[ Pobierz całość w formacie PDF ]
myśleć o powrocie do Dallas. Wolała odwlec chwilę, kiedy ^
zobaczy dom, w którym przyjdzie jej mieszkać i przekonać
siÄ™, czy stanowiÄ… dobranÄ… parÄ™.
Ale na razie ich podróż poślubna jeszcze sienie skończyła,
więc po co wybiegać myślami w przyszłość.
- A gdzie twój ojciec ma zamiar się zatrzymać? - zapyta
ła, kiedy Chris podał taksówkarzowi nazwę hotelu.
- Ma tutaj mieszkanie.
- Byłeś tam kiedyś?
- Zdarzyło mi się kilka razy u niego przenocować, ale
wolę być niezależny.
Maribeth, nie patrząc na męża, rzekła:
- Wiesz co, Chris? Jakoś nie potrafię pogodzić się z tym,
że masz z ojcem taki zły kontakt.
Westchnął tylko, a ona spojrzała na niego. Miał dziwny
wyraz twarzy, którego nigdy dotąd nie widziała.
- Już jako dziecko zrozumiałem, że ojciec i matka posłu
gują się mną, by sprawiać sobie wzajemnie ból. Ja się dla nich
nie liczyłem. Ojciec chciał za wszelką cenę ukarać matkę za
to, że od niego odeszła. Nigdy jej tego nie wybaczył.
- Sądząc po jej zachowaniu na naszym ślubie, ona nadal
jest do niego wrogo nastawiona.
- Wiem, ale cóż mogę na to poradzić. Najgorzej, jeśli
ludzie nie potrafią zapomnieć o przeszłości i ciągle do niej
wracają. Przez to tak wiele tracą, nie umiejąc cieszyć się
chwilą, która właśnie trwa. - Uśmiechnął się do niej. - Zre-
sztą wystarczy popatrzeć na nas. Przejmujemy się rzeczami,
które zdarzyły się dawno temu i na które nie mamy absolutnie
żadnego wpływu, a zamiast tego powinniśmy pomyśleć o dzi
siejszym dniu. Może jest coś, co chciałabyś zobaczyć czy
zwiedzić?
- Chyba nie. Myślałam, że ty już masz jakieś plany.
Pochylił się i pocałował ją czule. Topniała pod wpływem
jego dotyku.
- Mam, tylko że to nie ma nic wspólnego ze zwiedzaniem
- szepnÄ…Å‚ jej do ucha.
- No to... Hm, może w takim razie zainstalujemy się
w hotelu, coś przekąsimy i poczekamy, aż się trochę ochłodzi,
żeby pójść na plażę. Co ty na to?
- Zgoda. Ale, tak czy inaczej, zostanie mam jeszcze sporo
wolnego czasu.
Zerknęła w stronę kierowcy i uśmiechnęła się do Chrisa.
- Może uda się nam coś zaimprowizować.
Chris roześmiał się i musnął wargami jej policzek.
- Zwietny pomysł!
Kiedy w sobotÄ™ wylÄ…dowali na lotnisku w Dallas, od razu
rzuciło się jej w oczy czerwone auto Chrisa zaparkowane tuż
przy hangarze. Była to najbardziej znajoma rzecz wiążąca się
z jego osobÄ….
A więc wreszcie dotarli na miejsce i rozpoczną wspólne
życie.
Dochodzili do samochodu, kiedy niespodziewanie ode
zwał się ojciec Chrisa:
- Nie zapomnijcie o dzisiejszym wieczorze. Chciałbym,
przedstawić Maribeth moim znajomym i wspólnikom. Nie
musicie zostawać długo. W końcu jesteście tuż po ślubie,
PAN MAODY, JAK SDZ? 99
więc nikt tego od was nie oczekuje. Ale wpadnijcie, żeby się
pokazać.
Chris popatrzył na Maribeth.
- Skontaktuję się z tobą - powiedział po chwili milczenia.
- To nie wystarczy. Muszę mieć pewność, że przyje
dziecie.
Czuła, że Chris nie jest zachwycony perspektywą wieczor
nego spotkania. Zcisnęła leciutko jego dłoń.
- Spróbujemy wygospodarować wolną chwilę - powie
działa.
Chris nie patrzył na nią.
- Zgoda - mruknÄ…Å‚ do ojca.
Kenneth poklepał go po ramieniu.
- Mogę cię zapewnić, że nie będzie aż tak zle. Bambi jest
wniebowzięta. Rozmawiałem z nią wieczorem i nie może się
doczekać, kiedy wreszcie pozna Maribeth.
W drodze do samochodu Chris milczał, za to Maribeth była
coraz bardziej podekscytowana. Jeszcze chwila, a zobaczy
swój nowy dom.
- Opowiedz mi coś o domu - poprosiła, przerywając ci
szę. - Wiem, że nie tak dawno go kupiłeś. Nie czujesz się
w nim trochÄ™ nieswojo, skoro mieszkasz sam?
- Nigdy nie czułem się dobrze w żadnym z zajmowanych
mieszkań. Może za długo mieszkałem na ranczu i nie potrafię
się przestawić. Muszę mieć dużo swobody i nie znoszę liczyć
się z mieszkającymi za ścianą sąsiadami. Ktoś ze znajomych
przypadkiem powiedział mi o tym domu. Jego właściciele się
rozwodzili i zależało im na szybkiej sprzedaży. Nie targowa
łem się, więc obyło się bez pośrednika, czyli wszyscy na tym
dobrze wyszliśmy.
- To duży dom?
- Dosyć, ma około tysiąca metrów powierzchni. Dzięki
temu jest wygodny, a w dodatku otacza go duży ogród. Jest
miejsce na kilka koni, a sÄ…siedzi sÄ… daleko.
- Niezle! Już nie wiem, czego się spodziewać.
Jechali na północ krętą drogą między wzgórzami. Miasto
zostało w tyle. Chris prowadził pewnie. Kiedy zwolnił, do-
strzegła umocowaną na kamiennej podporze skrzynkę poczto
[ Pobierz całość w formacie PDF ]