[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uświadomił sobie, że woli kobietę, która ma na sobie trochę więcej ciała, tę,
dla której wygląd nie jest najważniejszy.
 Marlo, proszę przygotuj pokój gościnny dla pani Adair.
Shelley zaprotestowała:
 Przecież mogę zamieszkać tobą. Chyba że masz tam kogoś innego.
 Nie. Marlo, pani Adair powie ci, jak długo zamierza zostać.
 Co się stało? Dlaczego tak się zachowujesz?  dopytywała się
dziewczyna.  Ach tak! Czytałam o twoim ojcu.
Joe zaczynało być zimno i rozbolała go głowa.
 Możesz używać mojego mieszkania tak długo, jak zechcesz. Ja jutro
wracam do Nowego Jorku.
Shelley żachnęła się.
 Nie mówisz poważnie!
 Jak najbardziej.
 Ale ja przeleciałam wszystkie te kilometry, żeby być z tobą.
 Wiem. Przykro mi.  Joe wiedział, że w jego głosie nie ma
współczucia.  Powinnaś zadzwonić, zanim zabukowałaś lot. Oczywiście
zwrócę ci koszty...
Shelley pogardliwie pociągnęła nosem.
 Tobie się wydaje, że za pieniądze można kupić wszystko, prawda?
 Nie.  Tak myślał, dopóki Rachel mu nie udowodniła, że nie ma racji.
120
RS
 Zatrzymaj sobie swoją forsę!  wykrzyknęła.
 I wypchaj się swoim mieszkaniem. Odchodzę Joe. A jeśli pozwolisz mi
teraz wyjść, nie zobaczysz mnie już nigdy więcej.
Póznym popołudniem Rachel wracała z Londynu do domu pociągiem.
Miała za sobą bardzo udany dzień. Tydzień wcześniej skończyła nową
książkę i Marcia zadzwoniła do niej, by powiedzieć, że wydawcy bardzo się
podoba. Dzisiejszy lunch u Ritza był podziękowaniem za to, że Rachel
pozwoliła się jej reprezentować.
A teraz jedzie do domu. I chociaż liczne komplementy podtrzymały ją na
duchu, w miarę jak wydłużały się cienie, pogłębiało się jej poczucie
osamotnienia.
To doprawdy śmieszne! Chciała iść do domu. Oczywiście, że tak.
Choćby po to, żeby opowiedzieć Daisy o swoim dniu. I zobaczyć minę córki,
gdy jej da iPod identyczny jak ten, który kazała zostawić u pielęgniarek, kiedy
wychodziła z kliniki. Joe nie pojawił się w szpitalu od tamtej nieszczęsnej nocy
w domu nad zatoką.
Daisy sądziła, że się znudził jej towarzystwem. Czyżby wszyscy
mężczyzni byli podobni do jej ojca? zapytała Rachel, a jej serce krwawiło z
żalu. Nad sobą także, doszła teraz do wniosku. Wyraznie znalazł coś  lub
kogoś  do zabawy.
Szczęśliwie stan zdrowia Daisy poprawiał się stale i dr Gonazles był
bardzo z tego zadowolony.
Mimo to dopiero dziesięć dni pózniej pozwolił jej wracać do Anglii.
Odrzuciwszy ofertę Joe, Rachel była niezwykle wdzięczna doktorowi
Gonzalesowi za to, że zaproponował im pokoje na oddziale rekonwalescencji
w klinice. Dla Daisy okazało się to znacznie lepsze niż gdyby musiała
121
RS
mieszkać w hotelu Park Plaza. Chociaż Steve odwiedził córkę jeszcze raz,
wyjechał z Lauren do Nowego Jorku zgodnie z planem.
Daisy dwa dni wcześniej poszła do szkoły i już stała się pomniejszą
sławą, przynajmniej według niej. Zatuszowała udział ojca, skoncentrowała się
natomiast na opowiadaniu swoim przyjaciółkom, że leciała prywatnym
samolotem i że spędziła czas w znanej klinice. Ale dwór Johansenów w Miami
i ich luksusowy jacht prawdopodobnie robiły większe wrażenie niż jej upadek
do oceanu.
Na dworze było zimno. Nadszedł wrzesień, dni stawały się coraz krótsze.
Rachel rozglądała się, zdziwiona, że nie widzi Howarda i Daisy. Na ogól
przyjeżdżali po nią, gdy wracała z nieczęstych wycieczek do Londynu, ale dziś
nigdzie nie było skromnego samochodu Howarda.
Rachel znalazła taksówkę. Kierowcy podała adres swoich teściów; Daisy
miała tam iść po lekcjach.
Na podjezdzie domu Carlyle'ów stało jakieś obce auto. Na jego widok
serce zaczęło jej bić szybciej. Kto to może być? Teściowie rzadko miewają
gości. Modliła się, żeby nic nikomu się nie stało. Samochód wyglądał jakby
należał do lekarza.
Poszła szybkim krokiem w stronę domu. Otwierając drzwi usłyszała
głosy dochodzące z salonu, używanego tylko przy specjalnych okazjach. Czyż-
by przyjechał Joe?
Wtedy w drzwiach do salonu stanęła zarumieniona i podekscytowana
Evelyn. Rachel od razu wiedziała, że ma do przekazania dobre wieści.
 Chodz, zobacz kto tu jest!  wykrzyknęła teściowa i wciągnęła ją siłą
do pokoju.  Steve. Czy to nie cudowne?
122
RS
ROZDZIAA PITNASTY
Rachel zle spała.
Dzień był wyczerpujący, jej zmęczenie bezbrzeżne, ale umysł zbyt
ożywiony, by zasnąć. Scena w salonie jej teściowej ciągle stała jej przed
oczami.
Steve nie ma prawa wypłakiwać się swoim rodzicom tylko dlatego, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •