[ Pobierz całość w formacie PDF ]
więcej niż zwykle, czując miły dotyk rąk Justina na swoim ciele.
Obiad świąteczny przeszedł jej najśmielsze oczekiwania. Na stole stały
orchidee, a na czerwonym obrusie lśniły srebra. W tle szemrała muzyczka,
atmosfera była miła, jedzenie znakomite, a Justin wesoły i beztroski.
Tym razem Linden poświęciła na toaletę sporo czasu, ale wynagrodził jej
to zachwyt w jego oczach, który zobaczyła, kiedy Justin po nią przyszedł.
Miała na sobie drugą ze swoich dwóch jedwabnych sukienek, prostą,
kremowobiałą, skromną.
Patrząc na niego przez szerokość stołu i wspominając swoje zauroczenie
Justinem sprzed lat, myślała, jak bardzo znana i jak bliska wydaje jej się
jego twarz.
Wyciągnął rękę i ujął jej dłoń.
- Pamiętasz tamto Boże Narodzenie na Pelangi, wiele lat temu? - zapytał,
jakby czytał w jej myślach. - Byliśmy wtedy z ojcem u was...
- Jak bym mogła nie pamiętać. To była katastrofa. Kurczęta okazały się
zupełnie niejadalne, a wino nie do picia.
Justin roześmiał się.
- To były najwspanialsze święta, jakie miałem od niepamiętnych czasów.
- Rzeczywiście było miło, śmieliśmy się bez przerwy. Snując
wspomnienia, uśmiechali się do siebie, a potem przyszedł kelner, by
napełnić im kieliszki, i Justin puścił jej rękę.
Po kolacji siedzieli jeszcze w barze hotelowym, słuchając muzyki,
popijając Irish coffee i obserwując innych gości.
- A co byś powiedziała na spacer po plaży? - zapytał w pewnym
momencie.
Skinęła głową w milczeniu i zniknęli w ciemnościach. Był to bardzo
romantyczny spacer w nocnej ciszy, jedynie przy akompaniamencie plusku
fal, a potem powrót do luksusowego hotelu o równie romantycznej nazwie
Rasa Sayang, co po malajsku znaczy uczucie miłości".
RS
64
Bar, kiedy do niego wrócili, z muzyką i gwarem, wydał im się innym
światem.
- Jeszcze drinka? - zapytał Justin.
Potrząsnęła głową.
- Już jest pózno, chodzmy na górę.
Zatrzymali się przed jej drzwiami i stali przez chwilę w milczeniu, a
potem Justin przyciągnął ją do siebie i pocałował.
- Linden - wyszeptał - te łóżka są przerażająco wielkie. Przełknęła
nerwowo ślinę.
- Lubię takie duże łóżka, w których można się położyć na ukos.
- Chodz. - Wziął ją za rękę, otworzył drzwi swojego pokoju i wciągnął ją
do środka.
- Justin, ja naprawdę nie mam zamiaru z tobą spać. - Wypowiedziała te
słowa z trudnością.
Zapalił światła.
- Kto mówi o spaniu? Te łóżka są po to, żeby siedząc w nich oglądać
telewizję i jednocześnie opróżniać zawartość lodówki. Zobaczmy, co my tu
mamy. - Otworzył niewielką lodówkę. - Czerwone i białe wino, dżin,
wódka, szkocka whisky. Na co masz ochotę?
- Na czerwone wino - usłyszała własne słowa. Czy ja oszalałam? -
pomyślała. A potem zrzuciła pantofle i usiadła na brzegu łóżka.
- A do tego? - zapytał.
- Palone migdały.
Rzucił mały woreczek, który wylądował na kolanach Linden.
- Zobacz, może coś jest w telewizji.
Spróbowała kilku kanałów, ale nie było nic specjalnie ciekawego.
- Dzisiaj będzie James Bond, mamy szczęście. A zresztą nie wiem, jakie
lubisz filmy: horrory, sensacyjne, science fiction, a może porno? - Spojrzał
na nią z zainteresowaniem, jakby oczekiwał, że otworzy przed nim duszę. -
Czy tęskniłaś dziś za domem? - zapytał.
- Troszkę.
Otoczył ją ramieniem, bawiąc się jej włosami, a potem nachylił się
delikatnie i pocałował ją w usta. Nie cofnęła się. Chociaż powinna.
Wiedziała, że przebywanie z nim tutaj to nic innego, jak igranie z ogniem.
Powinna iść do siebie i położyć się spać. Ale jakoś nie czuła się zmęczona.
A poza tym perspektywa wielkiego pustego łoża nie była zachęcająca.
To zostań z nim, powiedziała do siebie w myślach.
Kiedy nie mogę, naprawdę nie mogę.
RS
65
Siedziała z kieliszkiem wina w ręce. Za chwilę obleję siebie i narzutę.
Odsunęła się.
- Moje wino - szepnęła.
Zabrał jej z ręki kieliszek i postawił na stoliku. Odwrócił się do niej, ale z
jakimś poważnym, pełnym determinacji wyrazem twarzy. Serce zaczęło jej
walić jak młotem.
- Justin - powiedziała - spędziłam z tobą naprawdę wspaniały dzień, ale
teraz muszę już iść. - Jej głos zabrzmiał dziwnie i tylko z najwyższym
trudem wytrzymała jego wzrok.
- Czego ty się boisz, Linden? Potrząsnęła głową.
- Nie wiem. Jeszcze... jeszcze nie jestem gotowa. Bardzo cię
przepraszam, naprawdę. - Zagryzła usta i spuściła oczy, ale po chwili znów
je podniosła. - To nie dlatego, że ja się nie chcę kochać, Justin. Owszem,
chcę bardzo, ale muszę wiedzieć, że... że nie robię tego dlatego, że czuję się
samotna i opuszczona
Patrzył na nią przez dłuższą chwilę w milczeniu.
- Tego ja za ciebie nie zdecyduję.
- Wiem.
- Ale przecież jesteśmy tu, we dwoje, ty i ja, czy to jest takie bardzo
ważne?
Skinęła głową.
- Bardzo. - Rozejrzała się po podłodze w poszukiwaniu pantofli. Wsunęła
je na nogi i wstała. Justin też się podniósł i stał przed nią z rękami
skrzyżowanymi na piersi i surowym spojrzeniem. Wiedziała, że jest zły.
- Linden, kiedy wreszcie przestaniesz myśleć o tamtym człowieku? Jak
długo będziesz pozwalała, żeby wpływał na twoje życie? - Z trudem
panował nad swoim głosem, a ją nagle opanowała wściekłość.
- Nie wiem! Może zawsze. A ty? Popatrz na siebie! Ile lat minęło od
czasu, kiedy Kate od ciebie odeszła? A ty co? W dwa miesiące pózniej
miałeś już problem z głowy? Przepraszam, że ci zepsułam plany na tę noc,
ale... ale... - głos jej drżał; urwała.
Popatrzył na nią w milczeniu, był bardzo blady.
- To nie chodzi o tę jedną noc, Linden. Od dwóch miesięcy widujemy się
codziennie. Rozmawiamy. Pijemy razem kawę, jadamy obiady. Patrzę na
ciebie, na twoją twarz, na to, jak się ruszasz, na twoje wspaniałe włosy.
Słucham, jak mówisz i jak się śmiejesz i z każdym dniem jestem w tobie
bardziej zakochany. Przy tobie czuję się jakiś lepszy, czuję, że życie znów
zaczyna mieć sens... Mam ochotę cię przytulać i całować, i kochać się z
tobą... - Urwał i na chwilę zamknął oczy. - Od dwóch miesięcy - podjął - nie
RS
66
robię nic innego, jak tylko staram się być cierpliwy i dać ci czas na to, żebyś
zapomniała o tamtym facecie. Próbowałem cię zrozumieć, ale teraz... -
wzruszył ramionami - nie wiem sam, co czuję, poza tym, że jestem zły,
sfrustrowany i zniecierpliwiony i nie mam pojęcia, co z tym fantem zrobić.
Audziłem się nadzieją, że wreszcie zapomnisz o nim...
Stali koło drzwi i Linden czuła, że dzieje się z nią coś dziwnego, wobec
czego jest całkowicie bezradna.
- Wiesz co - powiedział Justin - ty już lepiej sobie idz. Poszła bez słowa.
W chwilę pózniej leżała w łóżku, zbyt
napięta i zdenerwowana, żeby zasnąć. Ma przecież tylko jedno życie.
Czy powinna była zostać z Waite'em na dobre i na złe? Pomóc mu dojść ze
sobą do ładu? Ale przecież uderzył ją w twarz, upokorzył, zlekceważył.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]