[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wydaje mi się, że tak.
- Czyli nie mam żadnych szans! No cóż, takie jest życie. A
dlaczego jeszcze nie są razem? - zapytała z ciekawością.
- Zerwanie z Carlem było chyba trudną decyzją dla Lou -
odpowiedziała Amy. - A znajomość ze Scottem rozwija się
raczej powoli.
Marnie uśmiechnęła się szelmowsko.
- Teraz, kiedy ja tu jestem, możesz być pewna, że wkrótce
nabierze tempa.
Marnie zauważyła zbliżającego się Scotta i zamilkła.
- Lisa jest podobno w biurze - oznajmił, a kiedy dochodzili
do budynku z czerwonej cegły stojącego w dalszej części
podwórza, dodał cicho:
- Ostrzegam, ona może wydawać się trochę dziwna.
Weszli do biura. Przy biurku siedziała kobieta w wieku
czterdziestu kilku lat. Na ich widok zerwała się z miejsca.
- Scott! - zawołała lekko chrypiącym, atrakcyjnym głosem.
Miała sięgające ramion jasne włosy z pasemkami i szczupłą
figurę, którą podkreślały obcisłe kremowe bryczesy i rozpięta
od góry jedwabna bluzka. Amy nie mogła oderwać od niej
wzroku. Właściwie nie wiedziała, czego powinna spodziewać
się po pani Stillman, ale
z pewnością nie przypuszczała, że będzie to tak olśniewająca
osoba.
- Witaj, kochanie - Lisa obeszła biurko z wyciągniętymi
ramionami i ucałowała Scotta w oba policzki.
- Dzień dobry - powiedział i odwrócił się szybko. - Pozwól,
że przedstawię: Amy Fleming z Heartlandu i przyjaciółka
rodziny, Marnie... - zawahał się.
- Gordon - dodała szybko Marnie.
- Marnie Gordon - powtórzył. - Siostra Amy, Lou, musiała
zostać przy chorym koniu, ale jestem pewien, że Amy będzie
w stanie odpowiedzieć na każde twoje pytanie.
Lisa zmierzyła Amy wzrokiem i zmarszczyła brwi.
- Ile ty masz lat?
- Piętnaście.
- Niech cię to nie zraża - dodał szybko Scott. - Amy wie, co
robi, a Heartland cieszy się doskonałą renomą.
- Bajka to bardzo cenny koń - zwróciła się do niego Lisa. -
Nie oddam jej w ręce piętnastolatki! "
- Już wcześniej zajmowałam się cennymi końmi - wtrąciła
się Amy i zamilkła. Lisa Stil-lman spojrzała na nią. -
Ostatnio wyleczyłam jednego z najlepszych młodych koni
Nicka Hal-
liwella. Cierpiał na lęk przed wchodzeniem do przyczepy -
powiedziała Amy szybko, wykorzystując poświęconą jej
uwagę. - Znam wszystkie techniki, które stosowała moja
mama. Nauczyła mnie tego, co sama wiedziała.
- A jakie to są techniki? - zainteresowała się pani Stillman.
- Traktowanie koni z dobrocią, szacunkiem i zrozumieniem
- powiedziała Amy, nie dając się zastraszyć pani Stillman. -
Stosowanie nagród zamiast karania. Wyznawanie zasady, że
nad zwierzęciem nie wolno się znęcać ani go straszyć. -
Podniosła podbródek i spojrzała prosto w oczy pani Stillman.
- Słuchanie konia.
Zapanowała cisza. Lisa Stillman zwęziła oczy w
zamyśleniu, po czym nagle kiwnęła aprobująco głową.
- OK - powiedziała. - Podoba mi się twoje nastawienie.
Możesz leczyć Bajkę.
Amy poczuła ogromną ulgę. Przez chwilę wydawało jej
się, że pani Stillman zaraz ją wyprosi.
- Chodz, to ją zobaczysz - powiedziała Lisa Stillman.
Amy wyszła z biura w ślad za kobietą. Lisa wskazała na
boks oddalony o kilka metrów.
- To ona - ta klacz palomino.
Amy spojrzała we wskazanym kierunku i ujrzała
wyjątkowo piękną klacz arabską. Na pysk
opadała jej kremowobiała grzywa, miała bystre oczy i
delikatne, czyste chrapy w kolorze ciemnoszarym. Każdy
szczegół wyglądu łba świadczył o inteligencji, wrażliwości i
delikatności klaczy.
- Nie wygląda wcale na agresywną - zauważyła Amy.
- I nie jest - odparła pani Stillman. - Dopóki nie próbujesz
jej dosiąść. Kiedy tydzień temu została osiodłana i
wprowadzona na wybieg konkursowy, o mało nie
zaatakowała sędziego.
Amy zbliżyła się powoli do boksu. Klacz odwróciła się, by
zobaczyć, kto idzie: nadstawiała uszu z ciekawością, ale - jak
zauważyła Amy -w oczach miała pewną powściągliwość.
Amy zatrzymała się przy drzwiach i pogłaskała ją delikatnie.
- Jak wygląda jej przeszłość?
- Odkupiłam ją pół roku temu od znajomej - odparła Lisa. -
Sprzedawała wszystkie swoje konie, a ja szukałam właśnie
klaczy typu palo-mino. Wybrałam Bajkę, bo była czystej
krwi arabskiej i miała idealne usposobienie. Przynajmniej tak
mi się wydawało - dodała ponuro. -Przez pierwsze kilka dni
wszystko było dobrze. Ale pewnego ranka, kiedy jeden z
pracowników próbował ją osiodłać i zbeształ ją za to, że się
wierci, ugryzła go w ramię. Gdy ją uderzył, zaczęła wierzgać
i od tego czasu było już tylko co-
raz gorzej. Za każdym razem, gdy ktoś się do niej zbliży z
siodłem czy uzdą, atakuje najbliżej stojącą osobę, a przy
próbie dosiadania kopie jak oszalała.
- Ale w poprzednim domu wszystko było dobrze?
- Tak - potwierdziła Lisa. - Bardzo często jezdził na niej
prawie niewidomy wnuk mojej przyjaciółki i zawsze
zachowywała się idealnie.
Amy przyjrzała się klaczy, która zachowywała się bardzo
powściągliwie.
- Była w innych schroniskach? - zapytała Amy. - W jaki
sposób tam z nią postępowano?
- Próbowano pokazać jej, kto rządzi, ale to nie skutkowało
- Lisa Stillman wzruszyła ramionami. - Bajka ma charakter i
bat wywiera na niej efekt wręcz przeciwny do zamierzonego.
Zawsze odsyłano ją z powrotem i mówiono mi, że to
okropny i narowisty koń - zmarszczyła brwi. - Ale ja w to nie
wierzę.
Patrząc na Bajkę, Amy musiała przyznać, że i ona w to nie
wierzy. Mama zawsze twierdziła, że złe i narowiste konie to
mit. Owszem, może trafić się jeden koń czy dwa, którym nie
można pomóc, ale ogólnie rzecz biorąc, wszystkie problemy
z zachowaniem wynikają zwykle ze strachu. A kiedy ten
strach zostaje opanowany, problemy znikają.
- I jak ci się wydaje? - zapytała pani Still-man. - Będziesz
w stanie jej pomóc?
Amy kiwnęła głową. Jeśli pokieruje się zasadami mamy i
znajdzie przyczyny strachu Bajki, wtedy wyleczenie jej z
agresji będzie dziecinnie proste.
- Na pewno - powiedziała uczciwie. Nie wiem tylko, ile
mi to zajmie czasu.
- Masz tyle czasu, ile chcesz - powiedziała Lisa Stillman ze
zdecydowaniem w głosie.
- Byleby tylko Bajka zachowywała się normalnie.
- Cześć - powitała ich Lou, wybiegając z domu na widok
samochodu Scotta. - Mówcie, jak wam poszło.
- Bardzo dobrze - odparła Amy. - A jak tam Pegaz?
- Bez zmian. Zjadł kilka marchewek, a poza tym nic
nowego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]