[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z ciężarówki i po chwili głośno coś krzyknął.
Potem wszystko zaczęło się dziać jednocześnie.
Na drodze rozbłysły światła i rozległy się syreny. Elena
odwróciÅ‚a siÄ™ i zobaczyÅ‚a samochody peÅ‚ne żoÅ‚nierzy, nad­
jeżdżające z różnych stron prosto na nich.
- Co do cholery? - zdziwił się Chris. - Co to za ludzie?
Przez megafon rozległ się głos:
- Wyjdzcie z samochodów z rÄ™kami w górze. Poru­
szajcie siÄ™ powoli, a nikomu nic siÄ™ nie stanie.
I tak w kółko.
Wtedy usłyszała pierwszy strzał, a zaraz potem posypał
. siÄ™ grad kul.
Razem z Chrisem padli na ziemię z bronią w rękach.
132 NIGDY NIE ZAPOMN
Wszędzie dookoła rozlegały się krzyki i wystrzały. Nie
spodziewała się, że ujdzie z życiem. Pomyślała o Joem.
%7łałowała, że mu nie powiedziała, iż jej miłość do niego
nie była kłamstwem.
W ciÄ…gu kilku minut teren zostaÅ‚ zabezpieczony i strza­
ły ucichły. Mężczyzni stojący przy ciężarówkach zostali
otoczeni. Słyszała, jak Sam pyta, kto dowodzi żołnierzami.
Wyszedł podpułkownik w polowym mundurze.
- Podpułkownik Grady Davis. Co tu na litość boską
robicie?
Sam pokazał mu odznakę.
- Mógłbym pana zapytać o to samo - odparł. - Od
miesiÄ™cy pracujemy nad tÄ… sprawÄ…. Przewożą przez grani­
cÄ™ narkotyki i nielegalnych imigrantów. ZdoÅ‚aliÅ›my zÅ‚a­
pać ich na gorącym uczynku.
- ProszÄ™ wybaczyć, ale nie tylko tym siÄ™ zajmujÄ…. Ko­
rzystali z tej drogi także do przerzutu broni, której posia­
danie jest w Stanach Zjednoczonych zakazane. ZresztÄ… ta
broń została ukradziona z jednej z naszych baz. Możecie
się o tym sami przekonać.
Elena odwróciÅ‚a siÄ™. %7Å‚oÅ‚nierze zdejmowali z ciężaró­
wek drewniane skrzynie. Gdy owtworzyli jednÄ… z nich,
okazało się, że jest wyładowana bronią.
- Szkoda, panie pułkowniku, że nie mogliśmy działać
wspólnie - powiedział Sam. - Nawet nie wiedzieliśmy, że
jesteście w tej okolicy.
- Trafił swój na swego. - Oficer roześmiał się. - My
też nie mieliśmy o was pojęcia.
Podbiegł do niej Chris.
- Eleno, lepiej chodz ze mnÄ….
NIGDY NIE ZAPOMN
133
- Boże, trafili któregoś z naszych? - spytała, biegnąc
z nim w stronę ciężarówek.
- Dwóch, ale nic im nie bÄ™dzie. Johnson dostaÅ‚ w no­
gę, a Farnsworth w ramię. Ale nie o to chodzi. - Zwolnił
i wskazał głową na żołnierzy, którzy pochylali się nad
kimÅ› leżącym na ziemi. - DostaÅ‚ jeden z kierowców. Kie­
psko z nim.
- Przykro mi, Chris, ale to nie nasza wina. Oni pierwsi
zaczęli strzelać.
Chwycił jej ramię.
- Eleno, to Joe Sanchez. UznaÅ‚em, że musisz to wie­
dzieć
Patrzyła na niego, otępiała. Niemożliwe. Nie Joe! Nie
on. Przecież oczyściła go z wszelkich zarzutów. Nie jest
już podejrzany. To nie on.
Dotarła do grupy i zobaczyła kilku mężczyzn leżących
na ziemi. Zajmowali siÄ™ nimi sanitariusze, szykujÄ…c ich do
transportu do szpitala.
PadÅ‚a na kolana obok Joego. Mimo wysiÅ‚ków sanita­
riuszy, rana na jego piersi wciąż krwawiÅ‚a. LeżaÅ‚ z za­
mkniętymi oczami, nie zdając sobie sprawy, co się dzieje.
CaÅ‚y czas siÄ™ myliÅ‚am, pomyÅ›laÅ‚a z rozpaczÄ…. Joe pra­
cował dla Delgada przy przemycie broni i narkotyków.
Pozwoliła, by uczucia przysłoniły prawdę.
A teraz był tutaj jako jeden z przestępców.
Nie mogła powstrzymać łez. Nie obchodziło jej, co
o niej pomyślą koledzy albo żołnierze.
Złapali przemytników na gorącym uczynku. W tej
chwili, zgodnie z planem, zaczęto aresztować również ich
szefów, w tym Delgada.
134 NIGDY NIE ZAPOMN
Misja zakończyła się sukcesem.
Elena uklękła na ziemi przy Joem. Krzyki i rozmowy
przestały do niej docierać. Była obok Joego, który okazał
się jednym z przemytników
Ktoś okrył go kocem i podłożył pod głowę zwiniętą
kurtkę. Zdjęli mu już koszulę i podłączyli do ramienia
kroplówkę.
- Och, Joe - szepnęła. Wzięła go za rękę. - Tak mi
przykro.
W Å›wiatÅ‚ach reflektorów wojskowych ciężarówek wi­
działa, jak jego powieki zadrgały. Otworzył oczy. Patrzył
chwilÄ™ w nocne niebo, potem na jej twarz.
- .. .leną - powiedział niewyraznie. - Skąd... tu...?
- Mogłabym zapytać o to samo. Och, Joe, dlaczego to
zrobiłeś? Myślałam, że nie masz z tym nic wspólnego.
Zamknął oczy. Jej łzy popłynęły szybciej.
- Przepraszam paniÄ…, musimy zabrać go na ciężarów­
kÄ™. - ZobaczyÅ‚a nad sobÄ… dwóch żoÅ‚nierzy z noszami. Od­
sunęła się i patrzyła, jak ostrożnie niosą go do ciężarówki.
W ciÄ…gu kilku minut zabrano wszystkich rannych i pojazd
ruszył.
Kiedy wstała i rozejrzała się wokół, zauważyła, że na
miejsce dotarÅ‚a miejscowa policja, by zabrać tych prze­
mytników, którzy nie byli ranni.
Słyszała, jak Sam rozmawia z dowódcą policji.
- Chyba poradziliśmy sobie całkiem niezle. Dziękuję
za pomoc, komisarzu Crossett.
- Agencie Walters, wcale nie byliśmy potrzebni. Jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •