspanialsze uczucie pod słońcem. Mia czuła bijące z jego ciała ciepło i na-
tychmiast się uspokoiła. Mogłaby tak już stać przy nim wiecznie. No, może jed-
nak lepiej byłoby wyjść na powierzchnię.
Angus dotknął lekko jej policzka, po czym nagle znalazła się w jego obję-
ciach. Nigdy go już nie puści.
W tym uścisku było coś tak krzepiącego, że pragnęła, aby się nie kończył.
Dotyk skóry Angusa, ciepło jego ciała, mięśnie przesuwające się pod palcami by-
ły całym jej światem. Przytuliła się do niego, jakby od tego zależało jej prze-
trwanie.
- Wszystko w porządku, skarbie?
- Bywało lepiej.
- W to nie wątpię. - Oderwał ją od siebie, ponieważ nie był w stanie się sku-
pić.
Mia westchnęła. Chciała, by jej głos zabrzmiał normalnie, ale nie potrafiła
opanować jego drżenia.
-Kiedy człowiek wpadnie w tarapaty, dobrze znać kogoś takiego jak ty.
Angus ścisnął jej ramię.
S
R
- Tak. Pojawiam się w najdziwniejszych miejscach.
Mia przykryła jego dłoń swoją.
- Cieszę się, że cię widzę.
Angus pokrzepiającym gestem poklepał ją po ramieniu.
-Wiem, skarbie. Jak się czujesz? Jesteś ranna? - Zapalił lekarską latarkę.
Nawet to niewielkie zródło światła sprawiło, że Mia zmrużyła oczy w obron-
OCALONA 139
nym geście, ale była zadowolona, że wreszcie coś rozprasza mrok.
- Latarka. Całe szczęście.
-Będziemy musieli ją oszczędzać. - Omiótł ją światłem, sprawdzając, czy nie
widać śladów krwi. - Na pewno nic ci się nie stało?
Mia nie zdawała sobie sprawy, że jest taka brudna.
- Mam tylko kilka zadrapań i siniaków. Nic wielkiego. Wszystkie części cia-
ła działają bez zarzutu.
- I to jest najważniejsze.
Angus zgasił latarkę, po czym Mia usłyszała, jak otwiera torbę.
- A ty? Tobie nic się nie stało?
Angus ponownie włączył latarkę i poświecił w kierunku torby z kartkami pa-
pieru.
-Plan B był nieco ryzykowny - oznajmił, rozkładając mapy i sprawdzając,
gdzie się znajdują.
Mia spróbowała coś zrozumieć, ale nie była w stanie się skoncentrować.
-Domyślam się, że teraz musisz wprowadzić w życie plan C. Masz taki?
-Jasne. Mówisz więc, że nie chcesz tu ze mną zamieszkać?
- Wolałabym mieć jakichś sąsiadów.
Zobaczyła w półmroku, że się uśmiecha.
-Jacyś może by się znalezli.
Wzruszyła ramionami.
-Nie chcę nawet myśleć o tym, co tam w dole żyje.
S
R
f
- No dobrze, dosyć gadania. - Złożył mapy i wsunął je do kieszeni. - Domy-
ślam się, że bateria w twojej krótkofalówce się wyczerpała?
-Nic mi o tym nie wiadomo.
- W takim razie daj mi ją.
Mia zdjęła z szyi krótkofalówkę i podała ją Angu- sowi. Choć od chwili, w
której znalazł się pod ziemią, minęło zaledwie kilkanaście minut, tam na górze
140 FIONA MCARTHUR
ciągnęły się one w nieskończoność.
-Paul, jesteś tam?
- Angus! Do diabła, nie rób tego więcej.
-Jestem z Mią. Nic nam nie jest. Chcę dostać się do zachodniego końca ko-
palni, żeby znalezć się na stabilniejszym gruncie.
Usłyszał, że Paul westchnął.
- Myślałem, że tak właśnie zrobisz. Andy mówi, że masz jakieś mapy. Jesteś
pewien, że nie chcesz zostać tam, gdzie jesteś, i czekać na nas?
- Mam mapy tych kopalń. Spędziłem w nich całe dzieciństwo. Wydaje mi
się, że lepiej będzie, jak dostaniemy się na pewniejszy grunt. Tutaj strop może
zawalić się lada chwila.
- Dobrze.
Angus usłyszał za sobą cichy komentarz.
- Mia mówi, że nie może się doczekać spotkania z wami. Odezwę się do was,
kiedy będę wiedział, który korytarz jest bezpieczniejszy. A teraz ruszamy.
Dotknął jej nogi i podziękował w duchu, że miała na sobie dżinsy.
- Nie jest to najlepszy czas na zaloty - mruknęła.
Uśmiechnął się w duchu. Ta kobieta wie, jak go
rozśmieszyć.
-Sprawdzam tylko, czy masz przykryte kolana. Przynajmniej nie będę musiał
pożyczać ci swoich dżinsów.
S
R
- No tak. - Przez chwilę milczała, a kiedy się odezwała, usłyszał w jej głosie
śmiech. - Mogłabym włożyć jedne na drugie.
- Nie ma takiej opcji. Idziemy. Ja pierwszy, a ty tuż za mną.
- To tak właśnie bawiłeś się jako dziecko?
- Tak, ale wtedy nie była to sprawa życia lub śmierci.
- Wielkie dzięki.
OCALONA 141
Ona ma rację. Mógł sobie darować tę ostatnią uwagę. Podświadomie starał się
zrelaksować. Strach o Mię tak go paraliżował, że jego mózg nie pracował nor-
malnie. %7ładnych emocji. Czysty profesjonalizm. Musi oddzielić uczucia od my-
ślenia.
- Ruszajmy wreszcie. - Jego głos zabrzmiał bardziej szorstko, niżby chciał.
Tak jednak musi być.
W tej chwili ona jest jego podopieczną, a jego zadaniem jest wyprowadzenie
ich z tego miejsca.
Choćby na kolanach.
Najważniejsze jednak jest bezpieczeństwo.
- Gdzie masz linę?
-Pod pachami - odparła zduszonym głosem.
-Zsuń ją i przewiąż sobie wokół talii, skarbie.
Sięgnął do kieszeni po nóż. Słyszał za plecami,
jak Mia spełnia jego polecenie. Ona jest niesamowita.
Wiele innych kobiet, a nawet mężczyzn, dawno wpadłoby w histerię.
-Odetnę luzny koniec, żebyśmy mieli kawałek liny na wypadek nagłej potrze-
by. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •