[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marica nigdy nikogo nie zrzuciła. To łagodna klacz.
Nawet najłagodniejsze zwierzę może się wystraszyć.
Nie sądziłem, że tak łatwo się poddasz. No trudno, zaczekaj tutaj, zaprowadzę konie do stajni
i pojedziemy samochodem.
Nie chciała, by uważał ją za tchórza. Chwilę jeszcze walczyła ze sobą.
W porządku, pojadę. Ale przysięgam, że jeśli mnie zrzuci, słono za to zapłacisz.
Odwrócił się i uśmiechnął przekornie.
Umowa stoi.
Matteo podprowadził konia bliżej i Quinn wyciągnęła dłoń. Klacz, strzygąc uszami,
z zaciekawieniem obwąchiwała swoją przyszłą dżokejkę, której serce podeszło do gardła. Mój Boże,
oby już było po wszystkim! De Campo pomógł jej wsiąść i stał chwilę przy klaczy, klepiąc ją po szyi
i coś tam do niej szepcząc. Zaklinacz koni, pomyślała Quinn, cała sztywna ze strachu. Skupiła wzrok
na wzgórzach, opromienionych porannym słońcem. Po paru chwilach przyzwyczaiła się do ruchów
konia, a nawet przypomniała sobie zasady jazdy wpajane jej w dzieciństwie. Może nie będzie tak zle,
oceniła.
Przez większość czasu jechali obok siebie. Tam, gdzie droga była zbyt wąska, prowadził Matteo
na potężnym rumaku imieniem Anteros. Tak nazywał się grecki bożek miłości. Oglądając winnice,
Quinn nie mogła się nadziwić rozmaitości szczepów uprawianych na różnych wysokościach. Uprawy
były zadbane i doskonale zarządzane.
Około południa zatrzymali się na lunch, ale najpierw Matteo zabrał ją na przechadzkę po wytwórni
win. Była pod wrażeniem techniki i staranności. Po posiłku pojechali na drugą stronę góry, gdzie
prawie po sam szczyt ciągnęły się uprawy winogron, z których produkowano wina brunello i chianti.
Przejażdżkę zakończyli wieczorem, wysoko w górach. Quinn była zadowolona. Udało jej się
pokonać strach przed końmi, który prześladował ją od dzieciństwa. Pieszczotliwie poklepała klacz
po szyi.
Naprawdę jest spokojna, miałeś rację. Wysunęła stopy ze strzemion, starając się rozprostować
nogi. Pomożesz mi zsiąść?
Jasne. Mateo zeskoczył z konia i przywiązał go do drzewa. Podszedł do klaczy, wyciągnął ręce
w stronę Quinn, która przełożyła nogę i pozwoliła się złapać wpół. Silne ramiona objęły ją, tak jak
wczoraj, tyle że teraz nie była oszołomiona winem i wszystkimi zmysłami chłonęła sygnały. Mocny
zapach wody kolońskiej, obejmujące ją ramiona, w których czuła się bezpiecznie. Zakręciło jej się
w głowie. Naprawdę się bała, że tym razem mu ulegnie.
Zmieszana, wyswobodziła się z jego objęć i rozłożyła koc, który jej podał. Słońce chyliło się ku
zachodowi, oświetlając łagodnym blaskiem położoną u ich stóp dolinę. Konie stały nieopodal,
skubiąc trawę. Musiała tylko przestać myśleć o męskich ramionach, trzydniowym zaroście
i magnetyzującym spojrzeniu. A nie było to łatwe.
Matteo wyjął z sakwy butelkę wina musującego, którą zabrali z wytwórni, kieliszki szampana
i szwajcarski scyzoryk. Quinn z ulgą usiadła na kocu. Mięśnie bolały ją jak po całym dniu na siłowni.
Dla mnie tylko odrobinę powiedziała, przypominając sobie poranny ból głowy.
Gdy usiadł obok niej, koc nagle wydał się naprawdę mikroskopijny. Zmieniła pozycję, odsuwając
się na jego kraniec. Matteo popatrzył na nią zdziwiony.
Zajmuję ci miejsce wyjaśniła.
Taka kruszyna jak ty? Nie mogła się nie uśmiechnąć.
Dziękuję za przejażdżkę. To był cudowny dzień.
Prego odparł, uśmiechając się i unosząc kieliszek. Salute!
Kieliszki stuknęły o siebie i Quinn upiła łyk wina, które rozlało się po języku uwalniając perliste
bąbelki i cudownie świeży, lekki, idealnie wyważony smak.
Matteo wyciągnął się na kocu i podparł na łokciu.
Opowiedz mi o Saint Lucii.
Quinn podciągnęła kolana pod brodę i objęła je ramionami. Kieliszek delikatnie kołysał się
między palcami.
Mamy dwa hotele na wyspie. Oba świetnie pokazują różne oblicza sieci: jeden jest klejnotem,
drugi wymaga sporo pracy. Paradis Entre les Montagnes, położony obok słynnego wulkanu, znalazł
się w pierwszej piątce najbardziej luksusowych hoteli na świecie. Mamy tam doskonałego szefa
kuchni i menu, które wymaga win najwyższej jakości. Le Belle Bleu znajduje się na północy i musiał
przejść solidny remont. Niedługo go otwieramy. Nie mamy jeszcze sprecyzowanego menu, ale tak czy
owak można już poczynić pewne ustalenia, jeśli chodzi o kartę win.
Zarzucił ją pytaniami, na które odpowiadała, delektując się pysznym trunkiem. Gdy wypiła pół
kieliszka, podniósł butelkę.
Nie, dziękuję. Wystarczy. Rozejrzała się wokół, po czym spojrzała na niego. Winnice,
castello, firma& Musisz być bardzo dumny.
Skinął.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]